Tomáš Kuže, dowódca policji kraju morawsko-śląskiego, poinformował, że wybuch metanu w kopalni nie nastąpił w wyniku zaniedbania człowieka, dlatego nikomu nie przedstawiono zarzutów.
- W wyniku niewielkiego wstrząsu doszło do wycieku metanu. W miejscu, gdzie pracowali w tym momencie górnicy, powstała iskra, która spowodowała trzy następujące tuż po sobie wybuchy - wyjaśnił Tomáš Kuže. Ponieważ nie stwierdzono naruszenia przepisów bezpieczeństwa ani manipulacji przy czujnikach metanu, postępowanie w sprawie wypadku zostało umorzone.
Jak przekazała Polskiej Agencji Prasowej rzeczniczka prasowa prokuratury okręgowej w Gliwicach Joanna Smorczewska, śledczy przyjęli, że zdarzenie zostało spowodowane zjawiskiem geomechanicznym.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
- Miało postać niewielkiego wstrząsu. Na skutek tego wstrząsu doszło do wypływu metanu ze ściany. Ten wypływ metanu był bardzo wysoki i przekraczał wartość wybuchową. Wybuch spowodował śmierć górników - powiedziała PAP Smorczewska.
Do wybuchu w czeskiej kopalni CSM w Stonawie doszło w 20 grudnia 2018 roku, około 880 metrów pod ziemią. W katastrofie górniczej zginęło 13 osób, a dziesięć innych odniosło poważne obrażenia. 12 ofiar śmiertelnych katastrofy to Polacy, jeden górnik pochodził z Czech.
Wyjaśnianie przyczyn eksplozji w czeskiej kopalni trwało ponad cztery lata. Dopiero kilka miesięcy po wybuchu śledczy mogli zejść pod ziemię, do miejsca katastrofy. Nadzorujący postępowanie prokurator Jirí Foltyn powiedział, że wyjaśnianie przyczyn wypadku przedłużyła również pandemia, w trakcie której śledczy z Polski i Czech mieli ograniczone możliwości konsultacji.