Brytyjska premierka ogłosiła swoją dymisję. Od wielu dni Liz Truss zmagała się z buntem we własnej partii. Szefową rządu została szóstego września. O tym, kto na pewno jej nie zastąpi pisze korespondent polityczny BBC Nick Eardley. "Kanclerz Jeremy Hunt potwierdził, że nie będzie mógł zostać kolejnym przywódcą konserwatystów i premierem Wielkiej Brytanii" - podaje BBC.
Dalej Eardley przyznaje, że nigdy czegoś takiego nie widział.
Wyjaśnijmy sobie, co się stało: jeszcze wczoraj Truss przekonywała, że jest wojowniczką. Ale chaosu jaki powstał w rządzie, parlamencie i Partii Konserwatywnej doprowadził Truss do punktu, w którym już wie, że nie może kontynuować misji. To, z czym mamy teraz do czynienia, to najszybszy zwrot władzy, jaki widzieliśmy we współczesnych czasach. To błyskawiczna zmiana prędkości. Pytanie brzmi, czy Partia Konserwatywna może zjednoczyć się wokół nowego lidera i czy partia może uniknąć wyborów powszechnych
- rozważa brytyjski dziennikarz. Dodaje, że w październiku Wielka Brytania będzie miała już trzeciego premiera w tym roku.
Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
"Kryzys gospodarczy w Wielkiej Brytanii rozpoczął się, gdy podjęto próby obniżenia podatków najbogatszych. Dziś rezygnuje premier Liz Truss. Lekcja do odrobienia" - skomentował prezydent Kolumbii Gustavo Petro.
Prezydent Francji Emmanuel Macron, który przyjechał na szczyt Unii Europejskiej, skomentował krótko decyzję Liz Truss. - Ważne jest, aby Wielka Brytania znalazła stabilność tak szybko, jak to możliwe. Chcemy przede wszystkim stabilności. Na poziomie osobistym zawsze jest mi smutno, gdy widzę, jak kolega lub koleżanką odchodzą - powiedział Macron.
Brytyjski dziennikarz Piers Morgan ocenił oświadczenie Liz Truss bardzo krótko: "To koniec. Liz Truss rezygnuje i zostanie najkrócej urzędującym premierem w historii Wielkiej Brytanii. Co za absolutny chaos" - czytamy na Twitterze.
Komentarze płynął także z Polski. Robert Biedroń pisze o lekcji i przykładzie, jaki dała brytyjska polityczka. "Liz Truss rezygnuje z funkcji premierki Wielkiej Brytanii po 45. dniach pełnienia urzędu. W tym przypadku Polska mogłaby zainspirować się brytyjskimi standardami" - uważa europoseł.
Do zapowiedzianej dymisji odniósł się również dziennikarz Jacek Nizinkiewicz. "Liz Truss, chyba najkrócej urzędująca premier Wielkiej Brytanii. Gdyby Liz Tuss była premierem w obecnej Polsce, to mogłaby trwać na stanowisku bez przeszkód" - napisał na Twitterze.
- Liz Truss zrozumiała, że jeśli ona nie ustąpi, to Partia Konserwatywna przegra najbliższe wybory. Jak przegra, to zostanie w opozycji na długo. Ona też zrozumiała, że prowadzenie polityki w tak chaotyczny sposób, jak to ostatnio robiła i robił to wcześniej Boris Johnson może doprowadzić do dalszego rozkładu monarchii brytyjskiej - komentował w TVN24 Jerzy Haszczyński z "Rzeczpospolitej".
- Nie mogę wypełnić mandatu, na podstawie którego mnie wybrano - poinformowała szefowa rządu na Downing Street. Zapewnił, że rozmawiała z królem, by poinformować go, że rezygnuję ze stanowiska liderki Partii Konserwatywnej. Premierka dodała, że jej następcę Zjednoczone Królestwo powinno poznać w przyszłym tygodniu. To efekt ustaleń z Grahamem Bradym, szefem komitetu odpowiedzialnego za wybór lidera Konserwatystów.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>