Łukaszenka zapowiedział, we wtorek, że jego kraj musi utworzyć jednostki paramilitarne w "każdym mieście lub wsi", aby służyły jako obrona terytorialna, dodając, że każdy Białorusin musi nauczyć się obchodzić z bronią "aby chronić swoją rodzinę i dom" - podaje AP.
Minister obrony Wiktor Chrenin powiedział, że Białoruś utworzy siły do 150 000 ochotników, którzy otrzymają broń, ale zachowają swoje cywilne prace. Zaznaczył, że członkowie ugrupowania utworzą rezerwę wojskową, która pozwoli im działać jako partyzanci w przypadku wojny.
Łukaszenka zaznaczył jednak, że wyśle wojska białoruskie na Ukrainę tylko wtedy, gdy jego kraj zostanie zaatakowany.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Parlament białoruskiego reżimu przyjął we wtorek w trzecim czytaniu ustawę o wprowadzeniu kary śmierci za zdradę stanu dla żołnierzy i urzędników. Ten sam dokument przewiduje poprawki do kodeksu karnego zaostrzające kary wobec osób dysponującymi tajemnicami państwowymi. W ocenie białoruskiej opozycji, w ten sposób Alaksandr Łukaszenka chce wywrzeć presję na wszystkie osoby, które mogłyby podjąć działania wymierzone w jego dyktaturę.
Białoruski reżim nasilił represje wobec obywateli po masowych protestach z 2020 roku. Opozycjonista Aleś Michalewicz stwierdził, że po sfałszowanych przez Alaksandra Łukaszenkę wyborach na ulice miast wyszła wystarczająca liczba ludzi, aby obalić dyktatora. Jednak Białorusini przestraszyli się zbrojnej interwencji Rosji. - Większość społeczeństwa miała świadomość, że rosyjskie czołgi wjadą na Białoruś - podkreślił opozycyjny polityk.
Protesty w 2020 roku zostały brutalnie zdławione. Do dziś w aresztach i więzieniach przetrzymywani są obrońcy praw człowieka tak, jak laureat Pokojowej Nagrody Nobla Aleś Bialacki i niezależni dziennikarze, w tym działacz polskiej mniejszości Andrzej Poczobut.