Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA) przekazała w środę, że rosyjski ostrzał uszkodził zewnętrzne linie energetyczne Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej na terytorium kontrolowanym przez Ukrainę w punktach oddalonych o 50-60 km od zakładu. Elektrownia została całkowite odcięta od zasilania zaledwie dzień po tym, jak władze ukraińskie przestawiły dwa reaktory w tryb "hot shutdown" - elektrownia nie generuje energii, ale wytwarza ciepło.
Rosyjski ostrzał w tym czasie sugeruje, że Rosja chce przyłączyć ukraińską elektrownię jądrową do rosyjskiej sieci energetycznej i pokazać, że jest to rzekomo jedyna realna opcja dostarczania energii elektrycznej do elektrowni i okolic - podaje amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Więcej informacji ze świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
By zapewnić awaryjny tryb funkcjonowania, włączono wszystkie 20 generatorów diesla. - Zoptymalizowaliśmy schemat zaspokajania potrzeb własnych. Bloki energetyczne 5 i 6, które były w stanie gorącym, są obecnie schładzane. Paliwo do pracy generatorów wystarczy na 15 dni. Odliczanie się rozpoczęło - mówił przedstawiciel Energoatomu. Podkreślił, że ze względu na okupację stacji i ingerencję przedstawicieli Rosatomu w jej pracę, zdolność strony ukraińskiej do zapewnienia bezpieczeństwa elektrowni jest znacznie ograniczona.
Sekretarz rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew twierdził wcześniej, że to "Ukraińcy ostrzeliwują zachodnią elektrownię jądrową w Zaporożu, co może doprowadzić do globalnej katastrofy". Ocenił, że Rosja udaremniła "atak terrorystyczny". Według ekspertów ISW sugeruje to, że Rosja chce się jawić jako jedyny bezpieczny operator Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej.
Rosjanie na początku marca br. zajęli znajdującą się w mieście Enerhodar Zaporoską Elektrownię Jądrową. Od tego czasu trwają rosyjskie ostrzały okolic elektrowni. Rosyjskie wojsko rozmieściło tam swój sprzęt i amunicję. W obiekcie pracuje ukraińska obsługa i specjaliści, jednak rosyjski Rosatom ingeruje w funkcjonowanie elektrowni.