Do zdarzenia doszło 6 listopada 2022 roku. Wówczas 23-letni Aleksander Jonkin poszedł na dyskotekę do klubu Poligon w mieście Kostroma, oddalonej o 330 kilometrów od Moskwy. W pewnym momencie młody mężczyzna wyszedł na sam środek sali i kilka razy wystrzelił wojskową rakietnicą w sufit. To doprowadziło do ogromnego pożaru, w którym zginęło 13 osób.
Milicjanci, którzy zatrzymali 23-latka przekazali, że Jonkin jest sympatycznym i kulturalnie wypowiadającym się człowiekiem. Także matka żołnierza nie potrafi powiedzieć, co się stało z jej synem. - Nie wierzę, aby syn był do tego zdolny - powiedziała rosyjskim dziennikarzom. Z kolei sąsiadka rodziny dodaje, że 23-latek zawsze był grzeczną i miłą osobą, z którą jej mąż pracował swego czasu w jednej z fabryk. Aleksander Jonkin czeka teraz na proces w sprawie wywołania katastrofy.
Propagandowe media nie chcą wiązać sprawy 23-latka ze skutkami wojny w Ukrainie, jednak mniejsze tytuły, w tym Gazeta.ru, coraz częściej piszą o "syndromie operacji specjalnej", który ma być widoczny u żołnierzy powracających z frontu. To właśnie dziennikarze tego portalu wyjaśnili, że Jonkin brał udział w wojnie w Ukrainie. "Pod koniec sierpnia znalazł się pod ostrzałem, doznał szoku i złamał nogę. Później został wysłany do szpitala w obwodzie astrachańskim. Powrócił do regionu kostromskiego i do czasu zdarzenia przebywał na zwolnieniu lekarskim" - ustalili dziennikarze. "To syndrom operacji specjalnej. Ci, którzy wrócili z frontu, nadal walczą w swojej ojczyźnie. Wszędzie wdają się w bójki i strzelaniny, a sądy sprzyjają weteranom" - tłumaczy rosyjski serwis "Możemy wyjaśnić".
Żołnierze wracają z wojny także z łupami - nie tylko pralkami, sedesami czy futrami, ale zabierają też karabiny, amunicję czy granaty - ustalił portal Verstka. Weterani wojny w Ukrainie wywołują bójki i grożą użyciem broni w miejscach publicznych. O ile nie dojdzie do rozlewu krwi, karani są grzywnami lub obowiązkami pracy społecznej.
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Były oficer Grom i ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa oraz zwalczania terroryzmu płk Andrzej Kruczyński w rozmowie z WP.pl uważa, że jednym ze skutków wojny dla Rosji będzie wzrost przestępczości i liczby brutalnych zdarzeń. - Do Rosji napływają więźniowie, którzy walcząc w Ukrainie, uzyskali wolność. Część z nich może powrócić do bandyckiego rzemiosła. Rosję zaleje fala weteranów z zespołem stresu pourazowego i znając rosyjskie realia, zapewne nie otrzymają pomocy. Człowiek, który uznał, iż widział wszystko, co najgorsze na świecie, jest jak beczka z prochem. Zagrożeń jest co nie miara - komentuje płk Kruczyński.
Opinie eksperta potwierdzają też dane Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rosji. Z oficjalnych danych wynika, że w Rosji nastąpił 30-proc. wzrost przestępczości z użyciem broni i materiałów wybuchowych.