Jak podaje "El País", María Ángela Olguín miała zostać uprowadzona w czwartek 19 stycznia sprzed toalety publicznej niedaleko stacji Indios Verdes na przedmieściach Meksyku. Rodzina zaginionej przekonywała, że 16-latka została odciągnięta spod stacji benzynowej, gdzie czekała na mamę, przez nieznanego mężczyznę. Media sugerowały, że Maria prawdopodobnie padła ofiarą porwania.
"El País" informuje, że dziewczynę odnaleziono dwa dni później na złomowisku położonym w mieście Nezahualcóyotl. "Leżała w czarnym worku na śmieci, była naga, a ręce i nogi miała związane" - relacjonowała kobieta, która na nią natrafiła. Jak opowiadała, nastolatka nie wiedziała, gdzie jest, ani gdzie przebywała wcześniej.
Jednak w toku prowadzonego śledztwa prokuratorzy doszli do wniosku, że nastolatka oddaliła się od matki z własnej woli. "Dzięki dochodzeniu, które obejmowało ocenę medyczną, psychologiczną i biegłych, udało się ustalić, że małoletnia nie odniosła żadnych szkód, a jej nieobecność nie miała związku z popełnieniem przestępstwa" - napisano w oświadczeniu.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Z dowodów zebranych przez prokuraturę wynika, że pół godziny po momencie rzekomego porwania dziewczyna zgłosiła się po pomoc do kolektywu feministycznego. Po jej dotarciu na miejsce pracownicy stowarzyszenia powiadomili służby zajmujące się sprawami związanymi z przemocą wobec kobiet.
Nastolatka spędziła w kolektywie noc z czwartku na piątek. W piątkowy wieczór do stowarzyszenia dotarła informacja o tym, że jest ona poszukiwana. W tym momencie dziewczyny nie było już w budynku. Z lakonicznych informacji wynika, że ponownie miała pojawić się tam w sobotę rano, jednak po chwili ponownie zniknęła. W worku znaleziono ją trzy i pół godziny później.