Ostatnie tygodnie przyniosły ponowne zaognienie sytuacji w Kosowie, etniczno-politycznych sporów między Kosowarami a kosowskimi Serbami. Od tygodni na drogach, zwłaszcza na północy kraju, kosowscy Serbowie budowali barykady. Wydawało się, że jesteśmy o włos od zbrojnych starć, bo armia Serbii została postawiona w stan najwyższej gotowości, a rząd w Kosowie o pomoc prosił NATO.
Wprawdzie prezydent Serbii Aleksandar Vucić poinformował właśnie po negocjacjach z protestującymi, że w czwartek rozpocznie się usuwanie barykad. Niemniej poranne doniesienia z serbskich mediów wskazywały, że operacja ta nie rozpoczęła się albo nie była szeroka. Skąd w ogóle te barykady na drogach, dlaczego władze Serbii trzymają armię w gotowości i jak to się może skończyć?
Kosowscy Serbowie niosą gigantyczną flagę Serbii podczas protestu przy jednej z barykad w Mitrovicy Fot. Bojan Slavkovic / AP Photo
Żeby choć pobieżnie zrozumieć, co się dziś dzieje, zacznijmy od podstaw. Kosowo to sporne terytorium w samym środku południowej Europy. Graniczy z Albanią, Macedonią Północną, Czarnogórą i Serbią. I wielu Serbów, w tym ich obecny prezydent, uważa Kosowo za kolebkę narodzin swojego narodu. Na Bałkanach to niejedyna taka kontrowersja - wieki wędrówek Słowian, panowania Imperium Osmańskiego, potem Austro-Węgierskiego, a w końcu unifikacja pod jugosłowiańskim szyldem i ponowne rozbicie sprawiły, że słynna satyra o "kotle bałkańskim" do dziś ma więcej wspólnego z faktem niż z żartem. Tymczasem spośród liczącego 1,8 mln mieszkańców Kosowa 92 proc. to Albańczycy, a tylko 6 proc. to Serbowie.
Mniej więcej takie też proporcje grup etnicznych występowały na tych terenach w trakcie trwania Jugosławii. Po jej rozpadzie w latach 90. Kosowo – wcześniej prowincja – zabiegało o autonomię i niepodległość. W przeprowadzonym referendum większość mieszkańców opowiedziała się za niepodległością, a Albańczycy bojkotowali wszelkie serbskie urzędy czy instytucje. Urządzono wybory i wyłoniono kosowskie władze, których Serbia oczywiście nie uznała. Kolejne lata to nieustanny konflikt między władzami serbskimi, stosującymi represje wobec albańskich Kosowarów, a Wyzwoleńczą Armią Kosowa, która z kolei nawoływała do wystąpień zbrojnych.
W końcu w 1998 roku prezydent Serbii Slobodan Miloszević (ten sam, który potem był sądzony w Hadze za zbrodnie w byłej Jugosławii i w tej Hadze zmarł w 2006 roku) zdecydował się na masowe wysiedlenia Albańczyków - chodziło o nawet 850 tys. uchodźców. Społeczność międzynarodowa protestowała, a organizacje humanitarne pomagały, ale to nic nie dało. W Kosowie przeprowadzano w tym czasie czystki etniczne. Mordowano ludzi.
Sytuację zmieniła dopiero decyzja NATO o zbrojnej interwencji - w 1999 roku samoloty Sojuszu Północnoatlantyckiego zbombardowały cele w Serbii i zmusiły Miloszewicia do zawarcia pokoju.
Z Kosowa wycofano wojska serbskie, ale za to przybyło tu 50 tys. żołnierzy międzynarodowych sił KFOR (Kosovo Force), dowodzonych przez NATO. 10 czerwca 1999 roku Rada Bezpieczeństwa przyjęła rezolucję nr 1244, na mocy której utworzono Misję Tymczasowej Administracji Organizacji Narodów Zjednoczonych w Kosowie (UNMIK), nadając jej zwierzchnictwo nad prowincją. Dziś w Kosowie stacjonuje wciąż około 3700 żołnierzy KFOR.
Z kolei przybyła do Kosowa w 2008 roku misja Unii Europejskiej w zakresie praworządności (EULEX) nadal ma tam około 200 specjalnych funkcjonariuszy policji, także z polskiego kontyngentu.
Włoscy żołnierze KFOR w pobliżu barykady w Mitrovicy Fot. Bojan Slavkovic / AP Photo
Dla wielu kosowskich Albańczyków i Serbów konflikt nigdy się nie skończył.
W 2008 roku Kosowo ogłosiło niepodległość, ale - jak można się domyślać - nie wszystkie państwa ją uznały. W sumie uczyniło to 99 ze 193 krajów należących do Organizacji Narodów Zjednoczonych, w tym Polska, USA, Wielka Brytania i 22 z 27 krajów Unii Europejskiej. Ale Rosja i Chiny, które tego nie robią, zablokowały członkostwo Kosowa w ONZ. A serbski prezydent Aleksandar Vucić przysiągł, że Serbia nigdy nie uzna Kosowa za niepodległe państwo.
W najnowszym wpisie na swoim koncie na Instagramie Vucić powtarza wprost:
Dla mnie Kosowo i Metochia to Serbia, a Serbowie z Kosowa i Metochii to moi bracia i siostry, o których będę walczył i będę z nimi bez względu na wszystko. Musimy być tolerancyjni i cierpliwi, ale także zdecydowani, odważni i odpowiedzialni, aby ocalić zarówno życie, jak i ojczyznę. Naszym celem zawsze był pokój i popchnięcie całej Serbii do przodu
Na łamach Danas.rs, innego serbskiego dziennika, znajdziemy zaś wypowiedź Vucicia z ostatnich dni, która brzmi jak groźba:
Jeśli pójdą i złapią jednego lub dwóch z nas jak króliki, to nie będzie już królików, ponieważ króliki staną się wilkami
Nawet oficjalna nazwa jest przedmiotem sporu. Władze Serbii - tak jak Vucić w powyższym wpisie - stosują nazwę Prowincja Autonomiczna Kosowo i Metochia. Władze w Prisztinie z kolei tytułują swoje państwo Republiką Kosowa.
Ani Kosowo, ani Serbia nie należą do UE, ale Serbia jest krajem kandydującym od 2012 r., Kosowo zaś właśnie wniosek o członkostwo złożyło, o czym 15 grudnia poinformowała na Twitterze obecna prezydentka kraju Vjosa Osmani.
Tym razem zaczęło się latem, od samochodowych tablic rejestracyjnych. Rząd w Prisztinie chciał bowiem zmusić etnicznych Serbów, zamieszkujących Kosowo, do wymiany tablic wydanych przez Serbię na te wydane przez Kosowo.
Około 50 tys. osób - w akcie obywatelskiego nieposłuszeństwa - odmówiło używania kosowskich tablic. Latem etniczni Serbowie w północnym regionie Kosowa, graniczącym z Serbią, zabarykadowali drogi, a niektóre źródła mówiły nawet o oddawaniu strzałów w proteście.
Rząd Kosowa odłożył wdrożenie nowych przepisów. W zawarciu porozumienia między obiema stronami pośredniczyli zaś przedstawiciele Unii Europejskiej. Zgodnie z nim, Kosowo miało zrezygnować z planu nakładania grzywien na posiadaczy serbskich tablic rejestracyjnych, a Serbia miała przestać wydawać swoje wersje kosowskich rejestracji.
Jednak dalsze niepokoje wywołało aresztowanie 10 grudnia w północnym Kosowie byłego serbskiego policjanta Dejana Panticia. Minister spraw wewnętrznych Kosowa Xhelal Zvecla tłumaczył, że mężczyzna był oskarżony o atakowanie urzędników i centrów wyborczych (pierwotnie 18 grudnia 2022 r. w Kosowie miały się odbyć wybory, ale zostały przełożone na kwiecień). Jak dodał, niektóre drogi na północy zostały zablokowane przez "grupy ekstremistyczne".
Barykada z ciężarówek w Mitrovicy Fot. Bojan Slavkovic / AP Photo
Lokalna policja wymieniła ogień z tymi grupami. Także EULEX, której zadaniem jest patrolowanie północnej części Kosowa, poinformowała, że na jeden z jej pojazdów opancerzonych w okolicy rzucono granat ogłuszający, ale nikt nie odniósł obrażeń. Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji, ostrzegł wtedy, że Unia nie będzie tolerować przemocy wobec członków swojej misji.
To po aresztowaniu Panticia zaczęły się blokady dróg i - jak mówi Vuković - "zorganizowany opór Serbów". Zwłaszcza w rejonie Mitrovicy - miasta na północy kraju, silnie podzielonego etnicznie. Kosowskie władze zapowiadały likwidację barykad, o pomoc zwróciły się też do sił NATO. Odpowiedzią Serbii było postawienie armii w stan najwyższej gotowości.
Dejan Pantić został w środę zwolniony z więzienia do aresztu domowego i wrócił do domu w Kosowskiej Mitrovicy. Zwolniono również dwudziestoletniego Nikolę Nedeljkovicia, który został zatrzymany na Vidovdan w Gazimestanie, a 6 września został skazany na osiem miesięcy więzienia za rzekome podżeganie do nienawiści i nietolerancji etnicznej.
Po tych zwolnieniach, które były spełnieniem warunków kosowskich Serbów, prezydent Serbii w nocy ze środy na czwartek rozmawiał z ich delegacją w przygranicznej miejscowości Raszka. To wtedy Vucić oświadczył serbskim mediom, że w czwartek rano rozpocznie się likwidacja barykad, które jego rodacy postawili na wielu drogach przez ostatnie trzy tygodnie.
Innym warunkiem usunięcia barykad było wycofanie z północy Jednostek Specjalnych Policji Kosowskiej.
Spalona ciężarówka na barykadzie w Mitrovicy Fot. Bojan Slavkovic / AP Photo
W sierpniu narracja rządu Kosowa opierała się na tym, że Serbia wzmaga napięcia etniczne i że wspiera ją Rosja. Pewne jest, że Serbia i Rosja to tradycyjni sojusznicy. Po inwazji Rosji na Ukrainę Serbia odmówiła przyłączenia się do systemu sankcji czy też - jak to nazywały - "antyrosyjskiej histerii". Potem Aleksandar Vucić podpisał z Putinem korzystną umowę na dostawy gazu.
W trakcie sporu o tablice rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zakharova obwiniła wprost za napięcie władze Kosowa (przy czym słowo władze wzięła w cudzysłów), które narzuciły "bezprawne zasady".
Poseł partii Vucicia i jeden z ważniejszych serbskich polityków - Wladimir Djukanović - niebezpiecznie zbliżył się pod koniec lipca do narracji, jaką posługuje się Władimir Putin, gdy mówi o inwazji na Ukrainę.
Wydaje mi się, że Serbia będzie zmuszona do rozpoczęcia denazyfikacji Bałkanów. Chciałbym się mylić
- napisał wtedy Djukanović. Później przeprosił za te słowa.
Prezydentka Vjosa Osmani mówiła natomiast, że - w jej ocenie - Putin może wykorzystać Kosowo do rozszerzenia obecnego konfliktu w Ukrainie i dalszej destabilizacji Europy.
W środę to samo mówił pierwszy wicepremier Kosowa Besnik Bislimi w brytyjskim radiu Times:
Kreml podsyca napięcia między Serbią a Kosowem, aby odwrócić uwagę od rosyjskiej inwazji na Ukrainę
- mówił. Dodał, że kosowskie władze mają dowody, że ludzie na barykadach na kosowskich drogach są inspirowani przez rosyjskie siły.
Cytowany przez serbski dziennik i portal "Politika" Ted Galen Carpenter z Cato Institute tak komentuje ostatnie wydarzenia: "Kosowo może stać się kolejnym poważnym kryzysem europejskim, jeśli utrzymają się obecne trendy. Napięcia w Kosowie szybko rosną i osiągają punkt, w którym nawet konflikt zbrojny nie może być wykluczony".
Zwraca uwagę na duży stopień zaangażowania w Kosowie zarówno dyplomacji USA, jak i wojskowego sojuszu NATO, która sięga końca lat 90. i - jak mówi analityk - wzmacnia "elementy twardej linii" w Prisztinie.
Zachodnia interwencja wojskowa nie rozwiązała problemu Kosowa, tylko odsunęła dzień rozliczenia. Cokolwiek się stanie, Stany Zjednoczone Ameryki muszą trzymać się z dala od konfliktu i pozwolić narodom europejskim rozwiązać problem
- ocenił Carpenter.
Barykady zostaną usunięte, ale napięcie i nieufność pozostaną. Tak kończy się ten rok w Kosowie - cytuje z kolei Danas.rs "Deutsche Welle", który zapytał analityków w Belgradzie i Prisztinie, co się w tym konflikcie wydarzy w 2023 r.
Dyrektor badań w Belgradzkim Centrum Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa (ISAC Fund) Igor Novaković podkreśla tu rolę Unii Europejskej w osiągnięciu jakiegokolwiek porozumienia, choć optymistą nie jest. Zwraca natomiast uwagę na zaangażowanie USA, a konkretnie amerykańskiego specjalnego wysłannika ds. dialogu, Gabriela Escobara, który zapowiedział, że Stany Zjednoczone przejmą tworzenie Związku Gmin Serbskich "z rządem Kosowa lub bez niego".
Utworzenie Związku Gmin Serbskich (ZSO) to jeden z zapisów porozumienia brukselskiego z 2013 roku między Kosowem a Serbią. Proces mógłby się rozpocząć ze wsparciem USA wiosną 2023, dotąd jest skutecznie blokowany przez kosowskie władze w Prisztinie.
Żołnierze KFOR w punkcie kontrolnym przy kosowsko-serbskiej granicy Fot. Marjan Vucetic / AP Photo
Problem polega jednak na tym, że elity polityczne w Prisztinie tak bardzo zdemonizowały ZSO, że po prostu nie mogą się wycofać. Obawiam się, że amerykański proces wokół Związku nie zaowocuje praktycznym wdrożeniem
- komentuje Novaković.
Visar Imeri, dyrektor Instytutu Polityki Społecznej im. Musine Kokalari, ocenia: "Myślę, że ta sytuacja na północy [Kosowa] jest korzystna dla obu przywódców, aby przybliżyć ideę kompromisu swoim ludziom".
Vucić zaczął już mówić o "dwóch drogach – albo wojnie, albo dialogu". Coś podobnego słychać w Prisztinie – "albo ZSO, albo wojna"
- dodaje Imeri.
Novaković: "Myślę, że Belgrad nie ustąpi, jeśli chodzi o kwestię utworzenia ZSO. Nie będzie mowy o nowych negocjacjach, dopóki nie zostanie zrealizowane to, co już zostało uzgodnione".
Imeri podkreśla, że nowa dynamika dialogu między Belgradem a Prisztiną była uwarunkowana rosyjską inwazją na Ukrainę. Jednak ocenia, że mocarstwa zachodnie, zwłaszcza UE, ale w pewnym stopniu też USA, w wyniku zdarzeń w Ukrainie straciły wolę czekania, aż strony same dojdą do porozumienia.
Przechodzimy od dialogu do stylu negocjacyjnego, w którym otrzymujemy gotowe dokumenty i jesteśmy proszeni jedynie o ich akceptację z możliwością drobnych zastrzeżeń
- powiedział Imeri DW.