Ostatnie dwie doby to nie było spokojne i miarowe wycofywanie się Rosjan, ale coraz szybsza ucieczka przed nacierającymi Ukraińcami. Nie brakuje doniesień o chaosie i panice wśród przynajmniej części rosyjskich oddziałów. Jednak ogólnie sytuacja jest mocno niejasna i dynamiczna. Na razie nie sposób jednoznacznie stwierdzić, czy jesteśmy świadkami poważnej klęski Rosjan, czy jednak tylko częściowej.
Bo to, że mamy do czynienia z klęską, jest ewidentnie. Nie ma żadnej pułapki na Ukraińców. Rosjanie po prostu porzucają prawy brzeg Dniepru. Wraz z nim jedyne zdobyte podczas tej wojny ukraińskie miasto obwodowe oraz cały obwód, który dopiero co został "na zawsze" włączony do Rosji drogą nielegalnej aneksji. Samo to jest wielkim zwycięstwem Ukraińców.
To, czego można być poza tym pewnym to, że ukraińskie wojsko od ponad doby gwałtownie posuwa się naprzód na wszystkich kierunkach frontu chersońskiego. Nastąpił wysyp nagrań z wyzwalanych miejscowości. Ogólnie Ukraińcy wydają się w połowie drogi, albo już nawet dalej, do zajęcia całego obwodu. Pojawiły się nawet zdjęcia ukraińskich żołnierzy z samego Chersonia. Nie ulega też wątpliwości to, że wycofujący się Rosjanie wysadzili uszkodzone wcześniej mosty i przeprawy w rejonie miasta. Są na to niezbite dowody w postaci nagrań i zdjęć.
Wszystko inne jest w mniejszym i większym stopniu niewiadomą. Kluczowym pytaniem jest to, jaką część swoich sił Rosjanie zdołają/zdołali przeprawić przez Dniepr, a jaka część zostanie/została zniszczona przez Ukraińców. Na razie nie ma prawie w ogóle nagrań porzuconego sprzętu czy jeńców.
Nie bez powodu odwrót jest nazywany jednym z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejszym manewrem. Jeśli na dodatek ma się za sobą bardzo szeroką rzekę z uszkodzonymi i ostrzeliwanymi mostami oraz powolnymi przeprawami promowymi, to skala wyzwania gwałtownie wzrasta. Problemem jest to, że chcąc dokonać odwrotu, trzeba zabrać z frontu swoje siły. To oznacza jego osłabienie, co przeciwnik może wykorzystać do jego przerwania i ruszenia w pogoń za wycofującymi się oddziałami, które będąc w ruchu, są znacznie bardziej wrażliwe niż w umocnieniach na froncie. Wszystko zależy od planowania, zgrania, skrytości i morale tych żołnierzy, którzy mają zostać w kontakcie z przeciwnikiem do końca, aby osłonić całą operację. Ich szanse na wycofanie są zawsze najmniejsze.
Nagranie prawdopodobnie z najpóźniej czwartku. Rosyjscy żołnierze uchodzący pieszo przez most na barkach obok Chersonia
W praktyce na przykładzie Rosjan i obwodu Chersońskiego wyglądało to tak, że cała operacja najpewniej była już planowana i częściowo wdrażana w życie od połowy października. Ewakuacja kolaborantów, administracji cywilnej, rabunek wszystkiego, co miało jakąś wartość. Niszczenie infrastruktury krytycznej. Nieoficjalne doniesienia o wycofywaniu za rzekę przynajmniej w jakiejś części najcenniejszych oddziałów, takich jak przeciwlotnicze, artyleria czy inżynieryjne. Do tego już nieliczne doborowe formacje wojsk powietrznodesantowych i piechoty morskiej. Minowanie terenu na dużą skalę.
W drugą stronę miały być przerzucane dodatkowe oddziały, ale te najgorszego sortu, czyli złożone głównie ze świeżo zmobilizowanych. Na razie to spekulacje, ale jest możliwe, że rosyjskie dowództwo traktując ich jako mięso armatnie, zrobiło z nich bezwolną straż tylną. Taką, której los i przetrwanie nie mają znaczenia. Nie byłoby to czymś niespotykanym w rosyjskiej szkole prowadzenia wojny. I kiedy w środę w telewizji oficjalnie oświadczono, że nastąpi odwrót, a niemal równocześnie Ukraińcy ruszyli do ofensywy na całym froncie, straż tylna rozsypała się jak domek z kart, bo zorientowała się, że za nią już nikogo nie ma. W rosyjskim internecie nie brakuje doniesień o panice i chaosie wśród części oddziałów. Niektóre w ogóle miały nie wiedzieć, że jest jakiś odwrót.
Oficjalnie Moskwa twierdzi, że cała operacja została przeprowadzona planowo i spokojnie. Ostatnie oddziały miały się przeprawić na lewy brzeg Dniepru tej nocy. Cała operacja miała się zakończyć oszałamiającym sukcesem, strat nie było.
Jak to było naprawdę, dowiemy się najpewniej w ciągu kilku dni. Jeśli rzeczywiście odwrót był generalnie składny, to nie będzie wielu nagrań porzuconego sprzętu i zabitych oraz pojmanych Rosjan. Jeśli rzeczywiście był chaos, panika i gwałtowna ucieczka, to będzie ich wiele. Trzeba dać Ukraińcom chwilę na zajęcie całego obwodu, wyjęcie telefonów komórkowych i znalezienie sieci. Wówczas będzie można się przekonać, w jakim stopniu twierdzenia Moskwy są oderwane od rzeczywistości. Bo w jakimś stopniu na pewno są. Nie da się wycofać tysięcy ludzi z tak ogromnej przestrzeni, przez rzekę, w tak krótkim czasie bez strat. Na dodatek z ciężkim sprzętem. Gdyby się udało, to byłaby to wzorcowa operacja, o której uczyłyby się przyszłe pokolenia oficerów w uczelniach wojskowych całego świata.
Na tle wydarzeń w Chersoniu to, co się dzieje na innych odcinkach frontu, wydaje się mało znaczące. Najcięższe walki toczą się w rejonie Bachmutu w Donbasie. Rosjanie, jakby chcąc zrekompensować sobie klęskę na zachodzie, w środę i czwartek przypuścili wyjątkowo silne ataki na południe od miasta. Ukraińcy twierdzą, że sytuacja jest bardzo ciężka i są problemy z utrzymaniem głównej linii umocnień. Rosjanie mają rzucać na ten kierunek raz po razie nowe siły i prowadzić morderczy ostrzał. Pomimo tego dotąd nie ma doniesień o jakimś przełamaniu ukraińskiej obrony, czy istotnych postępach Rosjan. To nadal wojna pozycyjna w rodzaju I wojny światowej, gdzie sukcesem jest zdobycie kilkuset metrów terenu.
Rejon Bachmutu. Rosjanie mieli skupić swoje ataki na południe od miasta Fot. Militaryland.net
Mapa w większej rozdzielczości
Nadal toczą się walki w rejonie Pawliwki, dalej na południe. Opisywaliśmy je szczegółowo w środę. Pomimo poniesienia ciężkich strat i wzmocnienia ukraińskiej obrony posiłkami, Rosjanie nadal tam atakują. W czwartek twierdzili nawet, że zdobyli ruiny miejscowości i na dowód pokazali nagrania wieszania flagi na jakimś domku. Internauci ustalili, że z dużym prawdopodobieństwem stoi on w południowo-wschodniej skrajnej części miejscowości, gdzie Rosjanie z przerwami na ukraińskie kontrataki są już od kilku dni. Daleko jednak od tego do kontroli całej Pawliwki.
Względnie ucichła natomiast sytuacja na pograniczu obwodów Charkowskiego i Ługańskiego, w rejonie miejscowości Swatowe-Kremienna. Ukraińcy przez dwa tygodnie próbowali przebić się przez położone tam rosyjskie linie obronne, ale bez większego sukcesu i na przełomie minionego oraz obecnego tygodnia, najwyraźniej zawiesili dalsze próby. Po stronie Rosjan nie brakuje doniesień o koszmarnych stratach ponoszonych w tym rejonie przez rzuconych do walki nieprzeszkolonych zmobilizowanych (nazywanych mobikami albo mogilnikami). Niezależnie od tego, Ukraińcy się nie przebili.
Front na północy, w rejonie Swatowego, generalnie zamarł Fot. Militaryland.net
Mapa w większej rozdzielczości
Ciekawe informacje nachodzą z północnego krańca Krymu. Rosjanie zaczęli tam budować umocnienia polowe. Czyli czują się na tyle niepewnie na Zaporożu, że już szykują się na obronę samego półwyspu.
Wszystko to blednie jednak wobec jednego podstawowego pytania: Jakie siły i w jakim stanie Rosjanie zdołali ewakuować z prawego brzegu Dniepru. Choć politycznie to katastrofa dla Rosji, to z punktu widzenia militarnego była to jednak sensowna decyzja. Kurczowe trzymanie się tego obszaru nie dawało nic poza stratami. Teraz Rosjanie będą mogli oprzeć swoją linię obrony o Dniepr, który jest bardzo poważną przeszkodą. Można zaryzykować twierdzenie, że obecnie nawet nie do pokonania przez żadną ze stron. Oznacza to, że większość sił wycofanych z obwodu Chersońskiego będą mogli przerzucić dalej na wschód, bo do zabezpieczenia frontu na Dnieprze wystarczy niewiele oddziałów. Wzmocnienie na wschodzie może natomiast oznaczać kres marzeń o kolejnych łatwych ofensywach Ukraińców, a może nawet jakieś udane ofensywy.
Działa to jednak też w drugą stronę. Ukraińskie wojsko ma w obwodzie Chersońskim bardzo poważne siły. Różne szacunki mówią o nawet 20 brygadach, co może oznaczać blisko sto tysięcy ludzi. Nie poniosły w tej ostatniej fazie walk o wyzwolenie obwodu prawie żadnych strat. Być może taki był zamysł Ukraińców, bo jest mało możliwe, aby nie widzieli, co robią Rosjanie. Nie przy ich środkach rozpoznania i działaniu wywiadu. Nie ruszyli w środę do tej ostatniej szarży tylko dlatego, że zobaczyli oficjalny komunikat o wycofaniu w rosyjskiej telewizji. Być może w Kijowie uznano, że lepiej przetrzebić Rosjan jak się da, ale bez narażania się na poważne straty we własnych siłach. Teraz większa część z nich jest w dobrym stanie i może ruszyć na wschód. Na przykład poważnie wzmocnić próby natarcia w rejonie Swatowego albo zwiększyć szansę na ofensywę w obwodzie Zaporoskim, albo zamurować front w rejonie Bachmutu. Opcji jest wiele. Kluczowa jest relacja pomiędzy tym, jakie siły Ukraińców zostaną zwolnione przez wyzwolenie Chersonia, a jakie siły Rosjanie zdołali wycofać. Nie samych ludzi, ale zwarte oddziały ze swoim wyposażeniem. Od tego będzie zależeć, jak dalej będzie się rozwijać sytuacja na pozostałych frontach.
Nie ulega jednak wątpliwości, że mamy do czynienia z ogromnym sukcesem Ukraińców. To, co widzimy teraz, to finał walk prowadzonych od sierpnia. Narastającej presji na rosyjskie oddziały w rejonie Chersonia przez coraz większe Ukraińskie siły, skutecznej kampanii atakowania rosyjskiego zaplecza i w końcu uszkodzenia mostu Krymskiego. Rosjanie ponieśli w ciągu trzech miesięcy poważne straty i finalnie musieli się wycofać. Nie zrobili tego z dobrej woli, ale z absolutnej konieczności. Ukraińcy stworzyli taką sytuację, w której rosyjskie wojsko nie było w stanie dalej bronić tego terenu. Teraz Kreml musi przyjąć potężny cios natury wizerunkowej i politycznej, choć za tą cenę chyba udało mu się uniknąć totalnej klęski militarnej. Na razie.