Nazywa się Rapid Dragon i jest prostym, ale innowacyjnym dziełem lotnictwa wojskowego USA (USAF) oraz koncernu Lockheed Martin. Prace nad nią zaczęto w 2020 roku, a w obecnym rozpoczęto ograniczoną produkcję i wdrażanie do użycia.
Rapid Dragon to co do zasady paleta transportowa dla rakiet manewrujących dalekiego zasięgu, którą można wyrzucić z samolotu transportowego w locie. Tak jak każdy inny ładunek na palecie przystosowanej do zrzutu pod spadochronem. Tylko, zamiast lądować z rakietami na ziemi, Rapid Dragon uwalnia je w locie, a te rozkładają skrzydła, uruchamiają silniki i rozpoczynają normalną misję uderzeniową. Tak jakby odpalił je standardowy samolot bojowy, a nie zrzucił powolny transportowy.
Na razie Rapid Dragon jest przystosowany do rakiet manewrujących rodziny JASSM. Te oznaczone literami ER (Extended Range) mają zasięg około tysiąca kilometrów. Oznacza to, że bezbronny samolot transportowy może je spokojnie zrzucać w bezpiecznej odległości od potencjalnej obrony przeciwlotniczej przeciwnika. I to nawet po kilkadziesiąt w serii, jeśli zostaną użyte ciężkie transportowce w rodzaju C-17.
Za sprawą tego w sumie prostego pomysłu, Amerykanie są w stanie zrobić z floty zwykłych samolotów transportowych namiastkę floty bombowców strategicznych. Są one przy tym znacznie tańsze w obsłudze oraz mogą startować ze znacznie mniejszych baz, a nawet z gołej ziemi. Same korzyści.
Animacja pokazująca szczegółowo użycie systemu Rapid Dragon
Tylko dlaczego Amerykanie ćwiczą przekazywanie tego jeszcze bardzo nowego sprzętu Polakom? I jeszcze chwalą się tym w sieci? - Przypuszczam, że to może być subtelny element komunikacji strategicznej pod adresem Rosji - stwierdza w rozmowie z Gazeta.pl Dawid Kamizela, dziennikarz miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa" i członek "Team Wolski".
- Amerykanie pokazują w ten sposób, że są w stanie łatwo pozyskać w Europie nosicieli dla nawet kilkuset rakiet manewrujących. Niezależnie od na przykład jakiegoś kryzysu na Pacyfiku, który będzie wymagał skupienia tam floty bombowców strategicznych - tłumaczy. Nagranie z Powidza można więc traktować jako przesłanie dla Kremla, żeby nie liczył, iż Amerykanom i szerzej NATO zabraknie w Europie potencjału do przeprowadzenia zmasowanego uderzenia rakietowego.
Ładowanie Rapid Dragon do polskiego C-130 jest elementem ćwiczeń Atreus, w którym najwyraźniej biorą udział między innymi Polacy i amerykańskie siły specjalne. Ich dowództwo w Europie od kilku dni publikuje skąpe informacje, które można uznać za całą serię sygnałów pod adresem Rosjan. Amerykanie bowiem najwyraźniej ćwiczą szybkie przerzucanie do Europy systemów umożliwiających im atakowanie na duże odległości. W tym palet Rapid Dragon i wyrzutni HIMARS, wożonych transportowcami C-130. Ogólnie jest to określane jako ćwiczenie albo program HIRAN, który oficjalnie trwa od końca 2020 roku. Od maja 2022 roku ma się ono skupiać na "szkoleniu partnerów z użycia systemów paletyzowanych", co najpewniej oznacza, iż Amerykanie już od prawie pół roku uczą swoich europejskich sojuszników jak używać systemu Rapid Dragon. Według jednej z amerykańskich infografik polscy lotnicy byli już w maju szkoleni z jego użycia.
Wynika z tego, że Pentagon chce być gotowy na wypadek konieczności zmasowanego ataku na Rosję. Do niczego innego w Europie nie byłyby potrzebne liczne załogi umiejące używać zasobników Rapid Dragon. Wykorzystanie transportowców do odpalania rakiet manewrujących pozwoli uwolnić do innych zadań liczne samoloty bojowe. Na przykład polskie F-16 są w stanie przenosić po dwie rakiety JASSM-ER. Jeden C-130 nawet osiem w dwóch paletach. Czyli jeden lot C-130 może uwolnić cztery F-16 do wykonywania innych zadań, na przykład walki z innymi samolotami czy polowania na wrogie systemy przeciwlotnicze. Czysty zysk małym kosztem.