Liz Truss ogłosiła swoją rezygnację z funkcji szefowej brytyjskiego rządu. Nazwisko jej następcy powinniśmy poznać ko następnego piątku. Już jednak polityczni korespondencji i analitycy brytyjskiej sceny politycznej podają mniej lub bardziej prawdopodobne nazwiska kolejnego premiera. Jednym z nich jest nazwisko byłego szefa rządu.
Oczekuje się, że były brytyjski premier Boris Johnson wystartuje w wyborach na szefa Partii Konserwatywnej i zajmie miejsce Liz Truss. Premierka ogłosiła, że poda się do dymisji. Podobno trwa sondowanie w sprawie tej (Johnsona) kandydatury. Mówi się, że chodzi o interes narodowy
- napisał redaktor polityczny "Timesa" Steven Swinford.
Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Po dymisji Liz Truss brytyjska opozycja żąda wyborów. "Nie możemy pozwolić Torysom, by po prostu wysunęli kolejnego kandydata" - zaapelował lider Partii Pracy Keir Starmer. "Ludzie mają prawo wybrać między stabilnym rządem lewicy a kompletnym chaosem Konserwatystów" - przekonuje polityk.
Nie ma słów, żeby opisać ten kompletny chaos. To jest poza jakąkolwiek hiperbolą i parodią. W rzeczywistości płacą za to zwykli ludzie. Nikt nie powinien teraz przejmować się interesami partyjnymi. Imperatywem demokratycznym są teraz wybory powszechne
- napisała na Twitterze pierwsza minister Szkocji Nicola Sturgeon. O zorganizowanie przedterminowych wyborów apelują też Liberalni Demokraci i Zieloni.
W praktyce wybory nie mogą się odbyć, jeśli nie zgodzi się na nie partia rządząca. W sondażach prawica pozostaje w tyle za Partią Pracy o ponad 20 punktów procentowych. W niektórych lewica prowadzi nawet trzydziestoma punktami.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>