Większość swojego życia Bailey spędziła w schronisku dla psów. Ponad rok temu zamieszkała w Animal Rescue League w El Paso, gdzie miała większe szanse na znalezienie nowego domu. To się udało, została adoptowana, jednak nowy opiekun oddał ją już po trzech dniach. Kolejny opiekun chciał, aby Baily z nim została, jednak to ona miała inne zdanie. Postanowiła wykorzystać chwilę nieuwagi i uciekła.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Po tym jak Bailey zniknęła, jej nowy opiekun, a także schronisko, w którym mieszkała przez rok, rozpoczęli poszukiwania. Komunikat o zaginięciu psa pojawił się w mediach społecznościowych, a do akcji włączyli się inni ludzie. Opiekun Bailey szukał jej na terenie miasta do późnych godzin wieczornych - obawiał się bowiem, że mogła zostać potrącona lub zaatakowana przez dzikie zwierzę. Poszukiwania nie przynosiły efektów.
36 godzin zaginięciu psa, o godz. 1:15 w nocy, pracownicę schroniska zaalarmował dzwonek przy drzwiach placówki. Kiedy spojrzała w aplikację, aby zobaczyć kto dzwoni o tak późnej porze, ujrzała parę święcących się oczu. To była Bailey, która po chwili zaczęła piszczeć i drapać w drzwi. Okazało się, że pokonała około 16 km, aby dostać się do schroniska, w którym wcześniej mieszkała.
Kobieta obudziła swoją córkę, która również pracuje w schronisku. Obie pojechały na miejsce, a w czasie drogi, przez 15 minut, kobieta mówiła do Bailey przez aplikację, aby ta znowu nie uciekła. Kiedy przyjechały na miejsce, suczka była szczęśliwa - weszła na teren swojego dawnego domu, najadła się i położyła spać.
Rano Bailey została odebrana przez właściciela. Ten obiecał, że będzie bardziej na nią uważał, wyprowadzał ją na podwójnej smyczy, a także zakupi obrożę z GPS.