Wcześniej jednak, od 24 lutego 2022 roku, mężczyzna bronił swojego miasta. Jak zaznaczył, choć wojna rozpoczęła się w 2014 roku, a Mariupol już wówczas był celem ataków, to nie spodziewano się inwazji na taką skalę. Hennadij Starczenko podkreślił, że jego miasto spotkała prawdziwa zagłada. - Jeśli jest piekło na ziemi, to był to Mariupol. Wyobrażałem sobie, jak to rozdziera mi serce, jak moje serce płonie. Ludzie tylko chodzili i niczego nie czuli, jak zombie. To było naprawdę jak horror. Wszystko wokół się wali, wszystko zniszczone a ludzie nic nie czują, tylko szukają sobie jedzenia i wody. To jest bardzo, bardzo trudne - mówił.
Hennadij Starczenko jako jeden z obrońców kompleksu Azowstal w połowie maja trafił do rosyjskiej niewoli. Najpierw przeszedł przez obóz w Ołeniwce na okupowanym terenie Donbasu. - Rosjanie powiedzieli wprost - tu nie obowiązuje Konwencja genewska (...) Tam był barak dwupiętrowy - jego pojemność wynosiła 220 osób. Znalazło się nas tam 575 osób, pełne przeładowanie, ludzie spali na podłodze, nie na łóżkach. To nawet gorsze niż obóz koncentracyjny - powiedział ukraiński żołnierz.
Następnie Ukraińca wywieziono do Taganrogu w Rosji, nad Morzem Azowskim. Już w pierwszych dniach Hennadij Starczenko trafił do karceru. - Pomieszczenie półtora na dwa metry. Bez okna, bo zakratowane, a pomieszczenie, to jak piwnica. Siedziałem tam pięć dni. Od razu zrozumiałem, jak nas będą traktować. Rano nam dali kawałki białego i czarnego chleba. Żebyśmy coś więcej jedli, dawali nam gotowaną kapustę kwaszoną. Była tak kwaśna, że nie dało się jeść - wspominał.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Hennadij Starczenko opowiadał, że torturom fizycznym towarzyszyło znęcanie się psychiczne. Ukraińscy jeńcy spędzali każdego dnia 16 godzin w pozycji stojącej, musieli wykonywać po kilkadziesiąt pompek i przysiadów, wszystkiemu towarzyszyło słuchanie i przymusowe śpiewanie hymnu Rosji. Dodatkowo Rosjanie siłą wymuszali obciążające zeznania. - Próbowali nas namówić do tego, żebyśmy mówili, że zrzekamy się ukraińskiego obywatelstwa i żebyśmy potwierdzili, że byliśmy świadkami śmierci cywilów, albo że sami zabijaliśmy cywilów. Stawiali nas obok ściany, uderzali nami o ścianę, kazali rozstawiać nogi na szerokość ramion i dłonie trzymać odwrócone na zewnątrz i znowu nas bili i kopali, uderzali gumowymi pałkami. Znęcaniem się fizycznym chcieli nas zmusić, żebyśmy potwierdzili wszystko, czego oni chcą - relacjonował wojskowy.
Hennadija Starczenkę więziono również w kolonii karnej w Kamieńsku Szachtyńskim i w Kursku. I w tym ostatnim mieście pojawiła się nadzieja na wymianę, bo wówczas ukraińscy jeńcy otrzymali dokumenty do wypełnienia, które wskazywały na możliwość wyjścia na wolność. Dziś marzeniem żołnierza z Mariupola jest powrót do swojego miasta i jego odbudowa. - Nie mam żadnych wątpliwości, że my - Ukraińcy i ukraińskie wojsko - wrócimy do wolnego miasta Mariupola. Wiele jest takich osób jak ja, które chcą odbudować Mariupol i tchnąć w niego życie. Nie zważając na to, że zginęło tam wielu naszych braci, chcemy, żeby Mariupol żył i żeby tam wychować dzieci, wnuków - zapewnił.
Żołnierz dodał, że przyjechał do Polski z misją przekazania szczerych podziękowań za przyjęcie Ukraińców. - Chcę też opowiedzieć naszą historię i prosić o pomoc w ratowaniu innych żołnierzy, którzy przebywają w niewoli - mówił żołnierz z Mariupola. Jak zaznaczył, chodzi o 4-5 tysięcy wojskowych więzionych na terenie Rosji. - Ich trzeba jak najszybciej ratować - zaapelował Hennadij Starczenko.