Coraz więcej obserwatorów wojny jest przekonanych, że widzimy właśnie to, co zapowiadano jako bez mała apokalipsę. Sami Ukraińcy donosili o setkach tysięcy Rosjan, którzy zimą/wiosną ruszą do wielkiej ofensywy. Kreślono wizje ataku z Białorusi, na Kijów, czy Charków. Tymczasem od końca stycznia widzimy coś diametralnie innego. Po prostu więcej walenia głową w te same kawałki muru, co od miesięcy. I bez wielkich rezultatów. Tradycyjnie nie licząc Bachmutu.
Oceniając skuteczność działań Rosjan po przesunięciu linii frontu, to idzie im bardzo źle. Pytaniem otwartym pozostaje, ile ludzi i sprzętu stracą oni, a ile Ukraińcy i jaka będzie relacja tych strat do posiadanych sił. Bo to na dłuższą metę sprawa kluczowa, a nie kilometry kwadratowe. Precyzyjne informacje tego rodzaju poznamy jednak dopiero po wojnie, choć w najbliższych miesiącach dużo powie to, czy Ukraina zdobędzie się na kolejną większą ofensywę.
Na razie to jednak Rosjanie próbują iść naprzód. Wychodzi im to właściwie tylko w rejonie Bachmutu, choć niezmiennie są to powolne i kosztowne kroki naprzód. Choć niestety dość metodyczne i ciągłe. To, co najważniejsze, to rosyjskie działania na rzecz odcięcia Bachmutu od zaplecza. Walki w samym mieście, na jego wschodnich krańcach, wśród niewielkich domków jednorodzinnych, nie przynoszą im istotnych rezultatów. Może kilka kwartałów na tydzień, choć Ukraińcy regularnie przeprowadzają niewielkie kontrataki siłami na przykład jednego wozu opancerzonego i drużyny piechoty liczącej kilku ludzi. Jest ewidentne, że z tego kierunku Rosjanie miasta nie opanują. Przynajmniej nie w tym półroczu.
Niestety znacznie groźniejsze osiągnięcia mają na północ od miasta, gdzie działa głównie grupa Wagnera. Na przestrzeni minionego tygodnia udało im się zająć całą wioskę Paraskowiwka. Oznacza to tworzenie coraz większego wyłomu w dotychczasowych ukraińskich liniach obronnych na północ od Bachmutu. Rosjanie nacierają dalej, atakując mocno ostatnie dwie podmiejskie wioski blokujące im na tym kierunku wyjście na pola za miastem, przez które biegną ostatnie drogi zaopatrzeniowe.
Sytuacja w rejonie Bachmutu. Widać, jak tworzy się okrążenie miasta Fot. Militaryland.net
Mapa w większej rozdzielczości
Po drugiej stronie miasta, na południu, jest podobnie o tyle, że Rosjanom do sięgnięcia wspomnianych pól została też jedna wioska - Iwaniwskie. Tutaj ma działać głównie regularne wojsko i już od początku lutego nie widać żadnych poważnych postępów. Ukraińcy mieli w tym miejscu kontratakować na ograniczoną skalę i nieco odrzucić Rosjan oraz zablokować ich dalsze poruszanie się naprzód. Nie było to jednak coś na miarę odwrócenia losów bitwy. Rosjanie nadal są bardzo blisko ostatnich linii zaopatrzeniowych.
Pomimo trudnej i niemal podbramkowej sytuacji, Ukraińcy trzymają się Bachmutu. Być może w ocenie ukraińskiego dowództwa warto, ponieważ Rosjanie rzucają do szturmów naprawdę duże siły i środki. Mówiąc brutalnie, to maszynka do mielenia mięsa, która przemiela liczne rosyjskie oddziały, odbudowywane z takim trudem przez ostatnie miesiące. Do tego wymusza poważne zużycie amunicji, z którą mają być problemy. Grupa Wagnera oskarża wojsko o dostarczanie jej w tak skąpych ilościach, że uniemożliwiających dalsze sukcesy. Inni ochotnicy i blogerzy odpierają, że po prostu wagnerowcy zaczęli dostawać ostatnio tyle, co wszyscy i przeżyli szok. Do tego publikują zdjęcia skrzyń z amunicją wyciąganą chyba z najgłębszych zakamarków składów, bo totalnie zardzewiałą i się rozpadającą. Nie sposób powiedzieć, czy to efekt ogólnych braków amunicji, czy kulawej i podgryzanej przez Ukraińców logistyki, czy na przykład oszczędzania na jakieś spodziewane intensywniejsze walki.
Na północy intensywne walki toczą się w rejonie lasów na zachód od Kremiennej i na północ od Kupiańska. W tym pierwszym miejscu Rosjanie już czwarty tydzień starają się przełamać ukraińską obronę i dotrzeć do linii rzeki Żerebiec, aby pójść dalej na Łymań. Działa tam kilka doborowych rosyjskich oddziałów (o ile można je tak nazwać po roku wojny i wymianie większej części składu), w tym wojsk powietrznodesantowych, czy zmechanizowanych uzbrojonych w najnowsze czołgi T-90M. Większych efektów brak. Walki w lasach są trudne i brutalne, toczone na krótkich dystansach. Rosjanie początkowo zdołali posunąć się wyraźniej o kilka kilometrów na zachód, ale już od ponad dwóch tygodni, jeśli jakieś postępy są, to minimalne.
Podobnie jest w rejonie Kupiańska, choć z tego odcinka dochodzi relatywnie mało wiadomości. Jest jednak dość jasne, że Rosjanie początkowo posunęli się kilka kilometrów na zachód w rejonie miasteczka Dworiczna, które jest 15 kilometrów na północ od Kupiańska i przy pierwszym moście nad rzeką Oskił w tym kierunku. Jednak nie udało im się dotrzeć do samej rzeki oraz przeprawy, ugrzęźli i stoją tak już trzeci tydzień.
Rejon Swatowe-Kupiańsk. Rosjanie mają naciskać zwłaszcza na północ od tego miasta, co widać po strzałkach Fot. Militaryland.net
Mapa w większej rozdzielczości
Kolejny rejon intensywnych walk jest położony na południe od Bachmutu, czyli Awdijiwka obok Doniecka. Rosjanie systematycznie ponawiają tam nawet duże ataki liczące po kilka-kilkanaście ciężkich pojazdów i kilkudziesięciu żołnierzy. Wszystkie kończą jednak podobnie. Wpadnięcie na miny, dostanie się pod ostrzał artylerii i broni przeciwpancernej, ucieczka tych, co jeszcze mogą. Po jednym z wyjątkowo mało udanych ataków tego rodzaju na północ od Awdijiwki pojawiły się twierdzenia, że Ukraińcy wykorzystali sytuację i przeprowadzili skuteczny lokalny kontratak, ale brakuje na to potwierdzenia. Nie ma doniesień o przesunięciu frontu.
Kolejna oś rosyjskich ataków to Marinka, około 25 kilometrów na południowy zachód. Walki o samo miasto, a raczej jego ruiny, trwają już od wczesnej jesieni. Efekt taki, że jest kontrolowane mniej więcej po połowie i miarą rosyjskich sukcesów jest ogłaszanie opanowania budynków po drugiej stronie ulicy. W ciągu ostatniego tygodnia sfrustrowani Rosjanie przypuścili silne ataki przez pola po obu stronach ruin. Nie doszło jednak do przełamania ukraińskiej obrony.
Ostatnie miejsce, gdzie Rosjanie nacierają, to położony kolejne 25 kilometrów na południowy zachód Wuhłedar. Od końca stycznia Rosjanie ponieśli tam bardzo ciężkie straty i praktycznie nic nie osiągnęli. Ukraińska obrona trzyma się mocno i poza utratą części terenu będącego raczej strefą niczyją, nie cofnęła się ani o krok. Trudno zrozumieć jaki cel przyświeca rosyjskiemu dowództwu, które pomimo tego raz po razie wysyła kolejne pododdziały do podobnych ataków, ewentualnie przesuwając ich oś natarcia o kilka kilometrów w lewo lub prawo. Wydawałoby się, że po prawie miesiącu niemal całkowicie bezskutecznych ataków, byłoby rozsądnie zmienić zamiary, ale najwyraźniej tak to nie działa w rosyjskim wojsku.
Rejon Doniecka. Przebieg linii frontu jest bez większych zmian od ponad pół roku Fot. Militaryland.net
Mapa w większej rozdzielczości
Po prawie miesiącu wzmożonych walk i wyraźnej rosyjskiej presji staje się ewidentne, że ta cała rosyjska ofensywa zimowa jest inna, niż się spodziewano. Wyraźnie widać, że Rosjanie postanowili mocniej zaatakować w rejonie Kupiańska, Kreminnej, Bachmutu, Awdijiwki, Marinki i Wuhłedaru. Wzmożone uderzenia w tych miejscach zaczęły się niemal w tym samym czasie, pod koniec stycznia. Minął już jednak miesiąc i nie widać nigdzie istotnego sukcesu. Ukraińskie linie obronne nie zostały przełamane. Nie ma informacji o tym, aby na jakichś odcinkach do ataku ruszyły naprawdę przytłaczające siły, a ukraińska obrona ledwo się trzymała. Wyjątkiem jest Bachmut, gdzie intensywne walki trwają już właściwie pół roku, a teraz tylko zyskały na intensywności i Ukraińcy są w naprawdę ciężkiej pozycji.
To, co jednak najistotniejsze, to nie ma sygnałów świadczących o rzucaniu przez ukraińskie dowództwo na jakieś odcinki znacznych rezerw, których celem byłoby ratowanie sytuacji. Nawet w rejonie Bachmutu. Można to odczytać tak, że rosyjskiej ofensywie nie udało się wywołać nigdzie kryzysu po stronie ukraińskiej. Ukraińcy na pewno ponoszą straty, ale najwyraźniej w granicach tego, co można zaakceptować. Z drugiej strony wszystko wskazuje na to, że Rosjanie nie mają w odwodzie jakichś istotnych dodatkowych sił, które mogliby gdzieś rzucić na wyczerpanych Ukraińców i przełamać ich obronę na jakimś odcinku. Po tylu tygodniach walk byłoby to wskazane, ale jest też możliwe, że wobec braku wstępnego powodzenia nie zdecydowano się uruchamiać kolejnej fazy operacji.
Tak czy inaczej, wszystko wskazuje na to, że Ukraińcy właśnie dość pewnie znoszą tak długo zapowiadaną rosyjską ofensywę zimową. Pozostaje mieć nadzieję, że Rosjanie właśnie wytracają istotną część oddziałów odbudowywanych przez miesiące jesienne i tym samym tracą potencjał do przeprowadzania kolejnych poważnych ofensyw na kolejne miesiące. Oby Ukraińcy tracili w obronie tych sił na tyle mało, aby oni z kolei zachowali dość na próbę jakiegoś poważniejszego uderzenia wiosną.