Ovidio Guzman, pseudonim "El Ratón", czyli Szczur, po wczorajszym zatrzymaniu został przetransportowany helikopterem do więzienia federalnego w mieście Meksyk. Po tym doszło jednak do bitwy pomiędzy kartelem i armią. Zginęło w niej 10 wojskowych i 19 przestępców. Członkowie kartelu podpalali również samochody w całym regionie i stawiali barykady na ulicach. Według oficjalnych informacji nie ucierpiał żaden cywil. W obawie przed większym rozlewem krwi do stanu Sinaloa wysłano dodatkowe oddziały wojskowe oraz zamknięto lotnisko w Culiacan.
Prezydent Meksyku Andres Manuel Lopez Obrador powiedział w piątek podczas konferencji prasowej, że państwo robi wszystko, by przywrócić normalność w stanie Sinaloa. Podkreślił, że udało się nie dopuścić do zaostrzenia sytuacji, kiedy nadal dochodziło do starć pomiędzy wojskiem i gwardią narodową a kartelem. - Wyrażamy żal z powodu śmierci wszystkich, którzy zginęli w czasie pełnienia służby - żołnierzy i członków gwardii - ale też pozostałych ofiar, ludzkich istnień - dodał prezydent Meksyku.
Oprócz Ovidio Guzmana zatrzymano 21 członków jego kartelu. Jak mówił prezydent Meksyku, w operacji nie brały udziału amerykańskie służby. Syna "El Chapo" zatrzymano po raz pierwszy w 2019 roku, lecz wówczas upokorzone władze ugięły się i wypuściły go po fali brutalnej przemocy, rozpętanej przez Sinaloa. Jego ojciec od 2016 roku przebywa w więzieniu w Stanach Zjednoczonych.
Więcej informacji ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Wcześniej Joaquin Guzman dwukrotnie uciekł z więzienia o zaostrzonym rygorze w Meksyku. Ucieczka w 2015 roki była niezwykle spektakularna, w mediach nazywano ją nawet "ucieczką tysiąclecia". "El Chapo" zniknął pod posadzką brodzika w swojej celi. Przez półmetrową dziurę wszedł do długiego na półtora kilometra korytarza. I nie chodzi o surowy, ziemny tunel, ale korytarz z oświetleniem i wentylacją, z którego urobek w czasie prac wywożono specjalnym motocyklem przystosowanym do jazdy po szynach. Drugi wylot korytarza mieścił się na nieodległej budowie.
W ostatniej ucieczce, podobnie jak w tej kilkanaście lat wcześniej, prawdopodobnie pomogli strażnicy więzienni. I choć prezydent Meksyku mówił o narodowej hańbie i deklarował, że służby nie ustaną w poszukiwaniach mafiosa, to wielu zwykłych Meksykanów czekało na jego powrót. "El Chapo" to bowiem jeden z ostatnich bossów, którzy działali w starym stylu. Guzman potrafił doprowadzić elektryczność do miejscowej szkoły w Sinaloa, kupić kwiaty do kościoła czy załatwić transport lotniczy ciężko choremu dziecku. Kiedy aresztowano "El Chapo", w stolicy jego rodzimej prowincji wybuchły protesty.
"Guzman staroświecko łączy więc bezwzględność w interesach z miłosierdziem i hojnością wobec wielu zwykłych ludzi. Młodzi bossowie, którzy nastąpili po nim, oferują już tylko brutalny terror" - pisaliśmy w po ucieczce "El Chapo" z więzienia.
"El Chapo" został schwytany w 2016 roku, a w styczniu 2017 został wydany Stanom Zjednoczonym. Amerykańscy prokuratorzy twierdzili, że Joaquin Guzman, handlując narkotykami zarobił ponad 12 miliardów dolarów, a magazyn "Forbes" wymienił go jako jednego z najbogatszych ludzi na świecie.