W zeszły poniedziałek Alaksandr Łukaszenka udał się z wizytą do Zimbabwe. Na lotnisku w Harare czekał na niego czerwony dywan, wiwatujące tłumy w prezydenta Emmersona Mnangagwy i jego partii ZANU-PF oraz grupa tancerzy.
Jak poinformował przywódca białoruskiego reżimu, politycy podpisali umowę o utworzeniu stałej komisji współpracy Białoruś-Zimbabwe oraz szereg innych dwustronnych umów i memorandów. Podpisane zostało również porozumienie o nawiązaniu stosunków miast siostrzanych między Mińskiem a Harare.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Z medialnych spekulacji wynika jednak, że prawdziwy cel wizyty Alaksandra Łukaszenki w Zimbabwe mógł być nieco inny. "The News Hawks", powołując się na źródła dyplomatyczne, przekazała, że głównym pobytu białoruskiego dyktatora w Afryce był lit.
- Łukaszenka był w Zimbabwe po raz pierwszy. (...) Tak naprawdę chodziło o lit. Zostało to uzgodnione między Mnangagwą i Łukaszenką w prywatnych rozmowach. (...) Oprócz stosunków dwustronnych i umów biznesowych obaj przywódcy rozmawiali także o geopolityce, w tym o wojnie rosyjsko-ukraińskiej - powiedział lokalnej gazecie informator.
Według źródła przywódca białoruskiego reżimu obiecał wybudować zakłady przetwórstwa litu, jeśli otrzyma koncesje na zakup tego metalu. W zeszłym roku Zimbabwe zakazało bowiem eksportu surowego litu. Tymczasem "białe złoto" potrzebne jest do produkcji akumulatorów i baterii.
"Kluczową branżą, w której nie można zrezygnować z wyżej wymienionego metalu, jest energetyka jądrowa. Lit jest jedynym dostępnym źródłem trytu, wykorzystywanego do produkcji prętów regulujących system ochrony reaktora" - podkreśla belsat.eu. Tego metalu brakuje Rosji.
Jeszcze inną możliwą przyczynę wizyty Alaksandra Łukaszenki w Harare podał Jauhien Krasulin, specjalista w dziedzinie współpracy Białorusi z państwami świata. W rozmowie z Biełsatem zaznaczył, że może chodzić o to, że dyktator szuka "rezerwowego lotniska", czyli miejsca, do którego mógłby uciec i spędzić tam spokojną starość.
Jak zaznaczył, obecnie ziemia jest "zbyt ciasna", aby się na niej ukryć, tak jak to robili naziści po drugiej wojnie światowej. Wszystko m.in. przez technologie. Jednak - zdaniem eksperta - mając miliardy dolarów na koncie, można stać się niewidzialnym nawet w zatłoczonym mieście.
Jauhien Krasulin podkreślił jednocześnie, że Łukaszence najprawdopodobniej nie chodzi jedynie o Zimbabwe, ale również o inne kraje, rządzone przez dyktatorów, w których znajdują się złoża cennych surowców.