Realia walk w rejonie Bachmutu w Donbasie niezmiennie przypominają te znane z I wojny światowej. Morze błota, ogromne przestrzenie zryte kraterami po wybuchach pocisków artylerii, całe wioski obrócone w gruzy, kikuty drzew strzaskanych przez eksplozje i pomiędzy tym zziębnięci, przemoczeni i zdesperowani ludzie tkwiący w okopach, lub ginący przy próbie ich zajęcia.
W ostatnich dniach ta sceneria powoli zaczyna się zmieniać. Robi się coraz zimniej. Zaczyna padać śnieg. Największym utrapieniem przestaje być błoto, staje się zimno. Największym zagrożeniem niezmiennie pozostaje artyleria wspomagana przez drony.
Od czasu kiedy tydzień temu opisywaliśmy walki w rejonie Bachmutu, porównując je do tych w rejonie francuskiego Verdun w 1916 roku, Rosjanie kontynuowali rekonstrukcję wydarzeń sprzed ponad wieku. Tak jak wówczas Niemcy, nadal nacierają, ponosząc ogromne straty i odnosząc niewielkie sukcesy. Te w ostatnim tygodniu były jednak jednymi z największych od dawna.
W ostatnich dniach listopada Rosjanie po raz kolejny przypuścili szeroko zakrojony atak na całym froncie w rejonie Bachmutu. Natarcie na północ od miasta i bezpośrednio na wschód od niego zostały szybko zatrzymane. Ukraińska artyleria korygująca ostrzał przy pomocy dronów roznosiła całe grupy rosyjskiej piechoty. Ponieważ ta atakuje bez bezpośredniej osłony pojazdów opancerzonych, to po zbliżeniu się do ukraińskich pozycji i znalezieniu się pod ostrzałem obrońców musi zacząć się kryć. To oznacza powolne poruszanie i zaleganie w jednym miejscu. Wówczas nadlatują pociski ukraińskiej artylerii i zazwyczaj decydują o wyniku starcia.
Przykład walk w rejonie Bachmutu. Ukraiński ostrzał dużej grupy rosyjskiej piechoty przy pomocy czołgów i artylerii.
Jednak tak się nie stało na południe od Bachmutu. Najwyraźniej tam ostrzał rosyjskiej artylerii i wcześniejsze natarcia na tyle przetrzebiły Ukraińców, że nie zdołali zatrzymać kolejnego. W miniony weekend posypała się obrona w rejonie kompletnie zrujnowanych wsi Kurdiumiwka i Ozarjaniwka. Część obrońców tej pierwszej miała znaleźć się nawet w okrążeniu, ale zdołali uciec. Oznacza to, że Rosjanie pokonali 3-5 kilometrów w linii prostej i przebyli odsłonięty teren ciągnący się od lokalnej drogi TO513, aż do zabudowań obu wspomnianych wsi. To ich największy sukces od wielu tygodni.
Opisywane wsie znajdują się na południe od Bachmutu, czyli w środku dolnej części mapy. Wskazuje na nie dolna strzałka Fot. Militaryland.net
Mapa w większej rozdzielczości
Dalej na zachód od obu zajętych wsi biegnie kanał wodny, a za nim są niewielkie wzgórza. Ogólnie rzecz biorąc kolejny mocny punkt do obrony przez Ukraińców. Rosjanie i tak najpewniej na razie nie będą próbowali go atakować, ale skupią się na tym, żeby nacierać dalej na północ do wsi Klisczijiwka, co pozwoli im dotrzeć do Bachmutu z nowego kierunku, od południowego zachodu. Ich plan jest ewidentny i chodzi o okrążenie miasta. Przynajmniej częściowe, tak aby drogi zaopatrzeniowe Ukraińców znalazły się pod bezpośrednim ostrzałem. Do tego im jednak na razie daleko. Zwłaszcza że na północ od Bachmutu nie są w stanie posunąć się naprzód od miesięcy, a tam biegnie jedna z dwóch głównych tras zaopatrzeniowych.
Przy obecnym tempie rosyjskich postępów oznacza to jednak kilka miesięcy walk i wiele tysięcy zabitych. W najlepszym dla Rosjan scenariuszu. Dla rosyjskiego dowództwa to może i pożądany scenariusz. Z ich strony giną masowo byli więźniowie, zwerbowani przez najemniczą grupę Wagnera, których życie nie ma dla Kremla żadnej wartości. Z drugiej strony wykrwawiają się regularne oddziały ukraińskiego wojska i obrona terytorialna, które są dla Kijowa bardzo cenne. Ukraińcy nie mają łatwo, a walka absolutnie nie jest jednostronna. Pytanie, jaka jest relacja strat obu stron, ale tego nie wiadomo. Być może Rosjanie uznają ją za zadowalającą, skoro kontynuują tę rzeźnię w stylu Verdun. Jednak nawet jeśli zajmą Bachmut, to nie zmienią w ten sposób biegu wojny. To tylko jedno z szeregu miast ukraińskiego Donbasu. Będą kolejne linie obronne, a Ukraińcy ewidentnie nie rzucają do walk w tym rejonie wszystkich dostępnych sił, tylko zachowują rezerwy na inne odcinki frontu.
Przykład ukraińskiego okopu w rejonie Bachmutu. Jak widać, sytuacja Ukraińców delikatnie rzecz biorąc, nie jest łatwa, a żołnierze nie tryskają entuzjazmem.
Głównie z tego powodu jest możliwe, że ewentualne postępy Rosjan w rejonie Bachmutu nie będą miały w skali całej wojny żadnego znaczenia. Tak jak nie miały postępy Niemców pod Verdun. Losy wojny najpewniej rozstrzygną się gdzie indziej, choć aktualnie nie ma jasności, gdzie to może być. Trwa oczekiwanie na kolejny poważny ruch ukraińskiego dowództwa. Od finału walk o Chersoń już prawie miesiąc temu, Ukraińcy pozostają zasadniczo w defensywie. Zapewne szykują oddziały, planują i czekają na odpowiednie warunki, aby spróbować kolejnej ofensywy.
Na dwóch kierunkach, gdzie spodziewane są ukraińskie uderzenia, aktualnie panuje względna cisza. Jeden to front na północ od Bachmutu, aż do granicy z Rosją. Rosjanie mocno się tam okopali, a Ukraińcy w październiku nie zdołali przełamać ich obrony. Trwają lokalne starcia i wzajemny ostrzał artyleryjski, ale poza tym front stoi. Rosjanie po swojej stronie budują kolejne linie obrony, które stają się widoczne na zdjęciach satelitarnych. Odcinek frontu od miasta Swatowe po wieś Kreminna, uznawany za najbardziej narażony na ukraiński atak, jest wzmacniany szczególnie. Co ze swojej strony robią Ukraińcy, tego tak naprawdę nie wiadomo. Rosjanie twierdzą, że w ten rejon trafiła istotna część oddziałów z obwodu chersońskiego i są one szykowane do ofensywy.
Rejon na północ od Donbasu. W środku mapy opisywane Swatowe. Wioski, przez które przebiega front, co jakiś czas przechodzą z rąk do rąk, ale sytuacja jest stabilna Fot. Militaryland.net
Mapa w większej rozdzielczości
Podobnie wygląda sytuacja na południu, na Zaporożu. Można właściwie powielić cały opis. Brak poważniejszych walk, lokalne starcia i ostrzał artyleryjski. Rosjanie chyba finalnie zrezygnowali z dalszych szturmów wsi Pawliwka. Po miesiącu krwawych walk rosyjskie wojsko kontroluje ją w około połowie. Ogólnej sytuacji to nie zmieniło w ogóle, tylko dwie brygady rosyjskiej piechoty morskiej poniosły poważne straty. Co to miało dać w szerszym wymiarze, trudno zrozumieć. Ukraińcy ze swojej strony twierdzą, że przeprowadzili bardzo ciężki i skuteczny ostrzał artyleryjski (zachodnimi systemami HIMARS/M270) rosyjskich baz w rejonie miasta Tokmak. To jedna z potencjalnych osi ukraińskiego natarcia z kierunku miasta Zaporoże, na okupowany Melitopol i dalej wybrzeże Morza Azowskiego. Rosjanie twierdzą, że tutaj również trafiła istotna część ukraińskich sił z obwodu Chersońskiego i szykowana jest ofensywa. Ze swojej strony rosyjskie wojsko intensywnie wgryza się w ziemię, budując nowe umocnienia.
Front w rejonie Zaporoża. Opisywany Tokmak na samym dole mapy Fot. Militaryland.net
Mapa w większej rozdzielczości
Ostatni rejon walk to okolice miasta Donieck, pomiędzy Bachmutem a Zaporożem. Od drobnych sukcesów Rosjan w połowie listopada w rejonie donieckiego lotniska i miasta Marinka, do dzisiaj nic więcej się nie wydarzyło. Kolejne rosyjskie próby ataków są odpierane. Ukraińcy pozostają w defensywie, korzystając z umocnień budowanych od 2014 roku. Trwa intensywna wymiana ognia artyleryjskiego. W kontekście tego odcinka frontu nie ma spekulacji na temat potencjalnej ukraińskiej ofensywy.
Miejsce i czas kolejnego poważnego uderzenia Ukraińców pozostaje największą zagadką aktualnej fazy wojny. Swatowe? Melitopol? Gdzieś indziej w sposób zaskakujący? Już teraz, niebawem, czy kiedyś zimą? Czy Ukraińcy będą czekać, aż mrozy mocno skują ziemię i ułatwią poruszanie się pojazdom, oraz wyczerpią nieprzygotowanych na niskie temperatury Rosjan? Czy ruszą do akcji jak najszybciej się da, żeby nie dać rosyjskiemu wojsku za dużo czasu na rozbudowę pozycji obronnych? Pytań jest wiele, odpowiedzi nie ma. Są tylko spekulacje, domysły i czekanie. Zgodnie ze starym wojskową maksymą, która prawdopodobnie została ukuta po raz pierwszy na froncie zachodnim w okresie I wojny światowej, choć nie ma pewności przez kogo i kiedy konkretnie:
Wojna to długie okresy nudy, przerywane momentami skrajnego przerażenia.
Jedno jest pewne. Dobre wybranie czasu i miejsca ataku jest teraz sprawą o kardynalnej wadze dla ukraińskiego dowództwa. Tak samo, jak dobre jego zaplanowanie i przygotowanie doń oddziałów oraz sytuacji, poprzez wcześniejsze "zmiękczenie" rosyjskiej obrony na wybranym odcinku przy pomocy artylerii i sił specjalnych. Ukraińcy od września są generalnie w natarciu i odnoszą sukcesy, choć miejscami ponoszą też porażki, jak podczas nieudanych ataków w obwodzie Chersońskim czy na Swatowe. Rosjanie są w defensywie, nie licząc żółwich postępów w rejonie Bachmutu. Jeśli Ukraińcy zdołają podtrzymać ten trend, pomimo intensywnego szykowania się przeciwnika do obrony na każdym zagrożonym odcinku, to będzie można mówić o ogromnym sukcesie.
Problem w tym, że Rosjanie są aktualnie we względnie lepszej sytuacji niż na początku jesieni. Front jest znacznie krótszy i łatwiejszy do obrony. Dzięki mniejszej długości i mobilizacji jest lepiej obsadzony ludźmi. Do tego położono wielki nacisk na szykowanie pozycji obronnych. Broni i amunicji nie brakuje, choć nie są pierwszego sortu. Rosjanie stali się więc twardszym orzechem do rozłupania. Ukraińcy ze swojej strony mogą zgromadzić do ataku na niewielkim odcinku znacznie większe siły niż wcześniej, ale to nie jest gwarancja sukcesu, jedynie znacznie intensywniejszych walk, a co za tym idzie większych strat. Kreml ewidentnie gra kartą murowania frontu i czekania na efekty jego wojny energetycznej z Zachodem oraz niszczenia ukraińskiej infrastruktury krytycznej. Jeśli Ukraińcy zdołają ten murowany front przebić, to rozbiją też całą aktualną strategię Władimira Putina.