Komentarz wywołał ogromne zamieszanie. Przedstawiciele rządu i lewicy jednogłośnie stwierdzili, że rasistowska obelga jest niedopuszczalna. Skrajna prawica odpowiedziała, że de Fournas nie kierował tych słów do posła, ale do migrantów uwięzionych na łodziach organizacji pozarządowej.
- W naszej demokracji nie ma miejsca na rasizm. Prezydium Zgromadzenia Narodowego zbierze się (w piątek - red.) i powinno zdecydować o koniecznych karach - powiedziała dziennikarzom po incydencie premierka Elisabeth Borne, cytowana przez Agencję Reutera.
W obronie swojego posła stanęła przewodnicząca prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
"[On - red.] oczywiście mówił o migrantach transportowanych w łodziach przez organizacje pozarządowe" - napisała na Twitterze Le Pen. "Kontrowersje stworzone przez naszych przeciwników politycznych [...] nie zwiodą Francuzów" - dodała.
Carlos Martens Bilongo całą sytuację widział zupełnie inaczej. Komentarz wygłoszony przez de Fournasa nazwał "haniebnym". - Dzisiaj zostałem obrażony z powodu mojego koloru skóry. Urodziłem się we Francji. Jestem francuskim deputowanym - powiedział polityk lewicy.
Stephane Sejourne, który przewodzi centrowej partii prezydenta Emmanuela Macrona, powiedział, że de Fournas powinien podać się do dymisji. Z kolei lewicowy sojusz Nupes zażądał usunięcia polityka ze Zgromadzenia Narodowego.
Agencja Reutera przypomina, że w ciągu ostatnich lat Le Pen poczyniła ogromne postępy w "odtruwaniu wizerunku swojej partii" i przekonywaniu wyborców, że Front Narodowy, który był kilkakrotnie oskarżany o podżeganie do nienawiści rasowej, przesunął się w stronę konserwatywnego mainstreamu i nadaje się obecnie do rządzenia.
"Front Narodowy pokazał dziś swoje prawdziwe oblicze. [...] Ta rasistowska obelga jest charakterystyczna dla skrajnej prawicy: piętnować według koloru skóry, dzielić naród francuski" - przekazał w oświadczeniu lewicowy sojusz Nupes.