W Korei Południowej trwa intensywne śledztwo, które ma wyjaśnić przyczyny tragedii, do której doszło podczas święta Halloween w Seulu. Zginęło 156 osób, a 151 zostało rannych, w tym 29 poważnie. Szef tamtejszej policji przyznał, że w niewłaściwy sposób zareagowano na rosnący w szybkim tempie tłum ludzi zmierzających do dzielnicy rozrywki Itaewon. To największa katastrofa w Korei Południowej od czasu zatonięcia promu w 2014 roku - wówczas zginęły 304 osoby.
Szef południowokoreańskiego MSZ publicznie wyraził skruchę z powodu tragedii na Itaewonie. Południowokoreańskie media informują o intensywnym śledztwie, które ma wyjaśnić przyczyny jednej z największych tragedii w dziejach współczesnej Korei. W Seulu trwają przesłuchania osób, które w feralną noc były w dzielnicy Itaewon. Już w niedzielę zabezpieczono nagrania z monitoringu klubów i ulic położonych w miejscu zdarzenia. Do tej pory nie postawiono nikogo w stan oskarżenia.
Szef policji przyznał jednak, że działania funkcjonariuszy nie były wystarczające. Jak pisze Agencja Yonhap, część osób uważa, że śledztwo może być ukierunkowane także wobec niedostatecznego zabezpieczenia imprezy z okazji święta Halloween.
Według Yonhap w nocy z soboty na niedzielę (29 na 30 października) dzielnicę Itaewon patrolowało około 200 policjantów, którzy skupili się na walce z narkotykami. W dzielnicy rozrywki znajdowało się wówczas ponad 100 000 osób.
Więcej aktualnych wiadomości z kraju znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Jak podaje National Public Radio, Yoon Hee Keun, komisarz generalny Koreańskiej Narodowej Agencji Policji przyznał, że wstępne dochodzenie wykazało, że do policji trafiało wiele pilnych zgłoszeń od obywateli zaniepokojonych gromadzeniem się tłumu w Taewon.
Według BBC pierwsze wezwanie wpłynęło o 18:34 czasu lokalnego - kilka godzin przed katastrofą. - W uliczce jest teraz naprawdę niebezpiecznie, ludzie idą w górę i w dół, nie mogą zejść, ale inni wciąż podchodzą, zostaną zmiażdżeni. Ledwie udało mi się stamtąd wydostać, jest zbyt tłoczno. Myślę, że powinniście to kontrolować - alarmowała dzwoniąca osoba.
Następnie do 22:11 zanotowano co najmniej dziesięć kolejnych zgłoszeń. Mimo że policjant odpowiedział pierwszemu zgłaszającemu, że ktoś zostanie wysłany na miejsce, by sprawdzić sytuację, przez wiele godzin pomoc nie dotarła.