Wołodymyr Zełenski po raz kolejny odniósł się do wtorkowego zdarzenia ze wsi Przewodów w województwie lubelskim, które znajduje się przy granicy z Ukrainą. Polityk w wywiadzie w ramach Bloomberg New Economy Forum w Singapurze podkreślił, że na razie nie można na sto procent określić, co zdarzyło się w polskiej wsi.
- Nie wiem, co wydarzyło się tym razem. Nie jesteśmy pewni na 100 procent. Wydaje mi się, że świat również nie wie w 100 procentach, co tam się wydarzyło - mówił ukraiński prezydent. Później przypomniał jednak, że to nie byłby pierwszy raz, gdy pocisk wystrzelony przez Rosję w celu uderzenia w Ukrainę trafia w inny, niezaangażowany w konflikt kraj. - Tak było chociażby w Mołdawii - powiedział Zełenski.
Następnie polityk zaznaczył, że nadal "jest pewien, że był to rosyjski pocisk". - Jestem też pewien, że odpalaliśmy pociski obrony przeciwlotniczej, ale nie możemy powiedzieć konkretnie, że była to obrona Ukrainy - dodał. - Jesteśmy wdzięczni, że nie jesteśmy obwiniani, ponieważ walczymy z rosyjskimi rakietami, broniąc naszego terytorium - podkreślił, zarówno na początku, jak i pod koniec wystąpienia Wołodymyr Zełenski.
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
- Musimy być szczerzy od samego początku, by dochodzenie wykazało, czyja rakieta spadła na terytorium Polski. Od wczoraj naciskaliśmy, by Ukraina była dopuszczona do międzynarodowej grupy, która zbada to zdarzenie - powiedział i potwierdził, że "ukraińscy urzędnicy już udają się na miejsce wybuchu rakiety we wschodniej Polsce".
Słowa Zełenskiego potwierdza też wicemarszałek Sejmu. - Eksperci z Ukrainy także będą badać miejsca eksplozji w Przewodowie - przekazał Ryszard Terlecki. - Bardzo poważnie podchodzimy do badań tego zdarzenia. Oczywiście całą winę za to ponosi Rosja, bo to ona przecież rozpoczęła wojnę - dodał polityk i podkreślił, że "myśli, że cała sprawa się spokojnie wyjaśni".