Do siedziby Kongresu Narodowego w Brasilii wdarło się w niedzielę po południu czasu lokalnego kilkaset osób. Zwolennicy Jaira Bolsonaro domagają się interwencji wojska w celu obalenia prezydenta Luiza Inacio Luli da Silvy, który objął władzę 1 stycznia.
Budynek Kongresu Narodowego był pusty. Według BBC policja użyła gazu łzawiącego, doszło do starć. Miało też dojść do ataku na kilku przedstawicieli mediów obecnych na miejscu.
Jak podaje CNN, protestujący dokonywali zniszczeń m.in. znajdującej się w budynku sztuki, zabierali też prezenty przywożone przez międzynarodowe delegacje.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
"W akcję zaangażowane są oprócz Policji Kongresu również Siły bezpieczeństwa Dystryktu Federalnego. Stanowczo potępiam te antydemokratyczne akty, które muszą być pilnie poddane rygorowi prawa" - skomentował na Twitterze w niedzielę wieczorem naszego czasu marszałek Senatu Federalnego Rodrigo Pacheco.
Jak dodał, rozmawiał z gubernatorem Dystryktu Federalnego Ibaneisem Rochą, który przekazał mu, że "koncentruje wysiłki całego aparatu policyjnego w celu opanowania sytuacji".
Gubernator zdymisjonował Sekretarza Bezpieczeństwa Publicznego Dystryktu Federalnego, Andersona Torresa. Torres jeszcze po godz. 20 naszego czasu przekonywał na Twitterze, że demonstranci zostaną surowo ukarani.
"Kongres Narodowy nigdy nie odmówił głosu tym, którzy chcą demonstrować pokojowo. Ale nigdy nie da miejsca na zamęt, zniszczenie i wandalizm" - napisał z kolei w mediach społecznościowych marszałek Izby Deputowanych Artur Lira.
Protestujący dostali się również do Pałacu Planalto, czyli oficjalnej prezydenckiej siedziby. Prezydenta w tym czasie nie było na miejscu, bo przebywał z wizytą w Sao Paulo. Doszło też do szturmu na Federalny Sąd Najwyższy (STF), zwolennicy Bolsnaro mieli zdewastować salę rozpraw, wybić też okna.
Po godz. 21 naszego czasu brazylijscy dziennikarze poinformowali o przejęciu kontroli nad budynkiem sądu przez policję.
Media dostrzegają w niedzielnych wydarzeniach podobieństwo do ataku na amerykański Kapitol, do którego doszło 6 stycznia 2021 r. Wówczas do siedziby Kongresu wdarli się zwolennicy Donalda Trumpa.
Jair Bolsonaro przebywa obecnie w Stanach Zjednoczonych. Jego zwolennicy od kilku tygodni koczowali w stolicy Brazylii. W sobotę przed budynkiem Kongresu Narodowego ustawiono barierki.
Prezydent Luiz Inácio Lula da Silva wygłosił w niedzielę oświadczenie. Poinformował o podpisaniu dekretu o interwencji federalnej, który ma na celu "położenie kresu poważnemu zakłócaniu porządku publicznego".
Na wydarzenia zareagowały też niektóre kraje.
"Stany Zjednoczone potępiają wszelkie próby podważenia demokracji w Brazylii. Prezydent Biden uważnie śledzi sytuację, a nasze poparcie dla brazylijskich instytucji demokratycznych jest niezachwiane. Demokracja Brazylii nie zostanie wstrząśnięta przemocą" - przekazał w niedzielę doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa Jake Sullivan.
Luiz Inacio Lula da Silva został zaprzysiężony na 39. prezydenta Brazylii 1 stycznia. Tym samym objął po raz trzeci urząd prezydenta Brazylii. Wcześniej sprawował władzę w latach 2003-2010. W latach 2018-2019 spędził półtora roku w areszcie pod zarzutem korupcji. Później został jednak oczyszczony z zarzutów.
W październikowym głosowaniu pokonał urzędującego prezydenta Jaira Bolsonaro, zdobywając 50,90 procent głosów.
Wynik wywołał spore niezadowolenie wśród zwolenników odchodzącego przywódcy. Prowadzili oni blokady autostrad w większości stanów Brazylii oraz w stołecznym Dystrykcie Federalnym. Sąd najwyższy wydał wtedy pozwolenie siłowego zniesienia blokad przez władze stanowe oraz ustanowił kary pieniężne dla uczestników demonstracji.
***
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>