Nielegalne części w Air Force One? Wstydliwy moment w historii "latającej twierdzy"

Latanie samolotem jest bezpieczne dzięki precyzyjnym procedurom i kontrolom, którym podlegają statki powietrzne. Każdy element musi mieć certyfikat i spełniać wyśrubowane normy jakościowe. Air Force One, najpilniej strzeżony amerykański samolot, przechodzi wyjątkowo rygorystyczne procedury. Okazuje się jednak, że nawet w samolocie prezydenta USA znalazły się kiedyś części, których nie powinno tam być.

Wiele osób błędnie utożsamia Air Force One z charakterystycznym samolotem Boeing 747 (powszechnie nazywanym Jumbo Jetem). Nie jest to do końca prawda. Kryptonim ten otrzymuje bowiem każdy statek powietrzny, na pokładzie którego znajduje się urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Obecnie jest to najczęściej niebiesko-biały, robiony na specjalne zamówienie Jumbo Jet, który przez wielu nazywany jest także "latającą twierdzą". Na jego pokładzie znajdują się sale konferencyjne, siłownia, a nawet centrum dowodzenia, z którego głowa państwa może decydować np. o ataku nuklearnym. Sama maszyna, dzięki możliwości tankowania w powietrzu, może długo nie wracać na ziemię. Co więcej, zaawansowane technologie i skuteczna izolacja sprawiają, że zakłócenie pracy urządzeń i systemów łączności graniczy z cudem. Dlatego też przydomek "latająca twierdza" nie jest przypadkowy.

Zobacz wideo Oto największy samolot świata. Tak założyciel Microsoftu chce sięgnąć kosmosu

Air Force One z nielegalnymi częściami? Śledztwo FAA

Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) to organ nadzoru lotniczego, którego celem jest monitorowanie wszelkich aspektów lotnictwa cywilnego w Stanach Zjednoczonych. FAA ściśle współpracuje z amerykańskim Ministerstwem Transportu, które odpowiada także za bezpieczeństwo pasażerów oraz regulacje prawne dotyczące statków powietrznych. To w ich gestii leży m.in. kontrola różnych elementów statków powietrznych, także tych wątpliwego pochodzenia. Warto pamiętać, że w lotnictwie cywilnym duża część przewoźników to spółki prywatne, które chcą minimalizować koszty i zwiększać zyski.

Jak wspominaliśmy wcześniej, elementy konstrukcyjne wykorzystywane w statkach powietrznych muszą posiadać odpowiednie certyfikaty oraz spełniać rygorystyczne normy jakościowe. To sprawia, że cena takiej części jest niewspółmiernie wysoka do kosztu jej wytworzenia. Dlatego też niektórzy przewoźnicy szukają w tym miejscu szansy na oszczędności. Niezatwierdzone części są jednak bardzo niebezpieczne, ponieważ brak gwarancji i certyfikatów jakościowych (w tym także prób wytrzymałościowych) może w skrajnym przypadku prowadzić do katastrofy lotniczej.

Jak podaje dziennik "The New York Times", śledztwo przeprowadzone przez FAA w 1995 roku wykazało, że nawet w prezydenckim samolocie znaleziono nielegalne części. Zostały one błyskawicznie usunięte i zastąpione legalnymi, niemniej jednak rodzi się pytanie, jak mogło do tego dojść w Air Force One, najlepiej wyposażonym i zabezpieczonym statkiem powietrznym na całym globie?

Nielegalne części w samolocie prezydenta USA to robota Tec-Air Services Inc.

Niezatwierdzone części w samolocie prezydenta USA nie stanowiły poważnego zagrożenia, a przynajmniej nie podczas standardowego użytkowania samolotu. Nie zmienia to faktu, że nie powinny się tam znaleźć. FAA odkryła w sumie aż pięć nielegalnych elementów, które były związane z układem gaśniczym samolotu. Oczywiście sam termin "niezatwierdzona część" jest bardzo szeroki - może odnosić się do nieautoryzowanych producentów, upływu terminu ważności (np. w przypadku gaśnic) i paru innych kwestii.

Jak się okazuje, w całą aferę z nielegalnymi częściami w Air Force One zamieszana była amerykańska firma Tec-Air Services Inc. oraz jej dwóch byłych prezesów: Jack Caloras i Steven Metal, którzy na swoim koncie mieli już zarzuty o korupcję, a także inne oszustwa i wykroczenia (np. składanie fałszywych zeznań). Sama firma miała licencję do serwisu elementów układu gaśniczego w statkach powietrznych. W jego skład wchodzą np. gaśnice, czujniki dymu, a także systemy regulujące poziom tlenu na pokładzie.

Prokurator wschodniego dystryktu stanu Nowy Jork Zachary W. Carter stwierdził wówczas, że przedsiębiorstwo regularnie fałszowało testy poszczególnych elementów i wystawiało za nie puste faktury. W rzeczywistości nie nadawały się one do dalszego użytku lub po prostu sam poziom testów nie był wiarygodny.

Kiedy sprawa została nagłośniona, siły powietrzne Stanów Zjednoczonych wydały oświadczenie, z którego wynikało, że wadliwe części znaleziono także w innych samolotach. Cały sprzęt dostarczony przez Tec-Air Services Inc. został sprawdzony, a wadliwe lub niezatwierdzone części usunięte.

Dzisiaj niewiele osób pamięta o wstydliwej historii sprzed 28 lat. Niemniej jednak nawet "latająca twierdza" ma swoją mroczną przeszłość.

Wesprzyj zbiórkę Fundacji PCPM na pomoc poszkodowanym w trzęsieniu ziemi w Turcji i Syrii - przez >>stronę PCPM albo przez >>zbiórkę na Facebooku.

Więcej o: