Andrej Babiš, choć powszechnie kojarzony jest z Czechami, urodził się w Bratysławie w 1954 roku. Dopiero w 1997 przeprowadził się na stałe do Czech i przyjął czeskie obywatelstwo. Nigdy jednak nie zrezygnował ze słowackiego.
W latach młodości Babiš był członkiem Komunistycznej Partii Czechosłowacji oraz tajnym współpracownikiem służby bezpieczeństwa StB o pseudonimie Bureš. Od lat Babiš temu jednak zaprzecza, nawet pomimo wyroku sądu z 2018 roku, który przyznał rację w tej sprawie czeskiemu Instytutowi Pamięci Narodu (potwierdzenie w archiwalnych dokumentach).
Zanim Andrej Babiš zaczął karierę polityczną, w 1994 przejął część przedsiębiorstwa Petrimex (w którym wcześniej pracował m.in. jako przedstawiciel handlowy) i założył prywatny koncern Agrofert, oferujący produkty z branży żywnościowej, rolnej i handlowej.
W późniejszych latach koncern wchłaniał kolejne firmy, by dziś obejmować aż 250 spółek. Dzięki sukcesowi Agrofert Babiš stał się jednym z najbogatszych Czechów. W 2021 roku "Forbes" szacował jego majątek na 74,9 mld koron czeskich, czyli około 3 mld euro. Oznacza to, że jest piątym najbogatszym Czechem i najbogatszym Słowakiem. Agrofert obecnie oferuje tak rozległą sieć produktów, że nawet Czesi nie wiedzą, które dokładnie produkty powstały w fabrykach koncernu Babiša.
Z tego powodu jego przeciwnicy stworzyli aplikację "Bez Andreje", która po zeskanowaniu kodu kreskowego produktu pokaże, czy produkt pochodzi ze spółek holdingu Agrofert, z którymi związany jest Andrej Babiš, czy też nie.
Łączenie polityki i prowadzenia tak gigantycznego koncernu od początku jego kariery politycznej uważane jest za konflikt interesów.
Gdy w 2012 roku Andrej Babiš zarejestrował inicjatywę o nazwie ANO 2011 (Akcja Niezadowolonych Obywateli) równocześnie Agrofert nabył grupę mediową MAFRA, wydającą m.in. jedne z największych czeskich dzienników "Mladá fronta Dnes" i "Lidové noviny". Od tego czasu kupionym przez miliardera mediom zarzuca się stronniczość i wykorzystywanie pozycji w celach politycznych.
W 2013 roku partia ANO 2011 weszła jednak do czeskiego Sejmu, a Babiš uzyskał jeden z mandatów. Wchodząc na scenę polityczną, zapowiadał przede wszystkim walkę z korupcją. W 2014 roku został nawet wybrany ministrem finansów, ale jego działalność biznesowa budziła coraz większe niezadowolenie zarówno wśród obywateli, jak i polityków.
Z tego powodu w 2016 roku przyjęto prawo, które potocznie nazywano "lex Babiš". Zakładało, że członkowie rządu nie mogą być właścicielami mediów, a należące do nich przedsiębiorstwa wszelkich branż nie mogą ubiegać się o dotacje państwowe czy zamówienia publiczne. Ustawę poparły wszystkie ugrupowania oprócz ANO 2011.
W kolejnym - 2017 roku - napięcie związane z konfliktem interesów Babiša sięgnęło zenitu i w maju musiał ustąpić z funkcji ministra finansów.
Kilka miesięcy po rezygnacji Babiš został również oskarżony o defraudację subsydiów unijnych. Chodziło o sprawę sięgającą przełomu 2007 i 2008 roku. Miał - według prokuratury - przepisać na swoje dzieci należącą do Agrofertu spółkę Bocianie Gniazdo (Capi Hnizdo) tak, aby spełniała kryteria małego przedsiębiorstwa i mogła otrzymać unijne środki. W efekcie spółka dostała 2 mln euro (50 mln koron) dotacji z UE na budowę centrum rekreacyjno-konferencyjnego niedaleko Pragi. Prokurator żądał dla byłego premiera kary trzech lat więzienia w zawieszeniu i 10 mln koron grzywny.
Pomimo zarzutów w październiku 2017 r. Andrej Babiš wrócił do rządu stanowisko premiera. Formalnie nastąpiło to dopiero w styczniu 2018 roku, gdyż pierwotnie czeska Izba Poselska odmówiła udzielenia rządowi wotum zaufania.
Temat defraudacji wrócił jednak w 2019 roku, gdy policja zakończyła w tej sprawie śledztwo i poinformowała, że "wszystkich oskarżonych w tej sprawie należy postawić w stan oskarżenia". Krótko po złożeniu przez policję odpowiedniego wniosku do prokuratury, w rządzie doszło do zmiany na stanowisku ministra sprawiedliwości.
Wywołało to trwające kilka miesięcy wielotysięczne demonstracje w całych Czechach "w obronie demokracji i niezawisłości wymiaru sprawiedliwości", wyzywające do dymisji premiera Babiša i nowej ministerki sprawiedliwości. Najbardziej znaczący był protest 23 czerwca w Pradze, w którym według organizatorów wzięło udział 250 tysięcy osób.
Jakby tego było mało, w trakcie protestów opublikowane zostały raporty z audytów Komisji Europejskiej, dotyczące konfliktu interesów premiera. Wynikało z nich, że rolno-spożywczo-medialny koncern Agrofert, przekazany przez Babiša w 2017 r. do funduszy powierniczych, pozostaje pod jego kontrolą, a według ustawy "lex Babiš" takie sytuacje nie powinny mieć miejsca.
W krótkiej perspektywie protesty i skandale nie doprowadziły do obalenia rządu Babiša, ale podczas kolejnych wyborów w 2021 roku jego partia zajęła drugie miejsce za centroprawicową koalicją SPOLU, a na stanowisku premiera Babiš został zastąpiony przez Petra Fialę. Wydawało się, że to koniec kariery politycznej Babiša. Zapowiadał bowiem, że w przypadku przegranej odejdzie z polityki. Zmienił jednak zdanie i najpierw pozostał w opozycji, a później zapragnął zostać prezydentem.
30 października 2022 Andrej Babiš ogłosił start w wyborach. Umożliwiło mu to poparcie 56 deputowanych. Swoją kandydaturę tłumaczył tym, że nie chce, aby prezydent oraz rząd byli z jednego politycznego obozu. Podkreślmy bowiem, że koalicja rządząca poparła aż trzech kandydatów: Pavla Fischera, Petra Pavela oraz Danuse Nerudovą.
Co ciekawe Babiš przyznał, że długo zastanawiał się, czy zgłaszać swoją kandydaturę. W końcu w 2014 napisał na Twitterze: "Nigdy nie będę kandydował na prezydenta. Nigdy nie cieszyłbym się z tej pracy ani nie mam do niej kwalifikacji".
Jedna z teorii pojawiających się w czeskich mediach tłumaczy późniejszą zmianę zdania faktem, że po wyborach parlamentarnych biznesowa "pozycja Babiša została zagrożona". Rząd, pod przywództwem SPOLU, mógłby "odciąć Agrofert od dużej części dotacji krajowych i na pewno nie byłby tak przychylny w kwestii dystrybucji dotacji europejskich".
Andrej Babiš prowadził kampanię prezydencką pod hasłem "Pomaga ludziom, dlatego Babiš". Ruszył w trasę po kraju z przyczepą kempingową i spotykał się z Czechami. Jednocześnie ulice zalały billboardy z hasłami "za Babiša było lepiej".
- Ludzie potrzebują teraz nadziei bardziej niż kiedykolwiek, potrzebują osoby z jasnym planem i jasną wizją. Człowiek, który będzie niezależny, którego nie da się kupić ani skorumpować i który nie będzie się bał potężnych. Człowiek, który będzie stanowczo bronił czeskich interesów i naszych obywateli - tak przekonywał do swojej kandydatury na początku kampanii.
W październiku zeszłego roku mówił, iż "wie, że nie wchodzi w wybory prezydencie jako faworyt", jednak obecnie, jak pokazują sondaże, jest jednym z trzech głównych kandydatów do zwycięstwa. I tutaj pojawia się pytanie, na które bardzo trudno o odpowiedź, nawet wśród czeskich ekspertów - dlaczego pomimo tylu skandali Andrej Babiš wciąż cieszy się tak dużym poparciem społecznym?
Część z nich uważa, że motorem napędowym kampanii Babiša - jakikolwiek źle by to nie brzmiało - okazała się wojna w Ukrainie. Przypomnijmy, że we wrześniu na placu Wacława w Pradze pojawiło się 70 tys. osób na antyrządowym proteście. Demonstranci występowali pod hasłem "Czechy na pierwszym miejscu". Nawoływano do obniżki podatków, ale również zniesienia antyrosyjskich sankcji, które, według niektórych "szkodzą czeskim interesom". Te nastroje w kampanii wykorzystał Babiš.
Oczywiście, były premier Czech potępił rosyjską agresję, ale podkreślił, że nie podoba mu się rozmiar wsparcia udzielanego Ukrainie przez rząd. Krytykował Ukraińców, którzy - według niego - przyjeżdżają "drogimi samochodami" i zarzucał im rzekomo nieuzasadnione korzystaniem z zasiłków. Jest również przeciwnikiem dostarczania broni Ukrainie. Uważa, że skoro udało się zatrzymać Putina przed zajęciem całej Ukrainy, pomoc powinna zostać zakończona.
W kontrze do działań rządu, który ostatnio ma małe społeczne poparcie, często przypomina swoją pomoc finansową, której udzielił Ukrainie. Staje w ten sposób w opozycji do rządu, który przecież na pomoc przeznacza pieniądze z budżetu. - Byłem na granicy słowacko-ukraińskiej, gdzie wysyłaliśmy pomoc humanitarną. A co z innymi politykami? Co zrobili? Ile dali z własnych pieniędzy na pomoc ukraińskim uchodźcom? Czy wiesz może? Nic nie słyszałem - pytał Babiš dziennikarza w rozmowie z portalem E15.
Głównym powodem wrześniowych protestów w Pradze był jednak kryzys energetyczny. Andrej Babiš zaproponował na niego rozwiązanie - 12-punktowy plan. Przewiduje on m.in. zwiększenia świadczeń społecznych, w tym emerytur, ograniczenia cen paliw i żywności oraz obniżenia do zera podatku VAT na energię elektryczną, gaz i ogrzewanie. Realizacja obietnic kosztowałaby jednak skarb państwa aż 250 mld koron. Ekonomiści uważają, że to podniosłoby z kolei inflację, która obecnie w Czechach wynosi 16,2 proc.
O tym, czy Andrej Babiš zostanie prezydentem Czech, przekonamy się wkrótce, ponieważ 13 i 14 stycznia odbywają się wybory prezydenckie w Czechach.
Więcej o pozostałych kandydatach w poniższym artykule >>>>