Wielu Brytyjczyków przyjmowało uchodźców do swych domów, w ramach ogłoszonego wiosną programu "Domy dla Ukrainy", w zamian dostając od rządu pieniądze. Musieli się jedynie zobowiązać do goszczenia ich przez minimum pół roku.
Okazuje się jednak, że "wielu gospodarzy" zinterpretowało to jednak dosłownie. - Po upływie tego terminu mówią Ukraińcom, że muszą poszukać innych opcji - wyjaśnia Adis Sehic z londyńskiej organizacji Work Rights Centre pomagającej uchodźcom.
Tylko w zeszłym miesiącu liczba bezdomnych Ukraińców wzrosła o 30 procent.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Rosnące ceny energii i inflacja sprawiają, że Brytyjczycy muszą liczyć każdy pens, a wypłaty dla pomagających - 350 funtów miesięcznie - dziś są warte mniej, niż w marcu.
Samorządom niełatwo jest więc znaleźć uchodźcom nowe domy: wielu brytyjskich obywateli nie jest w stanie zapłacić czynszu, lista chętnych na mieszkania socjalne z miesiąca na miesiąc się wydłuża.
Co więcej, Londyn nadal pomaga tysiącom uciekinierów z Afganistanu. Część żyje w hotelach, często w fatalnych warunkach.
- Zdecydowanie spodziewamy się, ze ten trend utrzyma się zimą, bo w Brytyjczyków uderza kryzys związany z inflacją i wysokimi kosztami życia - dodaje Adis Sehic.
Rozmówca Polskiego Radia podkreśla, że już wiosną wiele organizacji ostrzegało rządzących, że do takiej sytuacji dojdzie, a po upływie minimalnego okresu wielu Ukraińców będzie miało kłopoty. Jego zdaniem, reakcję polityków w tej sprawie spowolniły ostatnie kryzysy rządowe - kraj ma już w tym roku trzeciego premiera.
Dziennik "Times" pisze, że rząd Rishiego Sunaka stara się opracować plan radzenia sobie z kryzysem. W grę wchodzi między innymi podwyższenie wypłat dla brytyjskich gospodarzy, którzy otworzyli drzwi dla uchodźców.