Tak już od pół roku działają ukraińskie bojowe samochody dostawcze. Nie wiadomo na ich temat wiele i rzadko pojawiają się nagrania z ich akcji. Ostatnie trafiło do sieci w połowie listopada, ale nie ma pewności gdzie i kiedy zostało wykonane. Tak wygląda jedna z najciekawszych i najgroźniejszych prowizorycznych broni stworzonych w odpowiedzi na potrzeby Ukraińców.
Polskie wojsko będzie miało coś podobnego, ale jednak bardziej profesjonalnego.
Widoczne na nagraniu rakiety to amerykańsko-brytyjskie Brimstone. Są przeznaczone głównie do atakowania pojazdów opancerzonych. Zaczęto nad nimi pracować jeszcze w latach 80., z zamiarem stworzenia skutecznej broni dla samolotów atakujących masy radzieckiego ciężkiego sprzętu nacierającego na zachód Europy. Musiały to robić z dość dużego dystansu, ponieważ systemy przeciwlotnicze stawały się wówczas bardzo groźne nawet dla maszyn latających nisko i szybko. Wymyślono więc rakietę, która miała naprowadzać się sama za sprawą własnego małego radaru, umiejącego wykryć pojazdy na tle ziemi. Czyli samolot na minimalnej wysokości podlatuje kilkanaście kilometrów od frontu, odpala salwę rakiet, a te wznoszą się i same zaczynają szukać celu. W tym czasie pilot może spokojnie zawrócić i uciec. Poniżej film z testów pokazujący działanie rakiet Brimstone w opisany sposób.
Wobec zakończenia zimnej wojny prace zostały czasowo zawieszone, ale potem wznowione i rakiety trafiły na wyposażenie brytyjskiego i niemieckiego wojska na początku XXI wieku. Wiosną obecnego roku trafiły też na uzbrojenie wojska Ukrainy. Nie wiadomo ile, ale początkowo była mowa o tym, że Brytyjczycy oddali swoje najstarsze pociski pierwszej wersji z początkowego okresu produkcji. Nadal sprawne, ale najpewniej zbliżające się już do końca założonego okresu przydatności do użycia (w przypadku rakiet powodowanego głównie trwałością paliwa). Problem w tym, że Ukraińcy nie mieli ich z czego odpalać. Nie mają zachodnich samolotów bojowych czy śmigłowców, które dotychczas są głównymi nosicielami Brimstone. Na szybko stworzono więc rozwiązanie prowizoryczne - przeciwpancernego dostawczaka.
Coś takiego jest możliwe dzięki głównej zalecie Brimstone, czyli pełnej autonomiczności. Wystarczy odpalić rakietę w generalnym kierunku przeciwnika, a ta już sama sobie poszuka celu. Nie trzeba do tego żadnych wymyślnych systemów obserwacyjnych i łączności na tak zwanym nosicielu. Wystarczy właśnie dostawczak, kierowca z ręcznym radiem albo komórką i prosta wyrzutnia na pace. Trzeba podjechać w pobliże frontu, ustawić się bokiem do kierunku, gdzie kilka kilometrów dalej są rosyjskie ciężkie pojazdy, podnieść plandekę, nacisnąć spust i po chwili odjechać.
Do stworzenia ukraińskich bojowych dostawczaków Brytyjczycy najpewniej użyli testowanej już od lat prostej lądowej wyrzutni Brimstone. Ich główny twórca, czyli koncern MBDA, stworzył ją na potrzeby własnych prób i prac rozwojowych nad wariantem morskim i lądowym rakiety. To trochę metalowych profili, pod którym podwieszono standardową lotniczą belkę do przenoszenia oraz odpalania trzech Brimstone. Nic wymyślnego, tylko prosta adaptacja minimalnym kosztem. Widać ją na nagraniach z testów rakiet w warunkach morskich.
Niestety nie wiadomo jaką skutecznością wykazują się przeciwpancerne dostawczaki. W teorii Brimstone nawet pierwszych wersji powinny być śmiertelnym zagrożeniem dla rosyjskich pojazdów opancerzonych. W praktyce w przestrzeni publicznej nie ma wiarygodnych informacji pozwalających to ocenić. Do dzisiaj pojawiły się tylko trzy nagrania odpaleń ukraińskich Brimstone. Jedno z maja, które w ogóle było pierwszym dowodem na istnienie przeciwpancernych dostawczaków i najpewniej przedstawia szkolenie.
Drugie z lipca, wykonane przez rosyjski bezzałogowiec rozpoznawczy, na którym widać zapewne już akcję bojową. Na końcu według Rosjan widać zniszczenie dostawczaka, ale tak naprawdę to widać tylko jakieś wybuchy.
No i trzecie, to najnowsze umieszczone wcześniej w tekście. W poniedziałek dodatkowo pojawiło się nagranie transportu brytyjskiej broni do Ukrainy, na którym widać, iż Ukraińcom są przekazywane też rakiety Brimstone 2. To ich najnowsza wersja o znacznie wydłużonym zasięgu i poprawionym systemie naprowadzenia. Widocznie pociski sprawdziły się na ukraińskich polach bitewnych, skoro współpraca w tej sprawie trwa i się rozwija. Z Brimstone 2 przeciwpancerne dostawczaki mogą mieć swobodnie kilkanaście kilometrów zasięgu.
Podobny, ale jednak znacznie mniej prowizoryczny sprzęt, ma trafić na wyposażenie polskiego wojska. Będzie miał formę niszczycieli czołgów o nazwie Ottokar-Brzoza. W lipcu podpisano umowę na ich dostawy. Głównym producentem ma być Polska Grupa Zbrojeniowa, ale podstawowy element systemu, czyli sama rakieta, to oczywiście grupa MBDA. Zamiast dostawczaka zostanie użyty nowy opancerzony pojazd terenowy o nazwie Waran, rozwijany wspólnie przez polskie firmy Huta Stalowa Wola i Autosan, oraz czeską Tatrę (oryginalny twórca projektu).
Szczegółowy wygląd przyszłego polskiego niszczyciela czołgów nie jest jeszcze znany. Pierwsze prototypy mają się pojawić na testach już w przyszłym roku. Mają docelowo trafić do 14. Pułku Przeciwpancernego w Suwałkach. Razem z samymi pojazdami wyrzutniami-rakiet ma działać cały zespół pojazdów dowodzenia, rozpoznania, amunicyjnych, ewakuacyjnych i remontowych. Ogólnie taki pułk ma być lekkim i bardzo mobilnym oddziałem, jednocześnie zdolnym zapewnić bardzo ciężkie przejścia każdej formacji zmechanizowanej odległej o kilka-kilkanaście kilometrów.
Początkowo do stworzenia niszczyciela czołgów Ottokar-Brzoza planowano użyć znacznie cięższego podwozia gąsienicowego. Zdolnego pokonywać trudniejszy teren i zapewniającego lepszą ochronę załodze, ale jednocześnie wolniejszego, trudniejszego do ukrycia i wielokrotnie droższego w zakupie oraz eksploatacji. Pierwotne plany wojska były krytykowane przez wielu cywilnych specjalistów, którzy sugerowali wyraźną przewagę lżejszego podwozia kołowego. Stanęło na tym, co postulowali. Podczas podpisywania umowy na dostawy niszczycieli minister Mariusz Błaszczak stwierdził, że przebieg walk w Ukrainie "był czynnikiem kształtującym" decyzje podejmowane w programie Ottokar-Brzoza. Tak więc być może ukraińskie bojowe dostawczaki w jakiś sposób wpłynęły na poglądy polskich wojskowych.