Stan wyjątkowy, obowiązujący przez 30 dni, upoważnia armię Peru do interwencji w celu utrzymania porządku i zawiesza kilka praw konstytucyjnych tj. swobodę przemieszczania się i zgromadzeń.
W piątek prezydentka Peru Dina Boluarte zapewniła, że nie ustąpi ze stanowiska pomimo żądań jej rezygnacji podczas protestów. - Niektóre głosy pochodzące z brutalnych i radykalnych frakcji wzywają do mojej rezygnacji, prowokując ludność do tworzenia chaosu, nieładu i zniszczeń - mówiła w przemówieniu wyemitowanym w peruwiańskiej telewizji państwowej.
Sytuacja w Peru zmusza przyjezdnych do opuszczenia kraju. Setki turystów przekracza pieszo granicę między Peru a Chile z walizkami i nieporęcznymi torbami z powodu blokad na południu kraju, które zorganizowali protestujący - podaje peruwiańska rozgłośnia RPP. Jak czytamy, turyści rezygnują również z wjazdu z Chile do peruwiańskiego miasta Tacna.
Protesty w Peru wybuchły na początku grudnia. Zatrzymano wtedy byłego prezydenta Pedra Castilli - po tym, jak próbował rozwiązać Kongres. Miasto Juliaca, położone w regionie Puno na granicy z Boliwią, jest głównym ośrodkiem antyrządowych protestów.
Więcej informacji ze świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Protestujący domagają się przeprowadzenia przedterminowych wyborów, wypuszczenia z więzienia byłego prezydenta, odejścia ze stanowiska nowej prezydentki Peru Diny Boluarte oraz zamknięcia Kongresu.