Do starć doszło 9 grudnia w obszarze Tawang we wschodnim himalajskim stanie Arunachal Pradesh, który graniczy z południem Chin. Teren ten jest pod kontrolą Indii, jednak roszczenia do niego zgłasza cały czas Pekin.
Indyjskie źródło poinformowało agencję Reutera, że zespoły patrolowe obydwu stron stanęły twarzą w twarz na jednym z tamtejszych szczytów. Inne źródła podają, że około pół tuzina indyjskich żołnierzy odniosło drobne obrażenia. - To są potyczki, które ciągle się zdarzają i nie mają większego znaczenia. Ta nie była poważna - poinformował agencję minister obrony Indii Rajnath Singh.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
- Chińskie oddziały próbowały jednostronnie zmienić status quo, wkraczając na Linię Rzeczywistej Kontroli, w rejonie Yangtse w sektorze Tawang - przekazał szef resortu.
Nasza armia stawiła czoła tej próbie ze stanowczością. Armia indyjska dzielnie zapobiegła wkroczeniu na nasze terytorium i zmusiła ich do wycofania się na swoje pozycje. W potyczce rannych zostało kilku żołnierzy obu stron
- poinformował.
Rzecznik MSZ Chin, Wang Wenbin, powiedział na konferencji prasowej, że sytuacja na granicy jest "ogólnie stabilna". Minister spraw zagranicznych Indii z kolei przekazał, że stosunki z Chinami nie mogą wrócić do normy bez pokoju na granicy.
Departament Stanu USA poinformował, że monitoruje sytuację na granicy indyjsko - chińskiej. Rzecznik departamentu Ned Price powiedział, że Indie są ważnym partnerem strategicznym dla Waszyngtonu, a Stany Zjednoczone "cieszą się, słysząc, że obie strony wydają się szybko wycofać się ze starć".
Sporna granica pomiędzy uzbrojonymi w broń jądrową azjatyckimi państwami pozostała w dużej mierze bezpieczna od czasu wojny w 1962 roku. Oba państwa trzymają się protokołów, aby nie używać broni palnej wzdłuż faktycznej granicy.
Według Krzysztofa Iwanka z Ośrodka Badań Azji Centrum Badań nad Bezpieczeństwem Akademii Sztuki Wojennej incydent, który miał miejsce w zeszłym tygodniu to jedno z większych starć w ostatnich latach. Zaznaczył, że do walk przy granicy indyjsko-chińskiej dochodzi setki razy w ciągu roku, ale zazwyczaj są to bezkrwawe spotkania patroli.
Zazwyczaj wygląda to tak, że patrole spotykają się w na terenie, który każda stron uważa za swój (brak granicy, trudny teren). Patrole przestrzegają wówczas protokołów: mają nie nosić broni palnej, mają napotkanemu patrolowi pokazać flagę, nie dać rywalowi pójść dalej itd
- tłumaczył na Twitterze kierownik ośrodka.
Iwanek przypomniał, że do największego starcia w ostatnich latach pomiędzy oddziałami doszło w czerwcu 2020 roku w dolinie rzeki Galwan. Wtedy jednak pojawiły się ofiary śmiertelne.
"Na pewno można zatem powiedzieć, że do niepokojących starć między Indiami a Chinami dochodzi teraz częściej. Przynajmniej jednak podstawowy konsensus - brak używania broni palnej - jest dalej obustronnie utrzymywany. Równolegle jednak od 2020 r. pojawiają się nowe rodzaje broni, które nie naruszają zakazu, ale zwiększają skalę przemocy. W 2020 r. żołnierze chińscy mieli pierwszy raz użyć kijów z gwoździami itp. Teraz chyba po raz pierwszy mowa o paralizatorach" - napisał dr Iwanek.
Zdaniem kierownika Ośrodka Badań Azji trudno jest ocenić, czy te starcia doprowadzą do rozszerzenia konfliktu. "Gdybym musiał zaryzykować jednoznaczną odpowiedź, to powiedziałbym, że jest większa szansa, że nie spowodują - ale po prostu dlatego, że stosunki indyjskie i chińskie są już i tak złe. Naprawdę należy się martwić, kiedy Indie i Chiny zaczną używać w tych starciach broni palnej" - stwierdził ekspert.