Rosja zaprzecza oskarżeniom, że to ona odpowiada za atak na Nord Stream. Takie twierdzenia są "przewidywalne, a przede wszystkim głupie" - stwierdził pod koniec września rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Stwierdził, że Moskwie zależy na ustaleniu, kto się dopuścił sabotażu. Jednocześnie zasugerował winnego. Nie powinno być zaskoczeniem, że jego zdaniem miałyby za tym stać Stany Zjednoczone. Obwinianie Zachodu i USA o całe zło świata to wszak stała praktyka Kremla.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Rzecznik prasowy prezydenta Federacji Rosyjskiej Dmitrij Pieskow przekazał w piątek (21 października), że Moskwa "intensywnie" pracuje nad włączeniem jej do międzynarodowego śledztwa ws. wybuchów gazociągów Nord Stream. - Ale jak dotąd napotyka na mur niechęci do wspólnego dotarcia do sedna prawdy, która z pewnością zaskoczy wielu w Europie, jeśli zostanie upubliczniona - dodał dyplomata.
Zdaniem Kremla przeprowadzenie obiektywnego śledztwa bez udziału Rosji nie jest możliwe. Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ, przekazała na początku października, że Moskwa będzie nalegać na "kompleksowe i otwarte śledztwo", w którym swój udział wezmą rosyjscy urzędnicy oraz członkowie Gazpromu. - Niedopuszczenie właściciela (rurociągów) do roli świadka w śledztwie oznacza, że jest coś do ukrycia - stwierdziła Zacharowa.
- Praca trwa kanałami dyplomatycznymi - powiedział Dmitrij Pieskow. - Ani Niemcy, ani Szwedzi, ani Duńczycy nie dzielą się z nami informacjami - cytuje jego słowa państwowa agencja informacyjna RIA Novosti.
Przypomnijmy, Szwedzka Administracja Morska poinformowała 27 września o dwóch wyciekach gazu z Nord Stream 1, biegnącego po dnie Morza Bałtyckiego. Z kolei dzień wcześniej duńskie władze doniosły o podobnej awarii Nord Stream 2. Stacja pomiarowa szwedzkiej Narodowej Sieci Sejsmologicznej (SNSN) zarejestrowała dwie silne podwodne eksplozje.
Szwedzkie śledztwo ws. wycieku z gazociągów przy wsparciu straży przybrzeżnej, sił zbrojnych i policji zakończyło się na początku października. Zebrane "dowody wzmocniły podejrzenia o poważny sabotaż" - poinformowano w komunikacie i stwierdzono, że niemal na pewno nie doszło do zwykłych usterek technicznych. Nie ma informacji, kto mógłby być odpowiedzialny za atak. Zdaniem zachodnich ekspertów nikt nie znał gazociągów lepiej niż ich właściciel, czyli rosyjski Gazprom.
Więcej informacji w artykule:
Dywersję należy postrzegać w szerokim kontekście trwającej wojny. "Z dostępnych opcji, jakimi w akwenie Morza Bałtyckiego dysponuje Rosja, za możliwe należy uznać działanie jednostek tamtejszego wywiadu wojskowego"- komentował pod koniec września Ośrodek Studiów Wschodnich.
"Gotowość podjęcia tak radykalnego działania jak atak na własną krytyczną infrastrukturę energetyczną świadczyłaby również o daleko idącej determinacji Rosji do wykorzystywania kwestii gazowych jako instrumentu politycznego. Kreml najprawdopodobniej liczy na to, że wysyłając sygnał o gotowości i zdolności dokonywania tego typu aktów dywersyjnych, doprowadzi do wzrostu zaniepokojenia w państwach UE, a tym samym wpłynie na ograniczenie lub - w optymalnym dla Moskwy wariancie -wstrzymanie wsparcia politycznego i militarnego dla Ukrainy" - czytamy w analizie.