Informacja o wizycie Joe Bidena w Kijowie do ostatnich chwil trzymana była w tajemnicy. Amerykański przywódca spotkał się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim i złożył kwiaty przed monumentem poświęconym poległym żołnierzom.
To wydarzenie od rana komentują rosyjskie media i propagandyści. Były prezydent Federacji Rosyjskiej Dmitrij Miedwiediew poświęcił wizycie obszerny wpis na Telegramie.
"Biden, otrzymawszy wcześniej gwarancje bezpieczeństwa, ostatecznie udał się do Kijowa. Obiecał dużo broni i przysięgał wierność neonazistowskiemu reżimowi aż po grób. I oczywiście były wzajemne zaklęcia o zwycięstwie, które nadejdzie z nową bronią i odważnym ludem. I w tym miejscu należy zauważyć, że Zachód naprawdę dość regularnie dostarcza broń i pieniądze do Kijowa. W ogromnych ilościach, pozwalając kompleksowi wojskowo-przemysłowemu krajów NATO zarabiać pieniądze i kraść broń na sprzedaż terrorystom na całym świecie" - rozpoczyna swój wywód.
"A co do ludzi... Tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana. Ostatnio rozmawiałem z imigrantami z terenów ukraińskich. Przypomnieli mi proste statystyki. W 2001 r. ludność Ukrainy według spisu wynosiła około 48,5 mln osób (biorąc pod uwagę osoby, które wówczas pracowały za granicą). Potem, w 2014 roku, Krym i Donbas się rozpadły. Potem zaczęło się NWO i aktywna emigracja. Zarówno w Europie, jak i w Rosji" - bredził dalej propagandysta.
Cytując ekspertów, przekonuje, że z Ukrainy wyjechało w sumie od 15 do 20 milionów ludzi. "Dlatego populacja tej dziwnej formacji, która jest znana jako Peryferia, wynosi obecnie 20–25 milionów ludzi, nie więcej. I jest to tendencja do zmniejszania się"- kontynuuje.
"Czołgi i pociski są oczywiście ważne. Ale zdecydowanie ważniejsi są ludzie. I nie podlega im ani staruszek zza oceanu, ani gang narkomanów z Bankovą. Ich masowy wyjazd jest odpowiedzią na pytanie, do kogo należy przyszłość" - podsumowuje polityk.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Jak pisaliśmy w Gazeta.pl, rosyjskie media wykorzystują wizytę Joe Bidena w Kijowie do umacniania swoich propagandowych teorii. Tym razem znów podtrzymują narrację, że państwo rządzone przez Władimira Putina nie jest w stanie wojny z Ukrainą, ale z państwami zachodnimi.
- Możliwe, że ktoś w Departamencie Stanu przekonał staruszka (Bidena - przyp. red.), by pojawił się (w Kijowie - przyp. red), ale rzeczywisty podtekst tego wydarzenia może być zupełnie inny. Mógł nastąpić przeciek w rurociągu i wybuch, który mógł doprowadzić do czegoś w rodzaju wydarzeń z 11 września 2001 r. - mówił jeden z rosyjskich polityków w propagandowej telewizji Zvezdaa.
Propagandysta jest zdania, że na jednym z placów w Kijowie mogło dojść do wybuchu zaplanowanego przez Ukrainę i USA. - Zełenski będzie leżał obok swojego ochroniarza w okularach przeciwsłonecznych. Taka planowana prowokacja - przekonywał.
- Możecie sobie wyobrazić, że w Kijowie coś wybucha, podczas gdy my siedzimy tutaj - dodał. Polityk sugerował, że amerykańskie władze zaplanowały wizytę, by wyeliminować Joe Bidena i zaognić międzynarodowy konflikt. Z propagandowej debaty wynika, że w ten sposób Amerykanie mogliby wykorzystać ustawiony zamach i śmierć Bidena do ataku na Rosję.
Więcej na ten temat pisaliśmy w tekście poniżej: