W środę Władimir Putin wydał dwa dekrety. Jeden ogranicza wjazd i wyjazd z ośmiu regionów sąsiadujących z Ukrainą. Dotyczy to Krasnodaru. Biełgorodu, Briańska, Woroneża, Kurska i Rostowa, a także Krymu i Sewastopola, okupowanych przez Rosję od 2014 roku. Drugi wprowadza stan wojenny w nielegalnie przyłączonych do Rosji i okupowanych regionach Ukrainy: chersońskim, zaporoskim, donieckim i ługańskim.
Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
- To jest konsekwencja aneksji, która była przeprowadzona pod koniec września. Rosja anektowała obwód zaporoski, chersoński, tzw. DRL i ŁRL w granicach administracyjnych, a nie tych, gdzie efektywnie sprawuje kontrolę militarną i polityczną. Przejęła więc terytoria, na których częściowo kontrolę mają Ukraińcy i gdzie toczą się działania wojenne. Dekret Putina jest konsekwencją tego, że zgodnie z percepcją rosyjską na terenie Federacji Rosyjskiej są siły zbrojne obcego państwa. To jest akt agresji, dlatego na tych terenach z powodu formalno-prawnego ogłoszono stan wojenny - tłumaczy analityk OSW Tadeusz Iwański.
Moim zdaniem jest to przyznanie się w pewien sposób do słabości. Jeśli jest wprowadzony stan wojenny, to w jakiś sposób kłóci się to ze "specjalną operacją" ogłoszoną na początku wojny, który to termin Rosja nadal stosuje w odniesieniu do wojny w Ukrainie. To jest dowód na to, że Rosja nie czuje się pewnie na tych terenach. Zresztą Putin mówił o grupach dywersyjnych i aktach terrorystycznych. To pokazuje, że "operacja specjalna" nie idzie zgodnie z planem
- zaznacza nasz rozmówca.
Tadeusz Iwański zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt środowej decyzji Władimira Putina, która ma bezpośredni związek z działaniami na froncie. - Coraz więcej mówi się o przygotowaniach do generalnej bitwy o Chersoń. Mówią o tym i Ukraińcy i Rosjanie. Z tego względu stan wojenny i jego konsekwencje w obwodzie chersońskim i zaporoskim mogą mieć na celu ułatwienie Rosji przygotowań do oczekiwanej ze strony ukraińskiej ofensywy - mówi analityk OSW.
Na pytanie co zmieni stan wojenny dla mieszkańców okupowanych przez Rosję terenów, kierownik Zespołu Ukrainy, Białorusi i Mołdawii OSW odparł, że niewiele. - Rosjanie i kolaboranci robią to, co chcą, a teraz będą mogli robić więcej złych rzeczy, bo stan wojenny daje szereg uprawnień tzw. lokalnym organom władzy. Tam panuje absolutne bezprawie. Sytuacja jak była zła, tak i będzie zła dla tej ludności, która tam mieszka. W Rosji został powołany sztab koordynacyjny pod przewodnictwem premiera Miszustina. Więc formalnie daje im to więcej instrumentów do organizowania i przygotowania obwodu do wojny. Ale - jeszcze raz - w praktyce niewiele się zmienia - podkreślia nasz rozmówca.
Analityk Ośrodka Studiów Wschodnich uzupełnia, że zawsze obowiązywanie stanu wojennego ogranicza reguły demokratyczne, nawet te formalne. - Osoby, które sprawują na takich terenach władzę, mają zupełnie wolną rękę, mogą robić cokolwiek. Rosjanie wykorzystują to i wywożą lub mobilizują osoby, które są nieprawomyślne, mają antyrosyjskie poglądy. Tak też postępują na Krymie, gdzie mobilizują m.in. Tatarów krymskich, którzy są najbardziej proukraińską siłą - dodaje Tadeusz Iwański.
Nie przykładałbym bardzo dużego znaczenia do wprowadzenia stanu wojennego, bo to jest tak naprawdę formalno-prawne potwierdzenie tej sytuacji, która ma miejsce. Mamy ataki ukraińskie na te terytoria, wybuchają składy amunicji, paliwa. Działają tam ukraińskie grupy dywersyjne. To jest fiksacja stanu faktycznego. Jest wprowadzony stan wojenny, bo tam jest wojna
- mówi analityk OSW.
Nasz rozmówca zastrzega, że wprowadzenie stanu wojennego nie unieważnia "specjalnej operacji wojskowej" z perspektywy rosyjskiej. - Nadal Moskwa podtrzymuje, że to jest "specjalna operacja wojskowa", że nie ma wojny z Ukrainą. Faktem jest jednak, że padło słowo "wojna". W dłuższej perspektywie sytuacja wygląda więc tak, że Rosjanie zorganizowali specjalną operacją wojskową, w której mieli zająć Ukrainę w ciągu 3-5 dni i miało być po sprawie. A teraz wszystko to trwa prawie osiem miesięcy, mamy mobilizację w Rosji i stan wojenny w niektórych terenach. Więc problemy rosyjskie narastają, to przestaje być operacja wojskowa, gdyż zmienia się w wojnę, nawet w przekazie rosyjskim - ocenia Iwański.
Na koniec zapytaliśmy o to, czy ostatnie ataki dronów na Kijów i inne ukraińskie miasta są zmianą strategii prowadzenia wojny przez Moskwę. - Gen. Siergiej Surowikin, który dowodzi "operacją specjalną" i jest dowódcą sił powietrzno-kosmicznych, mówił otwarcie, że będzie starał się ograniczyć straty żołnierzy rosyjskich. A to może oznaczać zwiększenie częstotliwości nalotów i ostrzałów rakietowych miast ukraińskich. To, że głównym celem jest infrastruktura energetyczna - elektrownie, linie wysokiego napięcia - jest działaniem absolutnie zaplanowanym i celowym. Ma na celu złamanie Ukraińców brakiem ogrzewania, prądu, osłabić ich morale i opór. Co i tak prawdopodobnie się nie uda. Ale Rosjanie będą próbować, niestety. Będzie to miało fatalne konsekwencje, bo ludzie będą cierpieć. Ale ich to nie złamie - uważa Tadeusz Iwański.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>