Napięcie widać dobrze na przykładzie niedawnej bitwy o Sołedar. Prigożyn wieścił wszem wobec, że to jego wagnerowcy i tylko oni, zdobyli miasto. Dodawał do tego swoje zdjęcia z rejonu walk, aby podkreślić, że jest ze swoimi ludźmi na froncie. Z drugiej strony rosyjskie Ministerstwo Obrony w swoich komunikatach na temat bitwy o wagnerowcach nie wspominało. W nich miasto zdobyły oddziały regularne, zwłaszcza wojska powietrznodesantowe. W tym czasie w Moskwie na najwyższych szczeblach dowodzenia zachodziły poważne zmiany, będące częścią tej samej rywalizacji. Wszystko to wiele mówi o sytuacji, w jakiej znajduje się rosyjskie przywództwo po prawie roku wojny.
- Przy czym pojawiające się regularnie w mediach zachodnich sugestie, że Prigożyn buduje sobie teraz markę frontowego przywódcy, aby rzucić wyzwanie chowającemu się w bunkrach słabemu Putinowi, to delikatnie rzecz biorąc bzdury - mówi Gazeta.pl Grzegorz Kuczyński, autor książki "Wagnerowcy. Psy wojny Putina", piszący w portalu i.pl i ekspert Warsaw Institute. Jego zdaniem jest wręcz odwrotnie. Prigożyn i jego wagnerowcy to narzędzie Putina w nieustannej walce o władzę nad Rosją. - On od początku swoich rządów opiera się na zasadzie "dziel i rządź". I do jej realizacji przydaje mu się Prigożyn - stwierdza Kuczyński.
Patrząc na Rosję łatwo zapomnieć, że to nie jest normalne państwo w naszym rozumieniu tego słowa. W 2022 roku rozmawialiśmy na ten temat z Jurijem Fielsztinskim, rosyjskim historykiem mieszkającym w USA, który w szeregu książek opisał kulisy kształtowania się obecnego układu rządzącego jego ojczyzną. Rosja to państwo, w którym władzę dzierżą ludzie ze styku świata służb bezpieczeństwa i mafii. Standardowe dla swoich światów metody rywalizacji o władzę i wpływy przenieśli na poziom państwowy. Państwo nie stanowi wartości samej w sobie, ale jest łupem, o który nieustannie trzeba walczyć. Niekoniecznie mając na uwadze jego dobrostan, czy los obywateli.
Patrząc przez taki pryzmat, łatwiej zrozumieć to, co się obecnie dzieje wokół wojska i Grupy Wagnera. - Prigożin to żaden rywal Putina. Nawet nie koncesjonowana opozycja wewnętrzna, ale po prostu narzędzie. Bat na wojsko i generałów - mówi Kuczyński. W systemie władzy Rosji zagrożeniem dla Putina nie jest głos obywateli. Jest głos tych, którzy mają realną siłę. Któż ma największą brutalną siłę w państwie? Wojsko. Co się dzieje z wojskiem w dobie wojny i intensywnej militaryzacji? Jego siła, znaczenie i wpływy rosną. Może i na froncie idzie mu znacznie gorzej, niż się spodziewano, ale to nie zmienia faktu, że wewnętrznie dysponuje wielką siłą, funduszami i są od niego zależne miliony ludzi. Trzymanie wojska w ryzach było bólem głowy już dla carów, a potem pierwszych sekretarzy. Teraz jest dla Putina.
- To sytuacja trochę podobna do tego, co było w III Rzeszy z regularnym Wehrmachtem i stworzonymi obok wojskami SS - mówi Kuczyński, choć zastrzegając, że różnic jest wiele. Ogólna zasada jednak podobna. Dwie równolegle istniejące formacje zbrojne, na froncie walczące razem, ale na zapleczu nieustannie rywalizujące politycznie o wpływy, przy czym jedna będąca blisko związana z przywódcą i podległym mu aparatem bezpieczeństwa.
Jedno z licznych frontowych nagrań Prigożyna. Tutaj w tunelach kopalni soli pod Sołedarem. Wykonane, kiedy o miasto trwały zacięte walki, choć ze względu na rozległość tuneli Prigożyn mógł być stosunkowo daleko i bezpieczny.
Jak opisuje Kuczyński, Prigożyn w czasach ZSRR był drobnym złodziejaszkiem z wyrokami i odsiadką. W czasie transformacji korzystając ze swoich umiejętności i kontaktów w światku przestępczym, zaczął działać w gastronomii. Najpierw sprzedawał z bud na ulicach smak zachodu - hot-dogi. Poznał się z Putinem, ówczesnym merem Sankt Petersburga, już jako właściciel jednej z bardziej wystawnych knajp w mieście w drugiej połowie lat 90. Przyszły prezydent polubił jego kuchnię tak bardzo, że potem jeszcze przez lata zapraszał do tej restauracji wizytujących Rosję przywódców najważniejszych państw świata. Dzięki temu Prigożyn dorobił się miana "kucharza Putina". - Jednocześnie poszedł w catering, który dał mu jeszcze większe pieniądze i wpływy, bo znając Putina, zaczął dostawać kontrakty państwowe. Kluczowe były te na zaopatrywanie wojska. Od tego też zaczął się jego trwający do dzisiaj konflikt z generalicją - opowiada Kuczyński.
Jak można się domyślić po lekturze biografii Prigożyna, jakość żywności dostarczanej żołnierzom nie była dla niego priorytetem. Ważne było, żeby na tym zarobić. Jedzenie było tak złe, że wojsko zaczęło się skarżyć, a nawet próbować procesować z firmami Prigożyna. Jednak koledze Putina to nie zaszkodziło. Miał za mocną "kryszę" (z rosyjskiego dach, czyli ochrona) na Kremlu. Jednocześnie Prigożyn dostał polecenie zajęcia się pewnym drobnym projektem, czyli utworzeniem oddziału najemników o nazwie Grupa Wagnera. Pojęcia o tym nie miał żadnego, ale był obrotny i swój, a Kreml chciał mieć narzędzie do realizacji nieformalnych projektów budowania wpływów zwłaszcza w Afryce. Jak mówi Kuczyński, duży udział w utworzeniu Grupy Wagnera miała Federalna Służba Bezpieczeństwa, matecznik Putina. Najemnictwo w Rosji było i jest nielegalne, ale nigdy to nikomu specjalnie nie przeszkadzało. Wojsko nie było szczęśliwe, ale nie miało nic do powiedzenia i zostało zobowiązania do udzielenia wsparcia.
Wzajemną miłość Prigożyna i generalicji można było zobaczyć jak na dłoni w 2018 roku w Syrii. Wagnerowcy do spółki z syryjskimi siłami reżimowymi postanowili spróbować zająć kawałek pola naftowego kontrolowanego przez Kurdów wspieranych przez USA. - Amerykanie mieli stałą łączność z rosyjskim wojskiem, aby unikać incydentów. Zadzwonili więc i pytali, czy to wasi. Rosyjscy wojskowi odparli, że absolutnie nie. No to Amerykanie urządzili rzeź - opisuje Kuczyński. Głównie przy użyciu samolotów i śmigłowców zdziesiątkowali mieszany kilkusetosobowy oddział wagnerowców i Syryjczyków, którzy nie spodziewali się takiej reakcji.
Do dzisiaj wzajemna wrogość Prigożyna i wojska tylko wzrosła. Adekwatnie do wzrostu roli Grupy Wagnera w wojnie. Z jakąś elitarną formacją najemniczą to już od dawna nie ma nic wspólnego. Teraz to trudna do sklasyfikowania organizacja paramilitarna, rekrutująca masowo zwykłych ochotników, jak i więźniów, dysponująca własną ciężką bronią, a nawet lotnictwem. Jej liczebność jest szacowana na 30-40 tysięcy ludzi. Walczy niemal wyłącznie w rejonie Bachmutu, od miesięcy nie mogąc zdobyć miasta. Jak twierdzi wiązany z FSB kanał OCZK-OGPU (jedna z nazw radzieckich służb bezpieczeństwa) na Telegramie, właśnie z tego powodu Prigożyn nakazał nadzwyczajne rzucenie wszystkiego, co tylko się dało do szturmu na pobliski Sołedar. Zdobycie tego mniej ważnego miasta ma dać mu kartę przetargową w rozgrywkach na Kremlu o nowe środki dla swojej organizacji, mocno wyczerpanej walkami o Bachmut.
Na froncie krajowym Prigożyn jest uznawany za sojusznika Ramzana Kadyrowa, putinowskiego rzeźnika i namiestnika Czeczenii. Człowieka, który jednoznacznie określa się człowiekiem Putina i systematycznie atakuje rosyjskie wojsko za nieudolność. - Obaj nie istnieją bez Putina - mówi Kuczyński. Ich głównymi rywalami jest duet ministra obrony Siergieja Szojgu i Szefa Sztabu Generalnego Walerija Gierasimowa oraz szerzej rosyjska generalicja. Prigożyn i Kadyrow nie szczędzą im krytyki i to często obelżywej. Obaj regularnie zrzucają winę za wszelkie niepowodzenia frontowe na generalicję i Szojgu. Ci wprost nie odpowiadają, ale jest ewidentne, że nie śpią. Świadczą o tym ostatnie ruchy kadrowe.
Najpierw okazało się, że z początkiem stycznia na stanowisko Szefa Sztabu Wojsk Lądowych został wyznaczony Aleksander Lapin. To człowiek Szojgu i Gierasimowa, który do końca października dowodził zgrupowaniem Centrum w Ukrainie. Odwołany po porażkach w obwodzie charkowskim, za które był zawzięcie lżony i krytykowany przez Kadyrowa oraz Prigożyna. Dodatkowo teraz, w połowie stycznia, wypłynęła informacja o mianowaniu Gierasimowa ogólnym dowódcą całej "operacji specjalnej", czyli wojny z Ukrainą. Dotychczasowy dowódca sił rosyjskich w Ukrainie, generał Siergiej Surowikin, został w praktyce zdegradowany i wyznaczony na dowódcę sił lotniczych biorących udział w wojnie. Prigożyn i Kadyrow wypowiadali się o nim pozytywnie, zwłaszcza chwaląc jego terrorystyczną kampanię nalotów na Ukrainę. Widać jednak co o ich opiniach sądzi wojskowe kierownictwo.
Ten konflikt będzie tylko narastał, co jest czymś pozytywnym dla Ukraińców. Nie ma to jak konflikty i wewnętrzne walki w obozie wroga. - Nie należy jednak traktować Prigożyna jako kogoś, kto będzie rzucał wyzwanie Putinowi i próbował sięgnąć po władzę. To jest człowiek, który wszystko traktuje wyłącznie biznesowo. Nie ma żadnej ideologii i wizji, tylko budowanie wizerunku i wpływów - opisuje Kuczyński. Dodaje, że Prigożyn ma za dużo potężnych wrogów, aby móc zaistnieć samodzielnie. - Nie lubi go choćby FSB, pomimo współpracy przy tworzeniu Grupy Wagnera. Nie podoba się im jego przestępcza przeszłość i masowe werbowanie więźniów. Dodatkowo FSB jest na noże z Kadyrowem - tłumaczy. Prigożyn ma też potężnego przeciwnika w postaci niechętnego mu pierwszego zastępcy szefa kremlowskiej administracji, Siergieja Kirijenki. Wielce wpływowej persony, określanej jako jednego z potencjalnych następców Putina. - To nie jest tak, że dzięki swojej aktywności frontowej Prigożyn nagle zyskał jakieś ogromne wpływy na Kremlu i może zawalczyć o najwyższą władzę. Moim zdaniem to, co on teraz robi, to buduje sobie pozycję, która pozwoli mu przetrwać ewentualny upadek Putina i zachować wpływy, albo wręcz głowę - stwierdza Kuczyński.