Jak podaje "Super Express", w kwietniu przed Sądem Najwyższym w Indiach wznowiony zostanie proces w sprawie zaginięcia Polaka. Z informacji, które przekazał ojciec Bruna wynika, że podczas rozprawy mają zostać przesłuchani trzej świadkowie. Ojciec zaginionego planuje pojawić się w Indiach, by sąd "widział, że rodzinie zależy na tej sprawie".
Kontakt z pochodzącym z Zabrza w województwie śląskim 24-latkiem urwał się w sierpniu 2015 roku, gdy Bruno przebywał w Indiach. Miała to być podróż wieńcząca zakończenie studiów. Po powrocie do Polski, który miał nastąpić 23 sierpnia, mężczyzna miał zacząć pracę w renomowanej, międzynarodowej krakowskiej firmie. 8 sierpnia Bruno wysłał ostatnią wiadomość do dziewczyny: "jestem spakowany, niektóre ubrania zostawiam w pralni". Później przestał kontaktować się z bliskimi.
Z ustaleń rodziny wynika, że tego dnia Bruno wyszedł na autobus. Miał się nim udać do miejscowości Manikaran, a później wrócić do New Delhi. Wiadomo, że dotarł do Kasol - miasta znajdującego się zaledwie cztery kilometry od docelowego punktu, który służy turystom za bazę wypadową przed wyjściem w góry. Tutaj trop się urywa.
Kasol w Indiach Suresh Karia; fot. Wikimedia Commons
W poszukiwania zaginionego zaangażowała się cała rodzina, przyjaciele i ochotnicy. Bliscy wynajęli ekipy poszukiwawcze z Polski, Indii i Izraela, a na miejsce sprowadzono nawet psa tropiącego. Niestety nie natrafiono na żaden ślad mężczyzny. Ojciec Bruna, Piotr pojechał do Indii, gdzie rozmawiał z policją, potencjalnymi świadkami, rozwieszał plakaty i opłacał banery z wizerunkiem syna oraz wyznaczył nagrodę, za udzielenie informacji w jego sprawie. Od momentu zaginięcia pan Piotr był w Indiach już 17 razy. Przez osiem lat rodzina Bruna wydała na poszukiwania 300 tys. złotych.
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Dopiero po złożeniu skargi na bezczynność policji, sąd w 2017 roku podjął decyzję o wznowieniu śledztwa w sprawie zaginięcia 24-latka. Jak podaje portal dzisiajwgliwicach.pl, śledczy rozważali kilka możliwości dotyczących tego, co stało się z 24-latkiem. Jedna z wersji mówi, że młody Zabrzanin dołączył do jakiejś grupy trekkingowej. Druga wersja zakłada, że wybrał się do "samotni". W obydwu założeniem jest, że zaginiony doznał urazu i nie jest w stanie się z nikim skontaktować.
Bruno miał być też widziany w miejscowości Leh koło Kaszmiru, w towarzystwie dwóch obywatelek Izraela. Śledczy ocenili, że zeznania świadków w tej sprawie są bardzo wiarygodne. Wówczas ojciec Bruna wystąpił w izraelskich mediach prosząc, by dziewczyny zgłosiły się na policję - jednak bez odzewu. Inny trop prowadził do Manali - miasta znajdującego się 73 kilometry od Kos, które również miało znajdować się w planach wyjazdowych 24-latka. Gospodarz publicznej toalety twierdził, że widział Bruna. W tym miejscu też wyszkolony pies podjął trop, jednak ten urwał się przy jednej z szos.
Mapa Indii - Kasol fot. Google Maps
Ostatecznie policja zatrzymała w sprawie dwóch mężczyzn, którzy nagabywali turystów. Jednego z nich Bruno miał poznać w New Delhi. Mężczyzna zaproponował 24-latkowi wyprawę do doliny Parvati. Mimo wątpliwości Bruno miał przystać na tę propozycję. Zatrzymani byli przebadani wariografem - badanie miało wykazać, że nie wiedzieli nic o tym, że Bruno zaginął.
- Liczymy, że jest uwikłany w jakąś społeczność. Może został mnichem i gdzieś przebywa. Słyszałem o wielu przykładach takich przemian ludzkich - powiedział pan Piotr w rozmowie z "SE". Ojciec Bruna zaznacza, że obecnie nie ma śladów ani dowodów na to, by Bruno - który miałby dziś 32 lata - nie żył. Indyjskich śledczych wspiera także polska prokuratura.