Z sądu przyszedł telegram, że wygrała 7-2. Tak prawniczka dowiedziała się, że obaliła zakaz aborcji

Wiktoria Beczek
23 stycznia 1973 roku do biura prawniczki Sarah Weddington przyszedł telegram z Sądu Najwyższego: wygrała sprawę różnicą głosów 7-2, zdołała udowodnić, że zakaz aborcji jest niezgodny z konstytucją. Z jej dokonania Amerykanki korzystały niecałe pół wieku.

Mija 50 lat od wejścia w życie przełomowego dla Stanów Zjednoczonych prawa dotyczącego dopuszczalności aborcji. W 1973 roku Sąd Najwyższy w sprawie Roe vs. Wade uznał, że państwo nie ma prawa ingerować w decyzję o utrzymaniu ciąży do końca pierwszego trymestru. 20 lat później inne orzeczenie wprowadziło podział na podstawie tego, czy płód mógłby przeżyć poza macicą. I choć dzisiejsza medycyna pozwala na samodzielne przeżycie od około 22-24 tygodnia, czyli dopiero pod koniec II trymestru, to poszczególne stany próbowały ten okres skracać. Niemniej jednak w całym kraju istniały ramy prawne, które weszły w życie za prezydentury Nixona i nie zmieniały się za Forda, Cartera, Reagana, Busha sr., Clintona, Busha jr, Obamy i Trumpa.

W czerwcu ubiegłego roku amerykański Sąd Najwyższy unieważnił wyrok Roe vs. Wade, co oznacza, że decyzje w kwestii dopuszczalności aborcji podejmują władze poszczególnych stanów. Od tego czasu całkowity zakaz lub drastyczne ograniczenie dostępu do aborcji wprowadziło 14 stanów. Kolejne 12 stanów również mocno je ogranicza. Sytuację w każdym stanie można sprawdzić na stronie Guttmacher Institute.

Protesty przenoszą się z Waszyngtonu do lokalnych kongresów

W tym roku po raz pierwszy od 50 lat wiece i marsze w rocznicę uchwalenia Roe zorganizowano, gdy wyrok już nie obowiązuje. Protesty odbyły się w 180 miastach w 46 stanach, w tym w Waszyngtonie, Nowym Jorku, San Francisco i Madison, stolicy stanu Wisconsin.

Madison jest szczególnie ważne ze względu na zbliżające się wybory do Stanowego Sądu Najwyższego. Jeśli wybrany zostanie sędzia popierający prawo do wyboru, można będzie obalić prawo, które weszło w życie natychmiast po uchyleniu Roe vs. Wade. Stan przyjął prawo sprzed ponad 170 lat, zakazujące aborcji niemal całkowicie, również, gdy ciąża jest wynikiem czynu zabronionego, poza niektórymi przypadkami, kiedy zagrożone jest życie matki. Wcześniej w niemal 6-milionowym stanie przepisy pozwalały na aborcję do 24. tygodnia.

Działaczki - te walczące od lat i te, które pierwszy raz wyszły na ulice - mówiły o konieczności walki o swoje prawa lokalnie. - Nie rozpraszajmy się dramą w Waszyngtonie. Zamiast tego wysyłamy jasny sygnał do polityków - będziemy tam, gdzie toczy się walka, czyli na poziomie stanowym - mówiła dyrektorka Women's March Rachel O'Leary Carmona.

- Od 50 lat maszeruję, by utrzymać politykę i religię z dala od opieki zdrowotnej kobiet. Żaden mężczyzna w garniturze ani habicie nie może podejmować tak osobistych decyzji za kobietę - stwierdziła z kolei jedna z protestujących.

Harris o zgwałconej 10-latce i kobiecie z sepsą

W jednym z wieców - na Florydzie, gdzie obowiązuje zakaz aborcji po 15. tygodniu ciąży - uczestniczyła wiceprezydentka Kamala Harris. Prezydent Joe Biden - o czym poinformowała Harris - nakazał administracji ustalić, jak pozbyć się przeszkód prawnych, które pozwalają poszczególnym stanom nie stosować federalnego prawa o dostępie do aborcji farmakologicznej. Aż 22 stany zapowiedziały, że nie wprowadzą przepisu federalnego w życie.

Harris przytaczała też konkretne ludzkie tragedie, do których doprowadziło uchylenie Roe vs. Wade, np. 10-latki z Ohio, która została zgwałcona i musiała wyjechać do innego stanu, by móc przerwać ciążę, 35-latki z Teksasu, której trzykrotnie odmówiono pomocy w trakcie poronienia i przyjęto ją do szpitala, dopiero gdy rozwinęła się sepsa, ale też 14-latki z Arizony, która cierpi na reumatyzm, ale nie może otrzymać leków, bo ich efektem ubocznym jest poronienie.

Biden wezwał Kongres do zapisania wyroku Roe w formie ustawy. - Prawa kobiet to nie jest temat do negocjacji. Nie przestałem i nie przestanę walczyć o prawa reprodukcyjne. Teraz czas na to, by Kongres skodyfikował Roe. Dziś powinniśmy obchodzić 50. rocznicę Roe vs. Wade. Zamiast tego republikanie spod znaku MAGA [Make American Great Again - red.] toczą wojnę o prawa kobiet do tego, by mogły same podejmować decyzje dotyczące swojej opieki zdrowotnej. Ale nie oddajemy tej walki - mówił.

Aborcja w USA. Od legalnej praktyki do przestępstwa

Jak zaczęła się walka o prawa reprodukcyjne? Aborcję w ramy prawne zaczęto w Stanach Zjednoczonych ujmować po uzyskaniu niepodległości, wcześniej była dosyć powszechną i legalną praktyką - pisaliśmy o tym przy odkłamywaniu podręcznika do "Historii i Teraźniejszości". Początkowo większość stanów uznawała, że przerywanie ciąży powinno być legalne do momentu, kiedy zaczynają być wyczuwalne ruchy płodu. 

W kolejnych latach, głównie za sprawą lekarzy, prawo stawało się coraz bardziej restrykcyjne. Konserwatywnym grupom udało się doprowadzić m.in. do zakazu wysyłki pocztą (również do studentów medycyny) materiałów dotyczących metod zapobiegania ciąży, chorób przenoszonych drogą płciową i aborcji. U progu XX wieku aborcja była przestępstwem w każdym amerykańskim stanie. Co nie oznaczało rzecz jasna, że ciąże nie były przerywane. Na przełomie lat 60. i 70. w Stanach przeprowadzano nawet 1,2 mln nielegalnych aborcji rocznie. W ich wyniku umierały tysiące kobiet.

Ich symboliczną przedstawicielką stała się Gerri Santoro, jej nienaturalnie skulone, martwe, zakrwawione ciało. Mając zaledwie 18 lat, wyszła za mąż i urodziła dwie córki, by po 10 latach przemocy domowej odejść od męża. Był rok 1963, ówczesne prawo nie pozwalało jej wnieść o rozwód. Jakiś czas później Santoro poznała innego mężczyznę i zaszła w ciążę. 

Kiedy mąż zapowiedział, że przyjedzie odwiedzić dzieci, kobieta była przerażona i postanowiła przerwać ciążę. Razem z partnerem pojechała do motelu, by tam z pomocą spisanej instrukcji i cewnika dokonać aborcji. Coś jednak poszło nie tak - Santoro zaczęła intensywnie krwawić, a mężczyzna spanikował i uciekł, zostawiając partnerkę na podłodze motelowego pokoju, gdzie wykrwawiła się na śmierć. Jej zdjęcie z podpisem "Nigdy więcej" dziesięć lat później opublikował na okładce magazyn "Ms.". 

Gerri Santoro na okładce 'Ms.'Gerri Santoro na okładce 'Ms.' Okładka magazynu 'Ms.' / Dukepress.edu

Zakaz aborcji niezgodny z konstytucją 

Na początku lat 70. młode prawniczki Sarah Weddington i Linda Coffee postanowiły udowodnić, że zakaz aborcji jest niezgodny z konstytucją. W przypadkowej Normie McCorvey znalazły powódkę - młodą, białą kobietę, która chciała przerwać ciążę. Dane kobiety zostały zanonimizowane i Stany Zjednoczone poznały ją jako Jane Roe. Pozwanym był Henry Wade, prokurator okręgowy Dallas (stąd nazwa sprawy: Roe vs. Wade).

Prawniczki doprowadziły sprawę McCorvey do Sądu Najwyższego, gdzie Weddington stawała przed składem sędziowskim - wówczas w pełni męskim - w 1971 i 1972 roku. - 22 stycznia 1973 roku byłam w teksańskim parlamencie, kiedy zadzwonił telefon. Reporter "New York Timesa" spytał, czy pani Weddington może skomentować sprawę Roe vs. Wade. Moja asystentka spytała: "Dlaczego? A powinna?". Wtedy zrobiło się ciekawie. Dostaliśmy telegram z sądu, że wygrałam 7-2, a kopia orzeczenia zostanie wysłana pocztą lotniczą - opowiadała po latach.

Wyrok uznawał aborcji za legalną, z pozostawieniem poszczególnym stanom możliwości wprowadzenia regulacji ograniczających przerywanie ciąży w drugim i trzecim trymestrze.

Norma McCorvey zmienia zdanie (za pieniądze)

Ostatecznie McCorvey ciąży nie przerwała, bo proces trwał zbyt długo - urodziła dziecko i oddała je do adopcji. Ale jej powództwo uratowało setki tysięcy Amerykanek, które przestały przerywać ciąże domowymi sposobami i w podejrzanych gabinetach. 

W latach 90. McCorvey została nagle gorącą przeciwniczką aborcji - ogłosiła zmianę poglądów, wiary i charakteru relacji ze swoją wieloletnią partnerką. Próbowała nawet doprowadzić do ponownego otwarcia sprawy w sądzie okręgowym w Teksasie, by obalić wyrok. Ostatecznie Sąd Najwyższy nie wydał zgody na przeprowadzenie kontroli decyzji sądu niższej instancji i sprawa została zamknięta.

Krótko przed śmiercią w 2017 roku przyznała, że zapłacono jej za wypowiadanie się przeciwko aborcji i próbę zmiany wyroku. Ewangelicki duchowny Rob Schneck potwierdził, że był jedną z osób, które płaciły McCorvey i wyznał, że tego żałuje. Z dokumentu "AKA Jane Roe" wynika, że otrzymała od grupy zwolenników ustawowego nakazu rodzenia około pół miliona dolarów. - To wszystko było kłamstwem, jestem dobrą aktorką - mówiła.

Sarah Weddington i Norma McCorvey nie dożyły obalenia wyroku.

Zobacz wideo PO zmienia zdanie ws. aborcji. Nowacka: Cieszę się, że politycy dojrzewają do pewnych decyzji
Więcej o: