Wysadzenie filarów mostu na wschodnich obrzeżach Melitopola miało miejsce w noc z poniedziałku na wtorek. Po konstrukcji biegła główna droga prowadząca do miasta ze wschodu, mająca duże znaczenie dla rosyjskiej logistyki w całym regionie. Most nie zawalił się całkowicie, ale ewidentnie jest poważnie uszkodzony i nie nadaje się do użytku.
Nie oznacza to jakiejś całkowitej katastrofy dla rosyjskiego transportu w regionie, ponieważ uszkodzona konstrukcja wiodła nad niewielką rzeką i doliną, przez którą bez problemu saperzy zbudują szybko objazd. Dodatkowo Melitopol ma częściową obwodnicę, którą da się ominąć zniszczony most, choć nadkładając kilometrów. Jednak akcja tak zwanych partyzantów na pewno będzie źródłem niedogodności dla Rosjan i dodatkowych komplikacji w systemie zaopatrywania ich wojsk w tym regionie.
"Tak zwanych partyzantów", ponieważ z wysokim prawdopodobieństwem to po prostu żołnierze ukraińskich sił specjalnych, którzy przeniknęli przez front na głębokie rosyjskie zaplecze. Od początku wojny Ukraińcy i Rosjanie rutynowo piszą o "partyzantach", kiedy coś wybuchnie na terenach okupowanych. Dla obu stron to wygodne. Ukraińcy stwarzają wrażenie aktywnego i zorganizowanego ruchu oporu (jakaś organizacja istnieje, ale raczej jako wsparcie i uzupełnienie sił specjalnych), a Rosjanie ukrywają swoją niekompetencję, czyli niezdolność do skutecznego zwalczania grup dywersyjno-rozpoznawczych wroga. Nie ulega jednak wątpliwości, że owa niekompetencja jest ogromna, pomimo mitycznej sprawności i bezwzględności rosyjskich służb bezpieczeństwa. Ukraińcy pokazują w praktyce, ile jest prawdy w tym micie. Robią to nie tylko akcjami na bliskim zapleczu frontu, ale też choćby działalnością grup dywersyjno-rozpoznawczych na okupowanym Krymie (np. ataki dronami na bazy lotnicze i Sewastopol).
Rosyjskie zaplecze na Zaporożu znacznie częściej i boleśniej od komandosów atakują rakiety GMLRS wystrzeliwane z systemów HIMARS i M270. Ostatni tydzień to wręcz seria doniesień o dotkliwych atakach na obiekty zajmowane przez rosyjskie wojsko w miastach Melitopol i Tokmak. Ukraińcy twierdzą, że zabili w nich łącznie kilkuset Rosjan. Źródła rosyjskie twierdzą natomiast, że precyzyjnie naprowadzane rakiety trafiły w obiekty stricte cywilne, takie jak ośrodek wypoczynkowy. Miał nie zginąć ani jeden rosyjski żołnierz. Jakoby.
Nagranie z gruzowiska po jednym z opisanych ataków rakietowych. Jak widać, raczej nie ma na nim cywili, ale rosyjskich wojskowych.
Najciekawszym pytaniem jest to, czy intensyfikacja uderzeń rakietowych i pierwsza od dawna tak poważna akcja dywersyjna, wydarzyły się w tak krótkim okresie przypadkiem, czy jednak w ramach planu. Chodzi oczywiście o to, czy Ukraińcy na poważnie zabrali się za przygotowywanie warunków do większej ofensywy na Zaporożu. Ewentualne uderzenie w tym regionie nie będzie żadnym zaskoczeniem. Rosjanie już od miesięcy piszą o tym, jak to Ukraińcy koncentrują do niego siły. Rosyjskie wojsko nie pozostaje więc bierne i szykuje się do obrony. Oficjalnie to nawet przeprowadza raz po razie bardzo skuteczne uderzenia wyprzedzające. Agencja TASS cytowała szóstego grudnia ukraińskiego kolaboranta z obwodu zaporoskiego, Władimira Rogowa, według którego rosyjska artyleria raz po razie zadaje druzgoczące ciosy Ukraińcom w miejscach koncentracji ich oddziałów, o czym mają mu donosić przyjaźnie nastawieni mieszkańcy terenów po drugiej stronie linii frontu. Dowodów brak. Nie ma żadnych zdjęć i nagrań pokazujących jakieś nadzwyczajne uderzenia wyprzedzające.
Jakimi siłami dysponują obie strony w tym regionie, nie jest pewne. Ukraiński Sztab Generalny na początku grudnia twierdził, że Rosjanie wręcz wycofują z Zaporoża część swoich oddziałów i przerzucają je na inne odcinki frontu, gdzie aktualnie trwają intensywne walki (Donieck-Bachmut-Swatowo). Według Ukraińców trwa też cicha ewakuacja władz okupacyjnych i kolaboranckich. Rosjanie ze swojej strony już od miesięcy donoszą o koncentracji ukraińskich oddziałów w rejonie Zaporoża i skierowaniu tam istotnej części sił, przerzuconych z obwodu Chersońskiego. Nie sposób jednak podać konkretnych liczb i spróbować miarodajnie porównać siły obu stron.
Jeśli Ukraińcy rzeczywiście mają zamiar zaatakować w najbliższych tygodniach, to logiczne byłoby nasilenie kampanii wymierzonej w zaplecze rosyjskich oddziałów. Ograniczyć dopływ zaopatrzenia, osłabić parasol obrony przeciwlotniczej i przetrzebić udzielającą wsparcia artylerię. Wysadzanie mostów czy nasilone ataki rakietowe wpisywałby się w ten scenariusz. Biorąc je za wskazanie, to można pokusić się o domysły co do kierunku potencjalnej ofensywy. Na ogół byłoby to z rejonu miasta Zaporoże na południe, ku rejonowi Melitopola. Tuż za tym drugim zaczyna się szerokie estuarium rzeki Mołoczna. Od obecnej linii frontu do linii brzegowej Morza Azowskiego jest na tym kierunku około 90 kilometrów. Pokonując ten dystans, Ukraińcy odnieśliby ogromny sukces, ponieważ rozcięliby na pół rosyjski korytarz lądowy na Krym. Rosyjskie oddziały na samym półwyspie, jak też dalej na zachód bliżej Dniepru, znalazłyby się w trudnej sytuacji. Jeszcze nie okrążone, ale zaopatrywane tylko uszkodzonym mostem Krymskim i drogą morską.
Potencjalna ofensywa raczej nie podążałaby linią prostą na południe, ale nieco na zachód od niej, trzymając się prawego brzegu rzeki Mołoczna. Nie jest ona wielką przeszkodą terenową, ale tworzy pewną naturalną barierę. Teren pomiędzy nią a położonym dalej na zachód Dnieprem to głównie płaski step. Nie jest to nic odkrywczego, zwłaszcza dla Rosjan. Widać to po ich przygotowaniach. W opisanym obszarze pomiędzy Mołoczną a Dnieprem budują głęboki na 30-40 kilometrów system umocnień, mający powstrzymać potencjalne ukraińskie uderzenie, nawet jeśli to przebije się przez pierwsze linie obrony. Nowe budowle obronne widać dobrze na zdjęciach satelitarnych i cywilni entuzjaści nanoszą je na mapy. Skoro oni są to w stanie zrobić, to ukraińskie wojsko tym bardziej dobrze wie, co robią Rosjanie.
W górnej części mapy pośrodku ukraińskie miasto Zaporoże. Poniżej niego na dole mapy okupowany Melitopol. Czerwona linia to obecny przebieg frontu. Fioletowe i pomarańczowe to zaobserwowane rosyjskie umocnienia. Nie tworzą linii ciągłych, bo cywile mają ograniczony dostęp do zdjęć satelitarnych i nie mogą regularnie oglądać całego obszaru. Fot. DefMon3/Scribblemaps
Mapa w większej rozdzielczości
Ukraińcy nie mogą więc mieć złudzeń, że ofensywa na tym kierunku byłaby czymś prostym. Rosjanie szykują się na nią od dawna, a walki w obwodzie Chersońskim dobitnie pokazały, że potrafią się bronić skutecznie i zawzięcie. Nawet z kiepskim zaopatrzeniem i po poważnych stratach. Dlatego pozostaje pytanie, czy Ukraińcy naprawdę się zdecydują na taki ruch. W końcu wzmożony ostrzał rakietowy i wysadzenie mostu mogły przypadkiem zbiec się w czasie. Mogą też być zmyłką, próbą przyciągnięcia uwagi Rosjan i zmuszenia ich do pozostawienia w tym rejonie istotnych sił, które inaczej może przerzuciliby do Donbasu. Tam presja na Ukraińców jest potężna i sytuacja obrońców w rejonie Bachmutu oraz Doniecka jest trudna.
Z drugiej strony może Rosjanie już przerzucili zauważalne siły z Zaporoża do Donbasu i Ukraińcy uznali, że warunki do ofensywy stają się obiecujące? Rosyjskie wojsko już raz popełniło błąd i nadmiernie skupiło się na ważnym politycznie Donbasie, tracąc ogromne siły i środki w atakach na dobrze tam umocnionych Ukraińców. Zapłacili za to porażkami w obwodzie charkowskim i chersońskim, gdzie nie mieli dość sił do skutecznej obrony. Pytanie, czy rosyjscy dowódcy są zdolni popełnić dwa razy błąd na taką skalę. Pytanie kolejne to czy Ukraińcy rzeczywiście są chętni atakować w najbardziej oczywistym miejscu i rzucać się wprost na przygotowanych Rosjan. Wiele pola do manewru już jednak nie mają. Front skrócił się na tyle, że praktycznie wszędzie są jakieś umocnienia i przygotowani do obrony Rosjanie.