Zapora na jeden lot z Antalyi. Rząd musi wiedzieć coś więcej, albo dmucha na bardzo zimne

Polska postawi zaporę w postaci drutu żyletkowego na granicy z Obwodem Kaliningradzkim. - Nie będzie miała znaczenia, jeśli chodzi o obronę państwa. Natomiast jeśli chodzi o ochronę, to już tak - mówi Gazeta.pl dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego. Konkretnego zagrożenia jednak jeszcze nie ma.

Postawienie zapory ogłosił w środę rano minister obrony Mariusz Błaszczak. Opisał, jaka będzie, że postawi ją wojsko i rytualnie skrytykował opozycję. Uzasadnił tę decyzję „otwarciem lotniska w Kaliningradzie na loty z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej". Czyli obawą o powtórzenie wydarzeń z granicy białoruskiej.

- W kontekście wojny, to taka zapora nie ma znaczenia. Ewentualnie jeszcze przed jej wybuchem utrudni przedostawanie się przez granicę grup dywersyjno rozpoznawczych. Po wybuchu konfliktu konwencjonalnego to coś takiego bez problemu zostanie rozjechane albo wysadzone – mówi dr Piekarski.

- Inaczej ma się sprawa, jeśli rozmawiamy o ochronie granicy w czasie pokoju. W tym zakresie taka zapora, moim zdaniem, może wzmocnić bezpieczeństwo Polski. Pomimo kontrowersji, jakie mogą być z nią związane ze względu na wydarzenia na granicy z Białorusią na przestrzeni ostatniego 1,5 roku - stwierdza ekspert.

Na razie kryzysu nie widać

Na granicy z Rosją jak na razie nie było problemu związanego z próbami jej nielegalnego przekraczania na dużą skalę. Straż Graniczna o niczym takim nie informuje. W przeciwieństwie do sytuacji na granicy z Białorusią, gdzie do prób nielegalnych przekroczeń dochodzi nieustannie i trend w ostatnim czasie jest zwyżkowy. We wrześniu było ich prawie 1,3 tysiąca. W październiku 2,5 tysiąca. Ze słów Błaszczaka wynika jednak, że pomimo dotychczasowego spokoju na granicy z Rosją, rząd spodziewa się powtórzenia scenariusza białoruskiego.

- Trudno powiedzieć, czy to reakcja, czy prewencja. Owszem w ciągu ostatnich dni pojawiały się w mediach społecznościowych twierdzenia, że znacznie wzrosła liczba lotów z Turcji do Kaliningradu. Towarzyszyły temu sugestie, że to przejaw tworzenia przez Rosję kolejnego sztucznego ruchu migracyjnego i że na granicy z Obwodem Kaliningradzkim zacznie się dziać to samo co na granicy z Białorusią. Nie widziałem jednak na to żadnych dowodów – mówi dr Piekarski.

Owszem 30 września lotnisko w Kaliningradzie otrzymało od rosyjskiego nadzoru ruchu lotniczego zgodę na ułatwienie otwierania połączeń międzynarodowych. Oficjalnie w celu poprawienia komunikacji ze światem dla izolowanej eksklawy. Poszły za tym wypowiedzi władz lotniska, że chcieliby zwiększyć ruch do licznych państw, w tym Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Jednak już na początku października eksperci cytowani przez rosyjski dziennik "Kommersant" mówili, że nie mają wielkiej wiary w wizje przyciągnięcia ruchu międzynarodowego na kaliningradzkie lotnisko. I rzeczywiście, mamy początek listopada i połączenie międzynarodowe jest jedno, do Antalyi. Raz dziennie w tygodniu przylatuje i odlatuje samolot linii Turkish Airlines. Połączenie funkcjonuje już od kwietnia, kiedy ogłoszono jego otwarcie z zamiarem zaspokojenia potrzeb rosyjskich turystów. O projektach innych połączeń oficjalnie nie komunikowano.

Dla wojska znów problem

Nie wiadomo, czy rząd ma jakieś bardziej szczegółowe informacje na temat zamiarów Rosjan i jakiegoś ich jeszcze nieznanego projektu stworzenia sztucznej migracji z Obwodu Kaliningradzkiego. - Minister Błaszczak mógłby jaśniej wyartykułować powody tej decyzji. Być może służby mają jakieś informacje. Minister nie wspomniał jednak o tym. Polityka informacyjna MON mogłaby być bardziej otwarta - stwierdza dr Piekarski. Ekspert zaznacza jednak, że jeśli decyzja o budowie zapory jest ruchem prewencyjnym podyktowanym jakimiś informacjami z Obwodu Kaliningradzkiego, to trudno będzie ją krytykować. - Warto zwrócić uwagę, że mówimy o granicy z Rosją, a nie wasalną Białorusią. Powaga ewentualnego kryzysu granicznego będzie zupełnie inna - stwierdza naukowiec.

Niezależnie od uzasadnienia decyzji o budowie zapory, będzie miała ona negatywny wpływ na wojsko. Zasieki mają rozkładać żołnierze, a mowa o około 200 kilometrach granicy lądowej z Rosją. To poważne przedsięwzięcie. Nie jest przy tym jasne, czy żołnierze będą też patrolować granicę, wspierając Straż Graniczną.  - Sytuacja międzynarodowa jest, jaka jest, więc odciąganie tysięcy żołnierzy od szkolenia i ich normalnych zadań może być problemem - stwierdza dr Piekarski. Zaznacza jednak, że być może przy tej okazji zostanie przetestowana w praktyce koncepcja Komponentu Ochrony Pogranicza, a więc przeznaczonego do wsparcia Straży Granicznej elementu Wojsk Obrony Terytorialnej. Rozpoczęcie jego tworzenia ogłoszono pod koniec września. Mają go stanowić wydzielone elementy z brygad WOT w województwach na wschodniej granicy kraju.

Nie jest wykluczone, że Rosjanie rzeczywiście mają plan ponownego wywarcia presji na Polskę przy wykorzystaniu migrantów. Nasz kraj jest bardzo istotnym elementem układanki wsparcia dla Ukrainy, a Rosjanie ewidentnie upatrują swoich szans na wybrnięcie z tej wojny w zamrożeniu frontu i zniechęceniu Zachodu. Każda zagrywka mająca na celu osłabieniu jego woli i rozproszeniu uwagi oraz wysiłku, może być dla Kremla pożądana. Na razie to jednak tylko spekulacja. Jeden lot z Antalyi do Kaliningradu, funkcjonujący już od kwietnia, to słaba podstawa do twierdzenia o „otwarciu kaliningradzkiego lotniska na loty z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej". Nie sposób jednak takiegoż otwarcia wykluczyć.

Zobacz wideo
Więcej o: