- Nie mamy większości parlamentarnej, aby zmienić konstytucję. Aby zmienić status, konieczne jest społeczne poparcie. Przez długi czas dyskurs polityczny w Mołdawii wyrażał poparcie dla neutralności, która, jak widać, nie chroniła nas. Rosja poważnie zagraża naszemu bezpieczeństwu, co odczuwamy każdego dnia - podkreśliła Maia Sandu w rozmowie z bukaresztańską telewizją Digi24.
Więcej wiadomości ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Prezydentka Mołdawii nawiązała do protestów, które mają służyć obaleniu legalnych władz w Kiszyniowie. Jej zdaniem za zorganizowanie manifestacji odpowiadają rosyjskie służby specjalne i prorosyjskie partie, które podsycają niezadowolenie obywateli z podwyżek cen. Sandu nazwała to wojną hybrydową. - Działania te są ukierunkowane na jeden cel - a jest nim destabilizacja Republiki Mołdawii - oceniła.
Antyrządowe protesty w stolicy Mołdawii rozpoczęły się 19 września. Według Radia Wolna Europa ich głównym organizatorem jest prorosyjska partia Szor, której przewodniczy oligarcha Iłan Szor, będący rzekomo agentem rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa. W 2017 r. Szor został skazany na siedem i pół roku więzienia za miliardowe oszustwa finansowe. Pozostał jednak na wolności i był aktywny politycznie w oczekiwaniu na apelację. Dwa lata po wyroku uciekł z kraju - podał portal Balkan Insight.