We wtorek (6 grudnia) okolicach Kurska wybuchł pożar w magazynie paliwa zlokalizowanym na jednym z tamtejszych lotnisk wojskowych. To trzeci taki przypadek w ciągu doby. Wcześniej do podobnych przypadków doszło w rejonach: Saratowa i Riazania. Jak podają rosyjskie media niezależne - w wyniku ataku dronów zginęły trzy osoby, a dwie trafiły do szpitala. Onet poprosił o komentarz w sprawie byłego szefa bazy tarczy antyrakietowej w Redzikowie płk. Piotra Lewandowskiego.
Portal zapytał swojego gościa, czy jego zdaniem "takie ataki dronami na infrastrukturę wojskową w Rosji mogą zmienić obraz wojny w Ukrainie". - Wszystko zależy, ile będzie tych ataków - przyznał płk Lewandowski. - Jeżeli się okaże, że mamy do czynienia z dronami o zwiększonym zasięgu i że tych ataków jest dużo, to dla Rosjan będzie poważny problem - dodał. Jego zdaniem w takim wypadku istotne będzie pytanie, czemu rosyjska obrona okazała się nieskuteczna. - Albo była niesprawna, albo niewłączona, albo środki, które chroniły te bazy, znalazły się wcześniej w Ukrainie. I teraz może się okazać, że będą one potrzebne w Rosji i Rosjanie będą musieli ściągać je z powrotem do kraju - tłumaczył.
Więcej aktualnych wiadomości dotyczących wojny w Ukrainie znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Do pierwszego ataku doszło w lotniczej bazie wojskowej w okolicach miasta Engels, w obwodzie saratowskim. Eksplozja drona raniła dwie osoby i uszkodziła dwa bombowce strategiczne Tu-95. W bazie lotniczej w okolicach Riazania eksplodowała cysterna z paliwem. W pożarze zginęły trzy osoby. O pożarze magazynów paliwowych w okolicach Kurska poinformowała lokalna administracja. Portal Meduza podał, że Ministerstwo Obrony Rosji potwierdziło, że w pierwszych dwóch przypadkach lotniska zostały zaatakowane przez drony. Kursk leży w pobliżu granic Ukrainy. Natomiast Riazań i Saratów znajdują się kilkaset kilometrów od linii frontu.