Jeśli potraktować poważnie zapewnienie Ramzana Kadyrowa o tym, że stworzy prywatną firmę wojskową, tak samo można myśleć o słowach pochwały wobec Grupy Wagnera.
Nie przestaję cieszyć się z sukcesu "Wagnera" w Ukrainie. Wydawałoby się, że jest to prywatna firma wojskowa, ale udało jej się osiągnąć bardzo imponujące wyniki. I to pomimo faktu, że brygady szturmowe PMC zawsze biorą na siebie niezwykle ciężką część pracy. Pomimo wszystkich trudności "Wagner" osiąga swój cel w każdej sytuacji
- stwierdził czeczeński przywódca w niedzielnym wpisie na Telegramie.
Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Znany z krytyki pod adresem Rosjan i ich strategii w Ukrainie Kadyrow tym razem wskazał na postępy wagnerowców i dodał, że "ten rodzaj formacji (prywatna grupa wojskowa - red.) jest konieczny".
"Kiedy moja służba państwowa dobiegnie końca, poważnie planuję konkurować z naszym drogim bratem Jewgienijem Prigożynem i stworzyć prywatną firmę wojskową. Myślę, że wszystko się ułoży" - zdradził plany na przyszłość lider Czeczenów i zagorzały zwolennik Władimira Putina.
Sam Jewgienij Prigożyn, którego Kadyrow określa "drogim bratem", a opinia publiczna "kucharzem Putina" (ze względu na fakt, jak zaczynał swoją karierę), działa nie tylko na polu militarnym. W niedzielę pisaliśmy o tym, że założyciel Grupy Wagnera, próbował ingerować w wybory do Parlamentu Europejskiego, które odbyły się w 2019 roku w Estonii. Rosjanin starał się nawiązać współpracę z eurosceptyczną Estońską Konserwatywną Partią Ludową (EKRE) - informował portal Politico.
Viljar Veebel, naukowiec z Baltic Defence College, zdradził, że "współpraca rozpoczęła się, ponieważ partia EKRE chciała być radykalnie przeciwna partiom liberalnym i była zadowolona z otrzymania tego bardzo profesjonalnie przygotowanego pakietu wsparcia". Nie jest jasne, czy plan Prigożyna się powiódł. Estońska służba bezpieczeństwa wewnętrznego nie ma wątpliwości co do tego, że "operacje informacyjne Kremla są "trwałym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego Estonii".
Oddziały Czeczenów miały być dużym wsparciem militarnym w czasie wojny w Ukrainie. Już w pierwszych godzinach po inwazji Rosji kadyrowcy próbowali dokonać desantu na lotnisko w Hostomlu pod Kijowem. Nie udało im się. "Tego dnia stracili kilkaset osób" - przekazywała wtedy Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU). Na początku marca oddział ok. 1200 kadyrowców wtargnął na teren Ukrainy od strony Białorusi, stanął w położonym w lesie obozie w okolicach Borodzianki. Według SBU w obozie doszło jednak do wybuchu amunicji, w którym zginęła część z nich. Ostatecznie 13 marca oddział kadyrowców opuścił obwód kijowski Ukrainy i przez Białoruś udał się drogą lotniczą z powrotem do Czeczenii.
Ostatnio ich lider nie ustaje w recenzjach działań na froncie dowódców armii Rosji. Kadyrow narzekał np. na informowanie o liczbie zabitych rosyjskich żołnierzy. "Nie rozumiem, gdy przywódcy regionów trąbią o liczbie zgonów w specjalnej operacji" - pisał na Telegramie Ramzan Kadyrow.
Na początku października ostro skrytykował utratę ukraińskiego miasta Łyman. Obroną tego odcinka kierował dowódca Centralnego Okręgu Wojskowego, gen. Łapin, którego - według Kadyrowa - trzeba zdegradować do szeregowego i wysłać na pierwszą linię frontu, by "krwią zmył swoją hańbę".
Wesprzyj zbiórkę Fundacji PCPM na pomoc poszkodowanym w trzęsieniu ziemi w Turcji i Syrii - przez >>stronę PCPM albo przez >>zbiórkę na Facebooku.