W niedzielę późnym wieczorem w Zatoce Tajlandzkiej szalał sztorm. Do maszynowni okrętu marynarki wojennej Tajlandii zaczęła się wlewać woda. Zalane zostały elementy sterujące zasilaniem. Mimo starań załogi, okręt przechylił się i zaczął tonąć - podaje BBC.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Na pokładzie przebywało ponad 100 osób. Akcja ratunkowa, w czasie której szukano ocalałych z katastrofy okrętu, trwała całą noc. W poniedziałek kontynuowano działania, wykorzystując również siły powietrzne. Na pomoc wysłano trzy okręty wojenne i helikoptery. Władze Tajlandii przekazały, że 75 osób zostało uratowanych, ale 31 marynarzy wciąż uważanych jest za zaginionych.
- Będziemy szukać dalej - powiedział w rozmowie z BBC rzecznik marynarki wojennej admirał Pogkrong Monthardpalin. - Taka tragedia nie wydarzyła się nigdy w historii naszych sił zbrojnych - podkreślił wojskowy.
Jeden z członków załogi, cytowany przez BBC, zaznaczył, że w wodzie był przez kilka godzin, zanim go odnaleziono. - Fale były dość wysokie, około trzech metrów, kiedy statek zaczął tonąć. Założyłem kamizelkę ratunkową i skoczyłem [do wody - red.]. Pływałem przez trzy godziny - powiedział.
Premier Tajlandii Prayut Chan-o-Cha przekazał, że pięć osób jest poważnie rannych. Jak dodał, w sprawie prowadzone jest śledztwo. Na razie władze w Bangkoku nie podają szczegółów.
HTMS Sukhothai, który zatonął, został zbudowany dla tajskiej marynarki wojennej w USA w połowie lat 80.