Miny ranią setki ludzi. Mieszkający w Polsce Ukraińcy pracują nad nowym sposobem rozminowywania

Co najmniej 600 rannych, pola wyłączone z użytku i zagrożony obszar wielkości połowy Polski - to skutki ogromnego wykorzystania min w czasie rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Mieszkający w Polsce Ukraińcy opracowują nową metodę, która sprawi, że rozminowywanie ma być szybsze i bezpieczniejsze. Do ich wykrywania mają posłużyć specjalnie przerobione drony.

Rosjanie zostali wyparci z dużej części zajętych terytoriów Ukrainy, ale  ślady po walkach pozostały. To nie tylko z niszczone budynki czy spalone pojazdy, ale też mało widoczny, śmiertelnie groźny ślad - miny i niewybuchy. 

Według ukraińskich władz nawet na 1/4 powierzchni kraju mogą znajdować się miny i niewybuchy. To tak, jakby potencjalne zaminowana była niemal połowa Polski. Miny zagrażają żołnierzom i cywilom, w tym dzieciom. Utrudniają powrót na wyzwolone tereny, uniemożliwiają uprawę na zagrożonych terenach.  

- Mój brat pracuje w branży rolniczej i mówił, że już ostatnim sezonie była masa problemów z tym, że pola są zaminowane na dużą skalę. Stracono masę sprzętu: ciągników, kombajnów - mówi nam Vlad Kozak. Od lat mieszka w Polsce i pracuje w branży IT. Po rosyjskiej inwazji zaangażował się we wsparcie dla Ukrainy, a najnowszy pomysł jego i jego fundacji Pustup to drony do wykrywania min - które mają przyspieszyć odminowywanie i chronić ludzi.

Miny są problemem już od początku wojny w 2014 roku, jednak po pełnoskalowej inwazji zagrożony obszar wzrósł wielokrotnie. Jak podaje Sky News, między rokiem 2014 a 2020 blisko 1200 osób odniosło obrażenia z powodu min. Od 24 lutego 2022 roku doszło już do ponad 600 takich przypadków.

Dron na miny

- Kiedy zaczęła się pełnoskalowa wojna w Ukrainie, wraz ze znajomymi zaczęliśmy angażować się w organizowanie wsparcia. Szukaliśmy płyt balistycznych do kamizelek kuloodpornych, telefonów itd. Z czasem zaczęliśmy się zastanawiać, czy możemy zrobić coś, co będzie pomagać także wtedy, kiedy wojna się skończy. I zainteresowaliśmy się tematem rozminowywania - wspomina. 

W zespole fundacji jest dwóch inżynierów. - Z nimi na małą skalę robiliśmy np. pokrycie do płyt balistycznych. I postanowiliśmy wspólnie opracować coś, co pomogłoby z problemem min - mówi Kozak -Potencjalne położenie min czy niewybuchów może ujawnić magnetometr, urządzenie wykorzystywane do wykrywania niektórych metali. Żeby usprawnić ten proces, postanowiliśmy stworzyć magnetometr podłączony do drona, który latałby i skanował pola.

Nie jest to zupełnie nowe rozwiązanie. Są organizacje, które oferują drony wykrywające miny, jednak użycie takiej technologii jest dalekie od upowszechnienia. W dużej mierze to wciąż ręczna praca saperów z wykrywaczami. Zajmuje czas, wymaga wielu ludzi, a przede wszystkim - jest dla nich groźna. Wykorzystanie dostosowanego drona ma zmniejszyć wszystkie te problemy.

Po pierwszych testach drona z magnetometrem problemem okazały się zakłócenia z samego urządzenia latającego. - Udało nam się to rozwiązać: stworzyliśmy wyciągnik, który pozwala obniżyć magnetometr o dwa metry - mówi Kozak. Właśnie m.in. to rozwiązanie, opracowane przez zespół, ma wyróżniać ich projekt. 

- Teraz zaczynamy współpracę z Państwową Służbą Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych (DSNS), która odpowiada za rozminowywanie poza miastami i poza obszarem działań zbrojnych. A więc np. na polach uprawnych. Chcemy także pozyskać dotacje od NATO. Są w Ukrainie organizacje, które stosują podobny sprzęt, ale według DSNS nasz daje najbardziej obiecujące wyniki

- opowiada założyciel fundacji.

Nie każdą minę uda się wykryć

Dzięki automatycznej i szybkiej pracy dron ma znacznie usprawnić odminowywanie np. pól uprawnych. - Dron skanuje na szerokość na dwa metry. Przy dobrej organizacji pracy może w ciągu dnia pokryć do 10 ha. Później zgrywamy z niego dane, obrabiamy je - co także jest skomplikowane - i na podstawie tego powstaje mapa - opowiada Kozak. 

Takie mapy mogą być dostarczone do służb jak DSNS, i posłużyć saperom. Ci mogą sprawdzić konkretne miejsca wykryte przez drona. Według wyliczeń jego twórców, zeskanowanie przez trzech saperów działki o powierzchni 240 mkw zajęłoby wiele godzin. Tymczasem skanowanie tego samego obszaru dronem i późniejsze sprawdzenie konkretnych miejsc przez saperów zajęłoby kilkanaście minut. Tak wyglądają dane z drona z magnetometrem, który przeleciał nad minami i granatem. 

embed

W lutym grupa zaczęła z DSNS testy na prawdziwych polach minowych (wcześniej wykorzystywano miny ćwiczebne) na wschodzie Ukrainy. W dalszych planach jest pozyskanie funduszy na rozwój działalności, np. z ONZ czy NATO.

Rozwiązanie ma swoje ograniczenia. Pierwsze z nich to wyniki fałszywie pozytywne. Magnetometr nie "wie", czy wykryte promieniowanie to mina, czy kawałek żelastwa - a o nie, szczególnie w rejonie, gdzie toczyły się walki, nietrudno. To jednak mniejszy problem, bo dostarcza jedynie niepotrzebnej pracy saperom. 

Większym wyzwaniem są miny, których magnetometr nie wykryje. Duża część z nich ma metal, który "widać" w danych z tego typu miernika. Jednak są miny, które nie zawierają metali widocznych dla magnetometru. To np. miny PFM-1, znane jako miny motylkowe. To niewielka mina przeciwpiechotna z plastikowym pojemnikiem. Są bardzo groźne dla cywilów - zrzuca się je z powietrza, więc ich położenie nie jest dokładnie znane. Do ich uruchomienia wystarczy niewielka siła nacisku. Do tego wyglądem mogą przypominać plastikową zabawkę, którą z ziemi podniosą dzieci.

Według autorów pomysłu rozwiązaniem tego problemu mogą być np. urządzenia mechanicznego rozminowywania, zdalnie sterowane. W Ukrainie już działa kilka takich maszyn, jak pozad Armtrac czy trał przeciwminowy Božena 4. Są jednak bardzo kosztowne w zakupie i eksploatacji. Obecnie fundacja POSTUP prowadzi negocjacje z Politechniką Lwowską, która opracowuje mniejsze i tańsze platformy z możliwością ich modyfikacji pod rozminowywanie małych min z tworzyw sztucznych.

Więcej o: