We wtorek spod gruzów w Turcji wydobyto dziewięć żywych osób ocalonych ponad tydzień po trzęsieniu ziemi o magnitudzie 7,8, które 6 lutego, nad ranem, nawiedziło południową Turcję i północną Syrie - podaje Agencja Reutera. Bilans ofiar przekroczył 41 tysięcy.
CNN informuje z kolei, że zespoły ratownicze w południowej Turcji twierdzą, że wciąż słyszą głosy dobiegające spod gruzów. Daje to cień nadziei na znalezienie większej liczby ocalałych. We wtorek udało się wydostać dwóch braci, w wieku 17 i 21 lat, którzy byli uwięzieni pod szczątkami bloku w prowincji Kahramanmaras, a także Syryjczyka i młodą kobietę w Antiochii.
77- letnią Fatmę Gungor uratowano spod gruzów zawalonego budynku w prowincji Adiyaman po tym, jak spędziła tam prawie dziewięć dni. Kiedy ją transportowano na noszach - wskazywała palcami niebo.
Wszyscy spędzili pod gruzami ponad 200 godzin. Przedstawiciele ONZ informują, że akcja ratunkowa zbliża się do końca, a obecnie trzeba skupić się na znalezieniu schronienia, wyżywieniu i zapewnieniu dostępu do szkół dzieciom na terenach najsilniej dotkniętych skutkami trzęsienia ziemi.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Lekarze bez Granic byli obecni w północno-zachodniej Syrii od pierwszych chwil katastrofy. Organizacja od lat prowadzi w tym regionie medyczne projekty humanitarne, a jej zespół w rejonie katastrofy - w chwili pierwszych wstrząsów - liczył ok. 500 osób. Pracownicy i pacjenci organizacji dzielą się swoimi doświadczeniami i przeżyciami.
Mohammed, kierowca Lekarzy bez Granic, opowiada o akcji ratunkowej w Atarib w prowincji Aleppo. -Widziałem matkę, którą wyciągnięto martwą, ale troje jej dzieci udało się uratować. Jedno po drugim. Jakby to był cud. Ratownicy najpierw wyciągnęli spod gruzu jedno dziecko i przekazali je do karetki. Gdy karetka miała już odjechać, wyciągnęli kolejne, więc zatrzymali karetkę i przekazali drugie dziecko. To samo powtórzyło się z trzecim dzieckiem. Ludzie wiwatowali ze szczęścia, mówili, że przez dwa dni nie mogli wyjąć matki i dzieci, a teraz przynajmniej dzieci żyją - relacjonował.
68-letni pacjent Lekarzy bez Granic z Termanin, w prowincji Idlib wspomina, że po trzęsieniu ziemi jego dwaj synowie uciekli wraz z rodzinami z Jindires i przyjechali do Idlib.
Moja synowa była w ciąży i urodziła, jak tylko pojawiła się w moim domu. Choruję na raka, kiedyś otrzymywałem leczenie w Turcji. Mój dom, składający się z dwóch pokoi, mieści teraz trzy rodziny. Nie mamy wystarczającej liczby koców, grzejników i innych podstawowych rzeczy, żeby zaspokoić potrzeby trzech rodzin. Czuję się bezradny, nie jestem w stanie zapewnić rodzinie żadnego wsparcia.
Lekarze bez granic opisują także obecną sytuację i relacje ludności w północno-zachodniej Syrii.
Mój mąż dołączył do obrony cywilnej, aby pomóc wydobywać ludzi z gruzowisk. Robi to codziennie. Nasi przyjaciele też pomagają. Sprzętu, który można by do tego wykorzystać, jest na północy kraju bardzo mało, za mało dla Jindires, Aleppo, Atarib, Maharem, Tramanin i innych miejsc. Ciągle nie mogę dojść do siebie po tym, co się wydarzyło. Nie mogę zmusić się, by wrócić do domu. Mąż próbuje mnie na to namówić, ale ja nie mam odwagi.
Widziałam rodziców, którzy musieli pochować swoje dzieci. Inni pozostali pod gruzami. Żadna rodzina nie została oszczędzona, każdy stracił kogoś ze swych bliskich.
***
Wesprzyj zbiórkę Fundacji PCPM na pomoc poszkodowanym w trzęsieniu ziemi w Turcji i Syrii - przez >>stronę PCPM albo przez >>zbiórkę na Facebooku.