Dotychczasowe doniesienia mówią o co najmniej 146 ofiarach dramatycznych wydarzeń w Seulu. Władze przyznają otwarcie, że liczba ta może wzrosnąć. Obecny na miejscu reporter CNN przekazał na antenie, że wiele osób, które trafiło do szpitala, jest "w bardzo złym stanie".
Z relacji dziennikarza wynika, że impreza halloweenowa, podczas której doszło do tragedii, odbywała się przed hotelem Hamilton w rozrywkowej dzielnicy Itaewon. Już początkowe doniesienia wskazywały, że w pobliżu hotelu zebrały się ogromne tłumy ludzi. Budynek znajduje się przy bardzo wąskiej ulicy, na której w pewnym momencie mogły przebywać tysiące osób. - Ludzie byli tak ściśnięci, że nie mogli się ruszyć - powiedział reporter. Zwrócił też uwagę, że to była pierwsza masowa impreza w Korei Południowej po zdjęciu restrykcji covidowych. - Ludzie byli podekscytowani, że mogą bawić się na ulicy bez maseczek.
Jeden z uczestników, który rozmawiał z CNN, relacjonował, że ludzie w tłumie "byli całkowicie zablokowani i nie mogli oddychać".
Doniesienia o niewyobrażalnym ścisku podczas potwierdzają relacje przytaczane przez BBC. - Były tam dziesiątki tysięcy ludzi, najwięcej, ile widziałem w tym miejscu - przekazał jeden z uczestników imprezy. Jak relacjonował, ludzi było tak dużo, że "w pewnym momencie musieliśmy wylać się na ulicę, gdzie były samochody". W mediach pojawiły się informacje, że w samej imprezie halloweenowej mogło uczestniczyć 100 tys. osób.
Do ponad 140 osób wzrosła liczba ofiar śmiertelnych wybuchu paniki, do którego doszło w czasie obchodów Halloween przed godziną 23 lokalnego czasu w stolicy Korei Południowej Seulu - poinformowały lokalne służby. Około stu pięćdziesięciu rannych znajduje się w ciężkim stanie. Władze ostrzegają, że ostateczny bilans ofiar może być większy.