W czasie rozmowy z "The New Yorkerem" Salman Rushdie został zapytany o to, jak się czuje. - Bywało lepiej, ale biorąc pod uwagę to, co się stało, nie jest ze mną tak źle. Jak widać, duże obrażenia są w zasadzie wyleczone. Mam czucie w kciuku i palcu wskazującym oraz w dolnej części dłoni. Rehabilituję rękę i powiedziano mi, że radzę sobie bardzo dobrze - powiedział, dodając, że trudność wciąż sprawia mu pisanie, ponieważ nie ma czucia we wszystkich palcach.
Pisarz przyznał, że od czasu ataku dręczą go koszmary. Jak podkreślił, nie chodzi o wspomnienie napaści, ale sny te są przerażające. - Wydaje się, że jest ich mniej. Jest w porządku. Mogę wstać i chodzić. Mówię, że jest w porządku, ale są części mojego ciała, które wymagają ciągłych badań kontrolnych. To był kolosalny atak - stwierdził.
- Istnieje coś takiego jak zespół stresu pourazowego - powiedział, opowiadając o trudnościach w pisaniu. - Siadam do pisania i nic się nie dzieje. Piszę, ale jest to połączenie pustki i śmieci, rzeczy, które piszę i które usuwam następnego dnia. Jeszcze się z tym nie uporałem - podkreślił, obrazując swój stan. Salman Rushdie zaznaczył, że nigdy nie pozwolił sobie na używanie wyrażenia "blokada twórcza". - Każdy ma taki moment, kiedy nie ma nic w głowie. (...) Jedną z zalet bycia 75-latkiem i napisania 21 książek jest to, iż wiesz, że jeśli będziesz się tego trzymać, coś się pojawi - stwierdził.
Pisarz odniósł się również do życia po takim ataku, jaki przeżył. Jak podkreślił, mimo że przez lata otrzymywał groźby, starał się nigdy nie przyjmować roli ofiary. - Potem siedzisz i mówisz: "Ktoś mnie zaatakował nożem! Jaki jestem biedny!". I ja czasem tak myślę. To boli. Ale nie chcę, żeby ludzie czytający moją książkę o tym myśleli. Chcę, żeby byli pochłonięci przez opowieść, żeby ich poniosła - zapewnił.
Salman Rushdie zaznaczył, że wielu ludzi za nim nie przepadało, niektórzy nawet życzyli mu śmierci i byli "zmęczeni jego uporczywym trwaniem". - Nie podobało im się to, bo powinienem był umrzeć. Teraz, kiedy prawie umarłem, wszyscy mnie kochają... Wtedy to był mój błąd. Nie tylko żyłem, ale starałem się żyć dobrze. Ogromny błąd. Dostajesz piętnaście ran kłutych i jest znacznie lepiej - powiedział.
Jak zaznaczył, jest wdzięczny wszystkim, dzięki którym żyje i którzy go wspierali w trudnym czasie.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Do ataku na Salmana Rushdiego doszło 12 sierpnia ubiegłego roku podczas spotkania z czytelnikami. 24-letni Hadi Matar wbiegł na scenę i zadał pisarzowi kilkanaście ciosów nożem. Mężczyzna usłyszał zarzuty dotyczące usiłowania zabójstwa oraz napaści. Nie przyznał się do winy. 24-latek ma być zwolennikiem Korpus Strażników Republiki Islamskiej, jednak według policji działał sam. Grozi mu do 25 lat więzienia.
Salman Rushdie w czerwcu skończył 75 lat. Oprócz "Szatańskich wersetów" napisał m.in. "Grimus", "Dzieci północy" (za tę powieść otrzymał Nagrodę Bookera), "Wstyd", "Furia", "Czarodziejka z Florencji". Laureat wielu nagród i wyróżnień m.in. w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, Włoszech, Indiach, Austrii i Stanach Zjednoczonych. Obecnie jest wykładowcą na Uniwersytecie Nowojorskim. Jego książki przetłumaczono na ponad 40 języków.
33 lata wcześniej ówczesny przywódca Iranu ajatollah Ruhollah Chomeini wydał na Rushdiego wyrok śmierci po opublikowaniu "Szatańskich wersetów". Książkę tę muzułmanie uznali za bluźnierczą