Komunikat szwedzkiej prokuratury ws. wybuchów w obu nitkach cytuje m.in. agencja Reutera. W miejscach, gdzie rurociągi zostały uszkodzone, śledczy znaleźli ślady materiałów wybuchowych. Potwierdza to, że doszło do sabotażu - informuje Reuter powołując się na prokuraturę.
W ubiegłym miesiącu o wstępnych wynikach śledztwa poinformowała Dania. Służby przekazały, że wyciek został spowodowany potężnymi eksplozjami.
Do eksplozji doszło pod koniec września. Nord Stream 1 nie transportował już wówczas gazu, bo rosyjski Gazprom zakręcił wcześniej kurek. Powodem miała być rzekoma konieczność napraw. Druga nitka nie była oddana do użytku, bo po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę zablokowały to Niemcy.
Gazociąg Nord Stream ma transportować gaz z Rosji do Niemiec i innych krajów Europy Zachodniej. Rozciąga się od okolic Sankt Petersburga do zachodnich Niemiec i mierzy 1200 kilometrów długości. Polska i inne kraje Europy Środkowej od wielu lat podkreślają, że rurociąg stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego całego regionu.
W połowie października szwedzcy i duńscy śledczy poinformowali, że w eksplozjach zniszczeniu uległo co najmniej 50 metrów gazociągu. Według służb z Danii w wyniku eksplozji w obu nitkach Nord Stream powstały cztery dziury. Strona duńska informowała ponadto, że niektóre części gazociągu zostały całkowicie wgniecione w dno morza. Śledczy nie wskazują na razie, kto dokonał detonacji materiałów wybuchowych, ale część europejskich polityków wskazuje na możliwy sabotaż Rosji. Moskwa zaprzecza i równocześnie z góry nie uznała wyników prowadzonego właśnie śledztwa.