Zdjęcie zostało oficjalnie opublikowane przez Pentagon w nocy ze środy na czwartek czasu polskiego. Dwa dni wcześniej nieoficjalnie trafiło (w formie zdjęcia ekranu komputera z wyświetlonym zdjęciem) na blog znanego brytyjskiego dziennikarza branżowego, Chrisa Pococka, poświęconego U-2. Wcześniej o jego istnieniu informowała stacja CNN, mówiąc o "mającym legendarny status" w wojsku i służbach selfie pilota z chińskim balonem.
Według Pentagonu fotografia została wykonana przy pomocy prywatnego iPhona. Lotnicy regularnie zabierają takie urządzenia albo niewielkie kamery w rodzaju GoPro, aby uwieczniać ciekawe momenty swojej służby. Wykonanie podczas misji fotografie podlegają jednak ścisłej cenzurze i kontroli wojska. W tym wypadku pilotowi U-2 udało się uzyskać bardzo dobry kadr, na którym widać zarówno jego hełm, jak i skrzydło samolotu, a pod nim chiński balon.
Jakość oryginału jest na tyle dobra, że można dostrzec wiele detali szpiegowskiego intruza. Ogólny układ był już znany dzięki zdjęciom z ziemi, ale fotografia pilota U-2 pozwala dostrzec więcej. Podwieszona pod balonem platforma z urządzeniami przypomina ogólnie Międzynarodową Stację Kosmiczną, z dwoma dużymi zestawami baterii słonecznych po bokach. W środku widać między innymi wyraźną białą antenę, a nad nią blok urządzeń osłoniętych folią. Widać też szereg innych elementów, które jednak trudno rozpoznać. Amerykańscy wojskowi twierdzą, że balon miał wiele anten i urządzeń służących do prowadzenia działań zwiadowczych.
Dodatkowo obok centralnego bloku urządzeń da się zauważyć cztery elementy, które mogą być niewielkimi śmigłowymi silnikami elektrycznymi, o których istnieniu wcześniej wspominał Pentagon. W domyśle miały służyć do lepszej kontroli ruchów balonu.
Poza zrobieniem sobie selfie z balonem pilot U-2 na pewno używał profesjonalnego sprzętu na pokładzie swojej maszyny do obserwacji intruza. Opublikowana fotografia to rozrywka. W tle są na pewno dane z pokładowych systemów obserwacji, zarówno różnego rodzaju kamer i aparatów, jak i odbiorników fal elektromagnetycznych, oraz urządzeń służących do ich zagłuszania. Pentagon twierdzi, że w jakiś sposób blokowano działanie urządzeń zwiadowczych balonu, prawdopodobnie uniemożliwiając mu przekazywanie danych do Chin poprzez satelity.
Fotografię wykonano na wysokości około 18 kilometrów, bo na takiej według Pentagonu miał lecieć balon. To o połowę wyżej, niż latają zwykłe samoloty pasażerskie. Dla większości współczesnych samolotów bojowych to górna granica możliwości albo wręcz ponad nią. Dla U-2 to jeszcze nic nadzwyczajnego, bo oficjalnie może osiągnąć "ponad 24 kilometry". Konkretna wartość nie została ujawniona. Generalnie to wysokość bardzo rzadko odwiedzana przez samoloty, ponieważ niewiele potrafi na niej działać w sposób normalny i utrzymywać się przez dłuższy czas. Powietrze jest tam już tak rzadkie, że trzeba odpowiedniej relacji masy, mocy silnika/silników i powierzchni nośnej, aby pilot mógł zachować kontrolę nad maszyną. Potrzeba też specjalnego systemu podtrzymywania życia, aby człowiek siedzący za sterami mógł normalnie funkcjonować i nie nabawił się choroby wysokościowej. Dlatego widoczny na zdjęciu pilot jest odziany w skafander z hełmem przypominającym te używane przez kosmonautów.
U-2 zostały jednak skonstruowane do działania w takich realiach. To owoc ściśle tajnego programu CIA z lat 50., którego celem było stworzenie maszyny zdolnej do szpiegowania ZSRR z dużych wysokości, nieosiągalnych dla radzieckich myśliwców. W tamtych czasach pułap rzędu 20 kilometrów był czymś ekstremalnym. Do działania tak wysoko potrzeba było nieszablonowej maszyny, którą stworzył zespół konstruktorów firmy Lockheed Martin, pod przewodnictwem słynnego inżyniera Clarence "Kelly" Johnsona. W praktyce był to duży szybowiec z silnikiem odrzutowym. Maksymalnie odchudzony ze wszystkiego, co tylko się dało. W tym ze standardowego podwozia. Osiąganie ekstremalnej wysokości pozwoliło U-2 bezpiecznie szpiegować ZSRR z powietrza w latach 1956-60, dostarczając mnóstwa cennych informacji. To się jednak skończyło wraz z przyjęciem do służby w radzieckim wojsku nowoczesnych rakiet przeciwlotniczych, dla których 20 kilometrów i więcej to nie był problem.
Zadania U-2 przejęły później satelity, a w pewnym stopniu jego jeszcze bardziej ekstremalny następca stworzony przez Kelly'ego i jego zespół, czyli SR-71 Blackbird. Tamta maszyna latała nie dość, że bardzo wysoko (około 26 km), ale na dodatek bardzo szybko, osiągając około 3500 km/h. U-2 przetrwały jednak swojego następcę, ponieważ były stosunkowo tanie i łatwe w obsłudze, w porównaniu do alternatyw. Używano ich więc do prowadzenia zwiadu nad na przykład Chinami, Koreą Północną, Wietnamem czy Bliskim Wschodem, gdzie przez lata mogły latać względnie bezpiecznie. Z czasem U-2 modernizowano, między innymi istotnie przebudowując i powiększając. Produkowano nowe serie, przy czym ostatni samolot powstał dopiero w 1989 roku. Maszynom dodawano nowe wyposażenie zwiadowcze, na przykład specjalistyczny radar czy urządzenia do odbierania sygnałów elektromagnetycznych. Tak wyposażone U-2 sprawdziły się między innymi podczas wojen w Afganistanie i Iraku, gdzie utrzymując się godzinami nad rejonami walk, mogły na bieżąco dostarczać informacji żołnierzom na ziemi.
U-2, nazywane "Dragon Lady" od pierwotnej nazwy programu CIA, w ramach którego były eksploatowane, przetrwały nawet swojego następcę, czyli drona RQ-4. Ze względu na cenę, koszty eksploatacji, problemy techniczne i mniejszą uniwersalność, futurystycznie wyglądające bezzałogowce szybciej trafią do lamusa. Aktualnie Pentagon planuje ich wycofanie do końca tej dekady, podczas gdy planów wycofania U-2 nie ma.