Rosjanie oskarżają Ukraińców jak w "Raporcie mniejszości". Andrijowi za "chęć" grozi dożywocie

Ukraińscy cywile coraz częściej trafiają do rosyjskiej niewoli. Powodem utraty wolności mogą być prywatne wiadomości tekstowe wysyłane przez komunikatory czy w formie SMS-a. Niektórzy są zatrzymywani tylko przez to, że przebywali na ulicy. Los większości cywilów pozostaje nieznany. Tak jest m.in. z mężczyzną, który został oskarżony o "chęć wysadzenia konwoju humanitarnego". Grozi mu dożywocie.

Dziennikarka Onetu Mariia Tsiptsiura opisała historie kilku zatrzymanych przez Rosjan ukraińskich cywilów. Jednym z więźniów Federacji Rosyjskiej jest Andrij Golubew, który trafił do niewoli już na początku wojny w Ukrainie. Mężczyzna został zatrzymany we własnym domu.

Zobacz wideo "Putin postawił wszystko na jedną kartę. Dał ostatnią szansę generałom"

Wojna w Ukrainie. Rosjanie jak z "Raportu mniejszości". Oskarżyli za rzekomą "chęć wysadzenia konwoju"

- Kiedy spaliśmy, do naszego mieszkania włamali się rosyjscy żołnierze. Byli w mundurach, w kamizelkach kuloodpornych, z bronią i z jakiegoś powodu z ogromną tarczą przeciwwstrząsową. Dwie inne osoby miały na sobie kominiarki. Mój mąż został zakuty w kajdanki i wzięty do niewoli. Powiedzieli, że wypuszczą go, jeśli zgodzi się na współpracę - mówi Onetowi żona Andrija, Olga.

Do zatrzymania doszło w Melitopolu, a Andrij - podobnie jak setki innych zatrzymanych cywilów - nigdy nie miał nic wspólnego z wojskiem. Rosjanie zatrzymują Ukraińców po to, by wyciągnąć od nich jakiekolwiek informacje o działających w mieście oddziałach partyzanckich. - Dopiero 29 kwietnia na kanale Kseni Sobczak na Telegramie pojawił się post o zatrzymaniu Ukraińców podejrzanych o terroryzm. Nazwisko mojego męża było jednym z pięciu wymienionych! - dodała Olga.

Następnie z Telegramu kobieta dowiedziała się, że jej mąż miał zostać przeniesiony do Więzienia Lefortowskiego w Moskwie i oskarżony o chęć wysadzenia w powietrze konwoju humanitarnego, za co grozi mu dożywocie. Takie działania przypominają fabułę filmu science fiction "Raport mniejszości", który opowiada o 2054 roku, gdzie systemy są w stanie ukarać winnych, zanim jeszcze popełnią zbrodnię. Olga dodaje, że jej mąż jest patriotą i wyrażał poparcie dla Ukrainy. Cierpi jednak na chorobę stawów, przez którą niemal nie wychodził z domu - trudno więc uwierzyć w to, że mógł brać udział w jakichkolwiek działaniach partyzanckich. 

Przeczytaj więcej informacji z Ukrainy na stronie głównej Gazeta.pl.

Wołodymyr ZełenskiWołodymyr Zełenski: Rosjanie zaminowali Kachowską Elektrownię Wodną

Rosjanie zatrzymali braci, bo przepuszczali konwój. Uznali, że liczą czołgi

Larisa Jagodynska szuka z kolei najstarszego syna. Pod koniec marca jej dzieci - Ołeksandr i Władysław wracali od ciężarnej siostry, gdy trafili na konwój ze sprzętem. Mężczyźni zatrzymali się, żeby go przepuścić, ale Rosjanie uznali, że liczą czołgi. Wzięli ich więc do niewoli. Bracia zostali przewiezieni do Czarnobyla, gdzie ich torturowano - bito i rażono prądem. Następnie trafili do Białorusi, gdzie zostali rozdzieleni. 17-letni Władysław został odesłany do internatu, a potem wrócił do Ukrainy dzięki pomocy Czerwonego Krzyża. Larisa nie wie jednak, co stało się z Ołeksandrem - syn wysłał tylko przez organizację humanitarną krótki list: "Żyję. Zdrowy. W porządku". 

Joe BidenJoe Biden ostrzega przed republikanami: Ci ludzie nie rozumieją

Onet opisuje też historię nauczycielki zatrzymanej przez 15 uzbrojonych mężczyzn. Kobieta została oskarżona za napisanie wiadomości do siostry, że ich miasto jest okupowane, a na podwórku domu stoją wrogie czołgi.

Nieznany jest też los właściciela warsztatu samochodowego, który miał ręce pokryte smarem, więc został uznany za partyzanta, który pomaga Ukraińcom naprawiać samochody wojskowe.

Z danych Centrum Wolności Obywatelskich wynika, że Rosjanie bezprawnie przetrzymują około 598 cywilów. Los niemal 400 osób pozostaje nieznany. 

Więcej o: