Zwycięscy Republikanie zahamują pomoc dla Ukrainy? Prof. Zachara-Szymańska: Taki scenariusz musimy brać pod uwagę

8 listopada w Stanach Zjednoczonych odbędą się wybory do Izby Reprezentantów, Senatu, a w 36. stanach Amerykanie zdecydują o obsadzie stanowisk gubernatorskich. Kampania wyborcza wchodząc w decydującą fazę, zaostrza się. - Takie wypowiedzi dewastują kraj, polaryzują go i bardzo mu szkodzą, ale niestety politycy na nich zyskują - mówi prof. Małgorzata Zachara-Szymańska z Uniwersytetu Jagiellońskiego zajmująca się naukami politycznymi.

Jarosław Kocemba, Gazeta.pl: Co jest dominującym tematem w trwającej kampanii wyborczej?

Prof. Małgorzata Zachara-Szymańska: Jeżeli zapytamy Amerykanów o główny powód ich troski, to najczęściej usłyszymy o problemach ekonomicznych. Martwią ich rekordowe ceny paliwa i bardzo wysoka inflacja. Nie możemy w tym momencie mówić o załamaniu gospodarki, ponieważ wskaźniki bezrobocia są bardzo niskie, ale panuje powszechny niepokój. Politycy w przekazach skupiają się więc przede wszystkim na zapewnieniu wyborców, że skutecznie zabezpieczą ich podstawowe interesy związane z codziennym funkcjonowaniem.

Na tym zyskują Republikanie? Z badań wynika, że Amerykanie w kwestiach ekonomicznych mają do nich większe zaufanie.

W świadomości wyborców Republikanie od lat kojarzeni są z niskimi podatkami, dbaniem o interesy przedsiębiorców i lepszym radzeniem sobie z problemami gospodarczymi. Siłą rzeczy korzystają więc teraz na tym, że inflacja jest najwyższa od kilkudziesięciu lat.

Sprawy światopoglądowe zeszły na dalszy plan?

Nie do końca. Bardzo dużo dyskutuje się o tym, kto powinien decydować, jakie treści powinny być przekazywane dzieciom w szkołach. Omawiane jest również podejście do mniejszości rasowych czy religijnych. Kolejna paląca kwestia to oczywiście wyrok Sądu Najwyższego, który zaostrzył prawo aborcyjne. To wywołało falę niepokoju w społeczeństwie i liczne protesty [więcej na temat wyroku Roe vs. Wade].

Zobacz wideo Obecna ustawa antyaborcyjna zgodna z Konstytucją? Prof. Wiącek: Moim zdaniem nie

Więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl

Po tym wyroku Republikanie nie stracili jednak zbyt wiele w sondażach. Czy nie jest to zaskakujące?

My tak naprawdę nie wiemy jeszcze, jak bardzo im to zaszkodziło. Musimy pamiętać, że w wyborach "midterm" niemal zawsze wygrywa partia opozycyjna. Dzisiaj przewaga Republikanów w sondażach wynosi kilka punktów procentowych. Demokraci niemal na pewno oddadzą władzę, być może w obu izbach Kongresu, ale całkiem możliwe, że nie stracą więcej niż kilkanaście miejsc. Jeżeli analizujemy te wybory w ujęciu historycznym, to jest to sukces.

Czy bez większości w Kongresie Joe Biden będzie w stanie spełniać obietnice wyborcze?

Na pewno nie będzie w stanie przeprowadzić ważnych obietnic wyborczych, szczególnie tych związanych z ochroną klimatu. Może zapomnieć o rozwiązaniu spraw, których domaga się progresywne skrzydło Partii Demokratycznej. Zapewne dojdzie do ponadpartyjnego porozumienia dotyczącego niektórych reform gospodarczych, ale Biden nie będzie w stanie prowadzić prezydentury w taki sposób, jaki by sobie życzył.

Co z nielegalną imigracją? Politycy starają się wykorzystać lęki obywateli?

Stosunek do imigrantów, a szczególnie do tych, którzy przybywają do Stanów Zjednoczonych z Ameryki Centralnej, to ważny temat głównie w stanach przygranicznych. Niedawno gubernator Florydy Ron DeSantis wysłał samoloty z imigrantami do Massachusetts. Gubernatorzy Teksasu czy Arizony seryjnie pakują imigrantów do autobusów i przewożą do Waszyngtonu i Nowego Jorku. To szeroko zakrojona akcja, która objęła już kilkanaście tysięcy ludzi. Ma obnażyć hipokryzję polityków o liberalnym nastawieniu wobec nielegalnych imigrantów - skoro ich popierają, powinni się nimi zaopiekować. Takie demonstracyjne działanie to jasny przekaz polityczny, który pada na podatny grunt. To się niektórym ludziom podoba. DeSantis idzie jak burza [walczy o reelekcję – przyp. red.], ma nad konkurentem bardzo dużą przewagę w sondażach.

Niektórzy eksperci uważają, że te wybory są przede wszystkim swego rodzaju referendum nad prezydenturą Joe Bidena? Zgadza się pani z tą tezą?

Do tej pory rzeczywiście "midterm elections" traktowało się jako konkurs popularności urzędującego prezydenta. Tym razem jest jednak inaczej. Partia demokratyczna wypada całkiem nieźle w sondażach, a przecież wskaźniki poparcia dla Joe Bidena były do niedawna na zatrważająco niskim poziomie. To wynika z tego, że Republikanie, wskazując na niedostatki tej prezydentury, siłą rzeczy przypominają Donalda Trumpa. A on nieprawdopodobnie mocno mobilizuje liberalnych wyborców, którzy deklarują, że będą głosować na demokratycznych kandydatów tylko z powodu niechęci do byłego prezydenta.

Joe Biden, prezydent USA (zdjęcie ilustracyjne)Joe Biden, prezydent USA (zdjęcie ilustracyjne) Fot. Manuel Balce Ceneta / AP Photo

Trump jest znienawidzony przez liberałów, ale przez republikańskich wyborców jest wciąż kochany. Czy istnieje jeszcze możliwość, że republikańskie elity odsuną go na dalszy plan?

Nie ma już na to szans. Trump ma gigantyczną pozycję w partii. W trakcie prezydentury skutecznie promował oddanych sobie ludzi i to oni teraz nadają ton w partii. To nie oznacza jednak, że na pewno wystartuje w wyborach prezydenckich w 2024, może do tego nie dojść między innymi przez problemy z prawem. Niemniej istnieje bardzo poważne ryzyko, że Republikanie zamiast niego wystawią kogoś, kto będzie nosił na sztandarach jego hasła. Nie ma co liczyć, że ta partia szybko pozbędzie się populistycznych polityków, którzy są już w jej centrum.

W Arizonie o fotel gubernatorki z ramienia partii Republikańskiej walczy Kari Lake, która twierdzi, że wybory w 2020 roku zostały sfałszowane. Czy opowiadanie takich teorii spiskowych dzisiaj w Ameryce się opłaca?

Tak, takie wypowiedzi dewastują kraj, polaryzują go i bardzo mu szkodzą, ale niestety politycy na nich zyskują. Dzięki nim mogą liczyć na przychylność Donalda Trumpa, który po wypowiedziach Lake zaczął ją wspierać w kampanii. J.D.Vance ubiegający się o urząd senatora z Ohio stwierdził, że nie rozumie, dlaczego ma mu zależeć na Ukrainie, a nie na własnej ojczyźnie. Powiedział to, bo zależało mu na poparciu Trumpa, a ono jest dla republikańskich kandydatów niezwykle cenne. Chciałabym jednak zaznaczyć, że hasła populistyczne są dzisiaj również obecne w Partii Demokratycznej. Taka stała się natura polityki amerykańskiej.

Kari Lake, kandydatka Republikanów na stanowisko gubernatora ArizonyKari Lake, kandydatka Republikanów na stanowisko gubernatora Arizony Fot. LM Otero / AP Photo

Wspomniała pani o przerażającej dla Ukrainy i Polski wypowiedzi J.D. Vence'a. Nie jest ona jednak wśród Republikanów odosobniona. Niedawno lider tej partii w Izbie Reprezentantów Kevin McCarthy zapowiedział, że jeżeli zdobędą władzę w Kongresie, "skończy się wypisywanie Ukrainie czeków in blanco". Powinniśmy się obawiać zwycięstwa Republikanów?

W tym momencie konsensus ponadpartyjny, co do tego, że Ukrainę należy wspierać, wciąż istnieje. Takie głosy jak Vence'a czy McCarthy'ego pojawiają się, ponieważ amerykańska polityka jest nieprawdopodobnie spolaryzowana. Kandydaci sięgają po coraz bardziej kontrowersyjne wypowiedzi, bo dzięki nim są w stanie skupić uwagę społeczną, a ta z kolei przekłada się na kapitał polityczny. Zdecydowana większość Amerykanów chce pomagać Ukrainie, dlatego obecnie nie powinniśmy się obawiać, że Kongres pod przywództwem Republikanów zupełnie zatrzyma dostawy broni.

Czy jednak znaczne ograniczenie wsparcia jest możliwe?

Taki niepokojący scenariusz musimy brać pod uwagę. Bardzo dużo zależy od kondycji gospodarczej w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli sytuacja ekonomiczna Amerykanów będzie się poprawiać, będzie rosnąć atmosfera przyzwolenia na pomoc. Republikanie nie wycofają się przecież z czegoś, na czym można zbijać kapitał polityczny.

W tym momencie głosy izolacjonistyczne w Partii Republikańskiej to jest mainstream?

Cały czas jest to mniejszość, chociaż to bardzo szybko i łatwo się zmienia. Kiedy z frontu dochodzą wiadomości o sukcesach Ukrainy, to kongresmenom wręcz nie wypada się nią nie zachwycać. To jest bardzo amerykańskie, ta historia o słabej Ukrainie, która dzielnie walczy w potężną Rosją, niczym Dawid z Goliatem. Dlatego sprawa Ukrainy wciąż porusza wyobraźnię masową.

Więcej o: