Jerzy Marek Nowakowski: Ten plan Chin na pokój to bejsbolowy kij na Amerykanów. Z niego wynika, że to USA są wszystkiemu winne. Służy on zresztą Rosji.
Zgadzam się z tu z Jakiem Sullivanem, doradcą prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego, który stwierdził, że w zasadzie wystarczyłby ten jeden, pierwszy punkt z planu Chin, i byłoby po wojnie.
Chińczycy nie odnoszą się tu do faktu, że Rosja zadekretowała sobie, że już zaanektowała cztery obwody Ukrainy. Czyje są te terytoria i czyimi cywilami są ich mieszkańcy? Chiny nie odpowiadają na to pytanie, a przecież to kluczowe.
Ambasador RP w Republice Łotewskiej Jerzy Marek Nowakowski podczas spotkania członków Komisji do Spraw Europejskich, 14 września 2011 r. Fot. Ernests Dinka/Kancelaria Sejmu Łotwy
I to pstryczek w Amerykanów, w Zachód, ale też częściowo w Rosję. Ten punkt jest oczywiście w interesie Chin, bo Pekin bardzo boi się modelu zimnowojennego - rywalizacji dwóch bloków. USA w swojej narracji próbują bowiem powiedzieć, że istnieje dziś nowa oś zła i chcą przykleić Chińczyków do Rosjan, by w ten sposób uzyskać pełną solidarność świata zachodniego w rywalizacji z Chinami. Dla USA to przecież Chiny są głównym przeciwnikiem.
Brzmi jak oczywistość dla planu pokojowego, ale zakończenie działań wojennych teraz to byłaby przysługa oddana Rosji. Przecież znaczna część terytorium Ukrainy jest pod okupacją rosyjską, więc zakończenie działań zbrojnych to gwarancja ich utrzymania przez agresora. Zamrożenie wojny spowoduje też, że mobilizacja Zachodu osłabnie, a Rosjanie uzupełnią braki w broni, bo mają rozpędzony przemysł wojenny, zmobilizują też i wyszkolą dodatkowych żołnierzy. Odmrożenie wojny nastąpiłoby z kolei w momencie wygodnym dla Kremla.
Brzmi to słusznie. Ale co oznacza "ochrona cywilów"? Masa cywilów znajduje się pod okupacją Rosji, więc należy pozwolić im wyjechać? Jakie prawa im zapewnić? Na to Chiny nie odpowiadają, bo - jak mówiłem wcześniej - nie chcą stwierdzić, czyje są terytoria Ukrainy, które Kreml formalnie, acz bezprawnie, przyłączył do Rosji.
I to jest twardy chiński interes. Użycie broni atomowej przez Rosjan to jest czerwona linia dla Chin, której przekroczenia nie akceptują - zakomunikowali to zresztą Kremlowi bardzo jasno. Efekt jest taki, że Putin przestał straszyć użyciem broni atomowej.
Nasza perspektywa często nie docenia tej obawy Pekinu. Chiny mają broń atomową, ale stosunkowo mało, i jest to broń głównie strategiczna, a nie taktyczna - zapasy głowic atomowych są zresztą zbliżone do francuskich, czyli niewielkie w porównaniu do USA i Rosji. Tymczasem generalicja na całym świecie rozważa przyszłe konflikty jako wojny z ograniczonym użyciem broni atomowej. W myśleniu wojskowych taktyczna broń atomowa - ta mniejszej mocy - po części została już odczarowana. Broń ta politycznie pozostaje jednak nieakceptowalnym symbolem, a ten, kto pierwszy jej użyje, będzie kompletnym pariasem na świecie.
Gdyby Rosjanie jej użyli w wojnie z Ukrainą, to nastąpiłoby zupełne odczarowanie broni atomowej. Wtedy Chiny będą - mówiąc z rosyjska - w tupike. Czyli w ślepym zaułku.
Bo próba chińskiego ataku na Tajwan może się spotkać z amerykańskim odwetem atomowym. A na taki odwet Chiny już nie będą miały odpowiedzi. Jeśli Rosjanie użyją broni atomowej, to Chiny mogą na 15 lat zapomnieć o swojej ambicji, by napaść na Tajwan. Chiny więc bardzo silnie starają się zadbać o to, by Rosjanie broni atomowej nie użyli.
Ten punkt jest o tyle nieoczywisty, że w ten sposób Chiny starają się zapisać do klubu obrońców biednego Południa - w opozycji do kolonialnego Zachodu. Zresztą także Rosjanie chcą się pozycjonować jako obrońcy biednych krajów, mogących cierpieć głód przez brak dostaw zboża z Ukrainy.
To oczywista usługa wobec Rosji. Ale jest też w tym interes samych Chin, które obawiają się, że same staną się obiektem zachodnich sankcji jako państwo tworzące pospołu z Rosją nową "oś zła".
Chińczycy nie chcą dopuścić do klęski Rosji, więc szukają sposobów na wspieranie Rosjan. Nie sądzę jednak, aby robili to jawnie.
Z takim wsparciem Chiny na pewno bardzo by uważały. Iran, Korea Północna czy Pakistan mogłyby wspierać Rosję takimi towarami, ale raczej nie bezpośrednio Chiny. Bo dla USA sprawa jest prosta i już to testowali: firmy, które w jakikolwiek sposób współpracują z Iranem, są eliminowane ze współpracy z USA.
Gdy byłem jeszcze ambasadorem RP w Armenii, to widziałem, jak niektóre firmy były zainteresowane współpracą z Iranem - teoretycznie chodziło o sprzedaż towarów nieobjętych żadnymi sankcjami. Ale gdy kalkulowano ryzyko, to wniosek był prosty: ważniejsza jest współpraca z USA i nie ma co nawet ryzykować sankcji. Teraz ten mechanizm będzie działał również w Chinach, dla których współpraca gospodarcza z USA i Zachodem jest wielokrotnie ważniejsza niż z Rosją.
Jestem głęboko przekonany, że należałoby teraz reaktywować CoCom [Komitet Koordynacyjny Wielostronnej Kontroli Eksportu - red.], który w czasie zimnej wojny skupiał państwa z najbardziej zaawansowanymi technologiami i bardzo skutecznie nie dopuszczał, by znalazły się one w rękach bloku komunistycznego.
Stabilność łańcuchów dostaw to oczywisty interes Chin. Obawy Chin są takie, że firmy z państw zachodnich zaczną przenosić swoją produkcję do innych państwa, więc Chiny przestana być manufakturą świata, przez co załamałby się ich gigantyczny eksport. Powoli ta produkcja jest już jednak przenoszona poza Chiny. Choćby prezydent Turcji Recep Erdogan mówił, że liczy na przejęcie części chińskich zamówień produkcyjnych.
Sumując - w planie pokojowym Chin na zakończenie wojny w Ukrainie najważniejszy jest interes samych Chin.
Wagę ma punkt nr 1, czyli powiedzenie, że integralność terytorialna państw jest wyjściowym założeniem.
Z ukraińskiego punktu widzenia korzystne jest to, że ktoś występuje z pomysłem planu pokojowego, ale ten plan dla Ukrainy - zwłaszcza w punkcie o natychmiastowym wstrzymaniu działań wojennych - jest niemożliwy do przyjęcia.
Zwracam uwagę, że Putin wystąpił parę dni temu z orędziem, w którym powiedział, że nie wie, co ma robić. To było rozpaczliwe przemówienie przywódcy państwa, który rozpoczął ogromną wojnę, ale nie jest w stanie nawet powiedzieć, jakie są cele tej wojny. Nie mówi nawet - tak jak kiedyś - że trzeba zająć Kijów i go "zdenazyfikować", a tylko że Rosja musi dalej toczyć tę wojnę.
Kiedy ktoś w takich momentach przypomina o pokoju - tak jak teraz Chiny - to jest to OK, ale na pewno nie na warunkach sformułowanych przez Chiny, bo one służą Rosjanom, a przede wszystkim samym Chińczykom. Gdybym miał jednym zdaniem skonkludować, tobym powiedział, że w haśle "chiński plan pokojowy" słowo "chiński" jest kluczowe, a słowo "pokój" jest zapisane bardzo drobnym druczkiem.