W poniedziałek 14 listopada, w trzy dni po odzyskaniu chersońszczyzny z rąk Rosjan, w stolicy regionu, Chersoniu, pojawił się niespodziewanie Wołodymyr Zełenski. Na zdjęciach i nagraniach zamieszczonych w sieciach społecznościowych widać, jak otoczony przez żołnierzy przemierza miasto i pozdrawia mieszkańców.
Ukraiński przywódca dodał, że na terenie Chersonia władze robią wszystko, aby przywrócić normalne życie i możliwości funkcjonowania miasta sprzed okupacji wroga. Zaznaczył, że przywracanie władz, policji, działalności prywatnych firm dopiero się zaczyna. Jak wskazał, trwają prace nad przywróceniem internetu, telewizji, komunikacji, transportu, poczty, funkcjonalności infrastruktury krytycznej - w tym naprawy elektryczności i zapewnienia wody, a także działalności placówek medycznych.
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy informuje z kolei, że prowadzi działania stabilizacyjne na nieokupowanym terytorium obwodu chersońskiego. W szczególności służby specjalne identyfikują miejscowych współpracowników, zdrajców i agentów rosyjskich służb specjalnych, którzy mogli pozostać w regionie. SBU prowadzi również czynności śledcze w celu udokumentowania zbrodni wojennych Federacji Rosyjskiej - czytamy na Telegramie szefa SBU.
- Zdajemy sobie sprawę, że wróg mógł celowo pozostawić na wyzwolonym terytorium swoich agentów, którzy mają wykonywać pewne zadania. Nasze zadanie to ich wykrycie - podkreślił szef SBU Wasyl Maluk.
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
OSW w najnowszej analizie zwraca uwagę, że sytuacja w mieście nie jest bezpieczna. "Szef chersońskiej administracji wojskowej Jarosław Januszewycz wezwał mieszkańców regionu do ewakuacji ze względu na wysokie ryzyko rosyjskiego ostrzału nowo wyzwolonych obszarów. Według nieoficjalnych doniesień 14 listopada pododdziały ukraińskie miały podjąć próbę sforsowania Dniepru" - czytamy.
Analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Andrzej Wilk uważa, że wycofanie się Rosjan z Chersonia nie oznacza, że miasto jest bezpieczne. W rozmowie z PAP ekspert przyznaje, że miasto może stać się celem zmasowanych ataków rosyjskiej artylerii, wręcz równane z ziemią - jak Mariupol, a ludność trzeba będzie ewakuować wgłąb Ukrainy.
Polska liczy, że kolejny, dziewiąty pakiet sankcji wobec Rosji zostanie przyjęty jeszcze w tym miesiącu. Powiedział o tym w Brukseli minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau, po spotkaniu szefów dyplomacji unijnych krajów. Niektóre państwa, w tym Polska i kraje bałtyckie były ostatnio zniecierpliwione, że prace nad sankcjami wyhamowały.
- Brak tej cierpliwości jest zrozumiały wobec tego, co się dzieje na Ukrainie. My z krajami bałtyckimi zawsze jesteśmy pierwsi i nasze propozycje są najbardziej kompleksowe. Pod tym względem nie mamy sobie w Polsce niczego do zarzucenia - mówił szef polskiego MSZ-tu. Zbigniew Rau przypomniał, że Polska wraz z Litwą, Łotwą i Estonią zaproponowała objęcie sankcjami między innymi partii politycznych, kolejnych formacji wojskowych, także osób z rosyjskiego establishmentu, oraz usług teleinformatycznych.
- Zawsze to tak wygląda, że trzeba coś położyć na stole, a potem budować koalicje wobec tego i im bardziej zdecydowana jest ta grupa inicjatywna, która jest autorem tych propozycji, tym większe szanse ich przeprowadzenie - dodał minister Zbigniew Rau.