Frakcja "siłowików" - rosyjskich polityków z najwyższych szczebli władzy, wywodzących się z wojska lub służb specjalnych - nie szczędzi krytyki w kierunku rosyjskiego resortu obrony - podaje amerykański Instytut Badań nad Wojną (ISW). Jak czytamy w najnowszej analizie, w najbliższym czasie Kreml będzie starał się zadowolić tę grupę, zwłaszcza że obejmuje ona osoby z otoczenia Władimira Putina, które "wystawiają siły do walki na Ukrainie". Wśród nich można wymienić przywódcę Czeczenii Ramzana Kadyrowa i biznesmena Jewgienija Prigożyna.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Doniesienia "Washington Post" wpłynęły na raport amerykańskiego wywiadu. Na początku października dziennik pisał, że Jewgienij Prigożyn podczas rozmowy z dyktatorem pozwolił sobie na otwartą krytykę Ministerstwa Obrony Rosji i sposobu prowadzenia wojny w Ukrainie.
Informacja została włączona do codziennego briefingu, który prezydent USA otrzymuje od służb specjalnych. Według ich analizy oligarcha miał stwierdzić, że resort obrony nadmiernie polega na wagnerowcach, nie zapewniając im przy tym wystarczających środków finansowych i wyposażenia - pisał 25 października "WP". "Decyzja Prigożyna o konfrontacji z Putinem to wyłącznie ostatni przejaw jego niezadowolenia" - oceniło źródło dziennika.
Poza tym z raportu można wywnioskować, że Prigożyn rozpoczyna nowy etap swojej działalności i po latach wychodzi z cienia. Amerykańskie służby przypuszczają, że oligarcha zainscenizował niedawne wideo, które pojawiło się w mediach społecznościowych. Na nagraniu żołnierze z grupy Wagnera narzekali na brak żywności i podstawowego zaopatrzenia. Trudno uznać, że film z kolonii karnej wypłynął bez jego zgody. Jak czytamy na łamach "Washington Post", działanie było elementem nacisku na Kreml, mającym na celu uzyskanie dodatkowych pieniędzy.
Przypomnijmy, Grupa Wagnera to prywatna rosyjska firma wojskowa Jewgienija Prigożina. Nieoficjalnie grupa działa jako "długie ramię" Kremla i jest wysyłana w miejsca konfliktu, w które teoretycznie Rosja się nie angażuje. Od połowy grudnia 2021 roku wagnerowcy są objęci unijnymi sankcjami, w związku ze stosowanymi przez nich torturami, egzekucjami i zabójstwami m.in. w Libii, Syrii i Donbasie.
Jewgienij Prigożyn, nazywany "kucharzem Putina", rośnie w siłę i może stanowić zagrożenie dla rządów prezydenta - ocenił w jednym z ostatnich raportów amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
W Rosji powstaje sojusz dowódcy Gwardii Narodowej - Wiktora Zołotowa, właściciela prywatnej firmy wojskowej Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna oraz prokremlowskiego przywódcy Czeczenii Ramzana Kadyrowa i bankowego magnata Jurij Kowalczuka. Według spekulacji grupa ma dążyć do dalszego prowadzenia wojny i osiągnięcia celów ideologicznych za wszelką cenę - informował na początku października Michaił Chodorkowski były rosyjski potentat naftowy, a obecnie opozycjonista.
W jego przekonaniu bezpośrednią przyczyną utworzenia tej frakcji jest dążenie Prigożyna i Zołotowa do odwołania Siergieja Szojgu, coraz częściej oskarżanego o porażki rosyjskiej armii na Ukrainie. "To nic nowego. Prigożyn od dawna chciał przejąć kontrolę nad przepływami finansowymi w resorcie obrony" - wyjaśnił polityk.
Więcej na ten temat w artykule:
Skąd wziął się przydomek "kucharz Putina"? W 2010 roku dyktator dopuścił Prigożyna do przetargów na karmienie resortów siłowych. Biznesmen zaoferował katering. W ten sposób szybko się "nasycił" - w przeciwieństwie do wojska, któremu dostarczał niskiej jakości wyżywienie. W 2013 r. kontrolował 90. proc. rynku dostaw jedzenia dla resortów siłowych. Roczny kontrakt miał opiewać na sumę 1,2 mld dol.
Natomiast Ramzan Kadyrow nie krył frustracji po tym, jak Siły Zbrojne Ukrainy przeprowadziły atak rakietowy na jego bazę pod okupowanym przez Rosjan Chersoniem, o czym poinformował we wtorek (25 października) portal Nexta. Według wstępnych doniesień zginęło co najmniej 40 osób.
Kadyrow niedługo później odniósł się do ataku na Telegramie. - Kiedyś mówiliśmy, że prowadzimy "specjalną operację wojskową" na terytorium Ukrainy, ale teraz wojna dzieje się na naszym terytorium. I moje zdanie, jeśli jesteście go ciekawi, jest takie, że jestem z tego powodu bardzo niezadowolony - mówił.
- Już ogłosiliśmy stan wojenny. (...) Ale oni [Ukraińcy - red.] nie są nieśmiali - strzelają. (...) Moim zdaniem nasza odpowiedź jest słaba. Jeśli pocisk trafia w naszą stronę, w nasz region, to musimy zmieść ich miasta z powierzchni ziemi. Tak bardzo, aż zobaczymy daleki horyzont. Żeby zrozumieli, że nie mogą nawet myśleć o strzelaniu w naszym kierunku - kontynuował.
Ramzan Kadyrow zwrócił się również bezpośrednio do Kremla. Nawiązując do możliwości wykorzystania przez Rosję broni nuklearnej, stwierdził, że nie ma powodów, aby obawiać się reakcji Zachodu. - Wszystko, co może się stać, już się stało. Nie będzie nic większego ani gorszego - zapewniał przywódca Czeczenii.