"Statek widmo" dryfował po oceanie. Na pokładzie nie było nikogo. Co się wydarzyło na Mary Celeste?

Losy statku Mary Celeste do dziś owiane są mgłą tajemnicy. Niewielka brygantyna należąca do nowoszkockiego przedsiębiorstwa armatorskiego J.H. Winchester and Co. została odnaleziona, gdy dryfowała swobodnie po oceanie na zachód od wybrzeży Portugalii. Na pokładzie nie było jednak nikogo.

Historia jak z początku popularnego serialu "1899" wydarzyła się naprawdę. 5 grudnia 1872 roku, około godziny 13, marynarz John Johnson z brygantyny handlowej Dei Gratia, zmierzającej w kierunku cieśniny Gibraltarskiej, zaalarmował drugiego mata Johna Wrighta oraz kapitana Davida Morehouse'a o obecności innej jednostki. Statek ten płynął jednak w dziwny sposób. Główny żagiel był zwinięty, a drugi, zerwany, łopotał na wietrze. Jednostka, zdana na łaskę i niełaskę fal, zdawała się opuszczona.

Jak informuje Daily Nautica, Morehouse miał jednak bez trudu rozpoznać dryfującą brygantynę jako Mary Celeste. Znał się bowiem z jej kapitanem - Benjaminem Spoonerem Briggsem. Jedli razem obiad w Nowym Jorku na krótko przed tym, jak obaj wyruszyli swoimi statkami w kierunku Morza Śródziemnego.

Zaniepokojony widokiem jednostki oraz tym, że w żaden sposób nie zareagowała ona na wysyłane sygnały, kapitan Dei Gratii kazał zwodować łódź ratunkową. Powierzył swojemu pierwszemu matowi, Oliverowi Deveau, zadanie sprawdzenia, co dzieje się wewnątrz brygantyny, a w razie potrzeby - udzielenia pomocy jej załodze.

Po godzinie 15 (jak informuje Paul Begg w swojej książce "Mary Celeste: The Greatest Mystery of the Sea") na łódź, która ruszała z misją ratunkową, wsiedli wraz z nim drugi mat John Wright i marynarz John Johnson. Żeglarze nie mieli pojęcia, że oto stykają się z zagadką, która nie zostanie rozwiązana przez następne 150 lat.

Ostatni rejs Mary CelesteOstatni rejs Mary Celeste Gazeta.pl

Tajemnica Mary Celeste. Na statku brakowało nie tylko załogi

Po południu członkowie misji ratunkowej stanęli na pokładzie Mary Celeste. Żeglarze spodziewali się, że załogę brygantyny mogła dopaść choroba, która nie pozwoliła im na pracę na statku. Na Mary Celeste było jednak pusto, a wokół panowała niepokojąca cisza.

Z raportu Deveau wynika, że jednostka nie była w najlepszym stanie. Jeden z jej masztów był uszkodzony, podobnie jak część żagli. Uszkodzona była także część takielunku oraz olinowania. Część luków nie była zabezpieczona, a w ładowni było około metra wody. Uszkodzony był również kompas, który znajdował się na statku - był przesunięty ze swojego miejsca, a jego szklana pokrywa była pęknięta.

Zaskoczeni żeglarze spostrzegli, że na Mary Celeste zostało w zasadzie wszystko, co cenne - w tym drogi ładunek alkoholu, osobiste rzeczy załogi oraz ich oszczędności. Zapasy jedzenia czy lekarstw także wydawały się nietknięte.

Na pokładzie brakowało jednak załogi i dwóch pasażerek statku - żony i dwuletniej córki kapitana. Zniknęły także dziennik okrętowy, sekstant, dokumenty dotyczące ładunku. Nie było też małej szalupy ratunkowej.

Burzliwe losy przyszłego statku widmo

Brygantyna znana jako Mary Celeste powstała w stoczni Joshua Dewisa w wiosce Spencer's Island w Zatoce Fundy w Nowej Szkocji (Kanada). Została zwodowana 18 maja 1861 roku i nadano jej nazwę Amazon. Mierzyła 99,3 stóp (30,3 m) długości, 25,5 stóp (7,8 m) szerokości i 11,7 stóp (3,6 m) głębokości. Dysponowała też 198,42 tonażu brutto. Początkowo była własnością lokalnego konsorcjum, w skład  którego wchodziło dziewięciu udziałowców. Na czele stał Dewis, a wśród współwłaścicieli był Robert McLellan, pierwszy kapitan statku.

Widok na współczesną Zatokę Fundy w Nowej Szkocji (Kanada), gdzie powstała Mary Celeste (wówczas zwana Amazon)Widok na współczesną Zatokę Fundy w Nowej Szkocji (Kanada), gdzie powstała Mary Celeste (wówczas zwana Amazon) Fot. Albert Pego/ Shutterstock.com

Pierwsze dwie podróże statku, podobnie jak jego ostatni rejs, okazały się pechowe. Amazon, pod dowództwem McLellana, popłynęła na Five Islands w Nowej Szkocji po ładunek drewna. W trakcie podróży kapitan jednak zachorował, a po dotarciu brygantyny do portu macierzystego, zmarł.

Kolejny rejs również nie był dla Amazon szczególnie szczęśliwy. Gdy pod wodzą kapitana Johna Nuttinga Parkera zmierzała do Londynu, ucierpiała w wyniku zderzenia z przyrządami rybackimi. W drodze powrotnej zaś miała wpaść na inny statek, który następnie zatonął.

Przez następne lata i pod wodzą kolejnych kapitanów Amazon nie miała większych przygód. Aż do chwili (niektóre źródła podają, że było to w roku 1868), gdy rozbiła się u wybrzeży wyspy Cape Breton. Statek, kupiony jako wrak, został następnie odnowiony. Należącej do nowoszkockiego przedsiębiorstwa armatorskiego J.H. Winchester and Co. brygantynie zmieniono także nazwę. Od grudnia 1868 roku aż do końca swojego istnienia, który nastąpił w 1885 roku, nosiła ona nazwę Mary Celeste.

Zobacz wideo Czy wiesz, co zrobić, gdy zaginie ktoś bliski?

Co wiadomo o ostatniej podróży Mary Celeste?

W październiku 1872 roku dowodzenie na statku objął jeden z jego udziałowców - kapitan Benjamin Spooner Briggs. Przybył on na Mary Celeste na kilka tygodni przed wypłynięciem z portu, by nadzorować załadunek statku. Brygantyna miała transportować 1700 baryłek alkoholu. Jak podaje Begg, jego wartość miała wynosić około 35 tysięcy dolarów. Ładunek płynął do Genui.

Kapitan Mary Celeste - Benjamin Spooner BriggsKapitan Mary Celeste - Benjamin Spooner Briggs Źródło: wikimedia.org (domena publiczna)

Tuż przed wypłynięciem z portu do kapitana dołączyła jego żona Sarah Briggs oraz około dwuletnia córeczka - Sophia Matilda. Drugie dziecko kapitana - syn w wieku szkolnym - został w domu babci. Łącznie na pokładzie brygantyny, gdy wypływała ona na Ocean Atlantycki z portu w Nowym Jorku 7 listopada 1872 roku, znajdowało się 10 osób - kapitan wraz z żoną i córką oraz siedmiu członków załogi.

O samej ostatniej podróży Mary Celeste wiadomo niewiele. Głównie dlatego, że wraz z załogą z pokładu zniknął dziennik okrętowy, w którym zapisywane są wszystkie wydarzenia, do których dochodzi na statku - w tym m.in. zgony. O tym, z jakimi warunkami przyszło się mierzyć brygantynie na oceanie, można wnioskować po wpisach w dziennikach statku Dei Gratia, który ruszył w podobną trasę około tydzień później.

Według Begga wiadomo tyle, że w nocy 24 listopada jednostka prawdopodobnie musiała zmierzyć się ze sztormem. Być może dlatego jeden z jej żagli został zerwany. Autor książki zwraca jednak uwagę na fakt, że w opracowaniach na temat podróży Mary Celeste pojawiają się wątpliwości co do jej kursu. Według komentatorów brygantyna powinna była płynąć bardziej na południowy wschód, by przejść przez Gibraltar, tymczasem skierowała się bardziej na północ.

Ostatni wpis do dziennika okrętowego Mary Celeste, który zachował się na notatce, datowany jest na godzinę 8 rano 25 listopada 1872 roku. To zwyczajny komunikat na temat kierunku wiatru. Jak zauważa Paul Begg, ze względu na to, że wpisy te dokonywane były co godzinę, można założyć, że to, co spotkało załogę Mary Celeste, wydarzyło się pomiędzy godziną 8 a 9 tego dnia.

Ostatnią pozycję brygantyny odnotowano jako  37°1′ N 25°1′ W. Punkt ten mieści się u wybrzeży wyspy Santa Maria na Azorach, prawie 400 mil morskich (740 km) od miejsca, w którym na statek widmo natknęła się Dei Gratia.

Z kolei Dei Gratia natknęła się na statek widmo około miejsca, którego koordynaty oznaczono jako 38°20'N 17°15'W.

Śledztwo i scenariusze

Kapitan brygantyny Dei Gratia zdecydował się odholować Mary Celeste na Gibraltar oddalony o 600 mil morskich (1100 km). Zgodnie z prawem morskim, jako osoba, która ocaliła statek, mógł oczekiwać w zamian nagrody. Kapitan Morehouse rozdzielił ośmioosobową załogę Dei Gratii pomiędzy oba statki, wysyłając Deveau i dwóch doświadczonych marynarzy na Mary Celeste, podczas gdy on z czterema innymi pozostał na pokładzie swojej jednostki. Dei Gratia dotarła do Gibraltaru 12 grudnia, a Mary Celeste, która miała mniej załogi, a po drodze napotkała mgłę, przybyła następnego ranka.

Gdy tylko obie łodzie zjawiły się w Europie, ruszyło śledztwo w sprawie losów Mary Celeste prowadzone przez Fredericka Solly Flooda, prokuratora generalnego Gibraltaru. W trakcie śledztwa brano pod uwagę różne scenariusze dotyczące losu załogi Mary Celeste. Wykluczono, że jedynym powodem tego, co wydarzyło się na brygantynie, była burza. Statek przecież był sprawny i bez trudu dopłynął do Gibraltaru.

Pierwszą hipotezą braną pod uwagę było to, że na pokładzie mogło dojść do pijackiej awantury wszczętej przez załogę. Marynarze mieli następnie zamordować rodzinę Briggsów, na co miał wskazywać ślad jakoby od topora oraz drugi, który przypominał plamę krwi (później okazało się, że wniosek ten był błędny, ponieważ nie była to krew). Mogły o tym świadczyć także uszkodzenia dziobu, sugerujące, że ktoś chciał sfingować wypadek jednostki.

O spisek w celu oszukania towarzystwa ubezpieczeniowego, defraudacji ładunku i tym podobne podejrzewano kolejno także zarówno obu kapitanów - Morehouse'a i Briggsa, jak i samego właściciela ładunku, Jamesa Winchestera, który przybył w trakcie trwania śledztwa na Gibraltar. Nie było jednak na to żadnych dowodów. Potwierdzenia nie znalazła również teoria, jakoby na statek napadli piraci (ci bowiem splądrowaliby Mary Celeste), a także sugestia, jakoby to Morehouse stał za zniknięciem załogi i pasażerek statku dowodzonego przez Briggsa. Zwracano bowiem uwagę, że po pierwsze wyruszył on później, po drugie zaś jego statek poruszał się wolniej.

Interesującą teorię wysnuł Arthur N. Putman, rzeczoznawca ubezpieczeniowy z Nowego Jorku i jeden z czołowych badaczy tajemnic morskich początku XX wieku, którego wypowiedź przytacza "Los Angeles Herald". Zwrócił on uwagę na dwie kwestie. Pierwsza to fakt, że marynarze mieli zgłaszać niepokojące dudnienie oraz drobne wybuchy, których dźwięk miał dochodzić spod pokładu. Mogły one pochodzić od alkoholu, ale budzić niepokój załogi. Zdaniem eksperta, gdy jeden z marynarzy zszedł na dół np. z cygarem w dłoni, mogło dojść do eksplozji nagromadzonego w ładowni gazu, która wyrzuciła w górę dwie z trzech pokryw luków. Przerażona tym załoga statku miała w efekcie w panice uciec z pokładu, o czym świadczyć może druga z zaobserwowanych przez Putmana kwestii. Chodzi o to, że lina szalupy ratunkowej miała zostać przecięta, a nie odwiązana, jakby ci, którzy chcieli wydostać się z Mary Celeste, robili to w wielkim pośpiechu.

Od czasu odnalezienia statku widmo, mnożą się również mniej prawdopodobne, a niekiedy wręcz fantastyczne teorie na temat losu jej załogi. Tajemnicze zaginięcie marynarzy oraz kapitana wraz z rodziną stało się również bazą dla wielu twórców, zwłaszcza pisarzy. Jedną z opowieści na temat losów załogi Mary Celeste przedstawił w swoim opowiadaniu zamieszczonym w Cornhill Magazine z 1884 roku młodziutki, zaledwie 25-letni Arthur Conan Doyle. "Oświadczenie J. Habakuka Jephsona" nie trzymało się jednak faktów. Przyszły autor książek o Sherlocku Holmesie zmienił m.in. nazwę statku na Marie Celeste, podobnie postąpił z nazwiskiem kapitana. W opowiadaniu jako przyczynę zaginięcia ludzi płynących jednostką, podał zaś bunt załogi.

Pomimo licznych domysłów i mniej lub bardziej fantastycznych teorii los załogi Mary Celeste wciąż pozostaje jedną z największych tajemnic w historii żeglarstwa.

Więcej o: